Niektórzy z nas dublują relacje ze swoich pływań zamieszczając je równocześnie na paru forach - tym razem i ja to uczynię.
Sobota rano (Siewierz) - wczesna pobudka, kawa, napój i kanapki do plecaka, "Osiołek" spakowany czeka już od wczoraj.
Na dachu Osiołka "Pir-Ania", w środku sprzęt wodniacki oraz ciężki (jak cholera !) rower brata.
Ruszam do Olkusza, tam o 8.30 dosiada się Agata która właśnie przyjechała z Krakowa.
Jedziemy do Bukowna, nad wodą stoi kilka przyczep z kajakami - czekają na niedzielnych kajakarzy pomyślałem.
Trzeba się pospieszyć by nie przeszkadzali nam na pierwszym, bardzo popularnym, odcinku "rekreacyjnym" .
Pogoda ma być dobra, po 16.oo przewidywany deszczyk, do zrobienia mamy ok. 13 km - spoko zdążymy.
Plecak i rower do kanadyjki, pojawiają się pierwsi kajakarze, wraz z nimi zainteresowanie "Pir-Anią" z rowerem - dlaczego?.
Wyjaśniam że rower to narzędzie umożliwiające powrót na start aby odebrać z mety córkę i "Pir-Anię" - niedowierzanie!.
Focą sobie kanadę z rowerem, odbijamy, Agata zdziwiona kolorem wody, intensywnością przyrody i małą szerokością rzeki.
Pierwsze malownicze 3-4 kilometry są mi dobrze znane, płynąłem tędy w środę z kolegą.
Ten sam mleczny kolor wody, ten sam mostek, ta sama wysoka skarpa na zakręcie, ta sama tabliczka "koniec spływu",
ta sama belka przez rzekę na "końcu odcinka".
Od belki zaczyna się "nieznane", najpierw trzeba przepłynąć wśród kamieni spadek wody pod pobliskim mostem.
Postanawiam zrobić to bez Agaty, córka filmuje, ja spływam bez kłopotów, moja pewność siebie rośnie.
Kolejne przeszkody pokonujemy już raczej razem: bystrza, progi, powalone pnie, silne zwężenia i ciasne zakręty.
Na jednej z przeszkód, gdzie konieczną okazuje się przenoska, doganiają nas liczni kajakarze, są uczynni ale robi się tłok.
Chcemy przeczekać ale tuż za zakrętem kolejna przeszkoda, robi się korek, czekamy 30min jednak końca grupy nie widać.
Gdy dociera do nas że jest ich 80 osób schodzimy na wodę, kajaków coraz więcej a wody w rzece coraz mniej - dziwne.
Gdy kolejny już raz przepuszczamy nadpływającą falę kajaków, podpływa do nas jedyna w tej grupie kanadyjka.
Jej sternik jest bardzo zdziwiony naszą obecnością na rzece a rower na pokładzie to kolejne jego zdziwko.
Sternik to instruktor Bartek Łoziński, jeden z organizatorów spływu, na wodzie pełni funkcję opiekuna grupy.
Okazuje się że przypadkiem zostaliśmy "wchłonięci" przez Ogólnopolski Spływ Kajakowy "Tylko dla Orłów' Sztoła 2019,
organizowany drugi już raz przez Fundację Tołhaj-GDK
https://gazetakrakowska.pl/ogolnopolski ... 1-14410017
Zostajemy formalnie zaproszeni, od tej chwili mamy się czuć jak jego pełnoprawni uczestnicy - bardzo to miłe.
Nie żałujemy bo przeszkód coraz więcej, na przeszkodach korzystamy (jak każdy) z pomocy innych, najsilniejszy jest Bartek.
Przeprawiając się przez kolejne zwałki dostrzegamy że rzeki ubywa a w pewnej chwili Ona nawet prawie znika.
Spływamy kolejny próg, wąski i najeżony na dole kołkami, udało się ... nagle chlup do wody - KABINA !.
Przez długie lata zmoczyłem się tylko parę razy i tylko przy brzegu, w trakcie niedogodnego wsiadania lub wysiadania.
Nadmiernie zadowolony udanym manewrem straciłem dziś czujność a wystarczyło oprzeć się o wodę pagajem - ech !.
Wyciągamy kanadyjkę na rzeczną kępę, wyjmujemy rower, obracamy "Pir-Ani", wylewamy wodę, wkładamy rower, wsiadamy,
płyniemy, ... ha ha ha - płyniemy ?!, przeszkód nie sposób wyliczyć, "dobitnie uatrakcyjniają" nam dalsze pływanie.
Przeciskamy się dołem pod gęsto powalonymi drzewami, przerzucamy kajaków górą, spływamy ciasne progi, płyniemy w rurze,
przenosimy lub przeciągamy kajaki po powalonych pniach, w głębokim błocie a nawet przez "pustynię".
Na pewnym odcinku rzeka płynie nasypem powyżej otaczającego ją terenu stanowiącego obrzeża b.dużej kopalni piasku.
Zbliżamy się do ujścia, im bliżej tym trudniej ale i ciekawiej, fizyczne trudy przenosek doskwierają nie tylko mnie,
niektórym uczestnikom bardziej, wypatrujemy więc końca.
https://m.facebook.com/story.php?story_ ... 2231744563
Dowiaduję się że mogę z kajakarzami wrócić autobusem do Bukowna po auto - super! (ech gdybym wcześniej wiedział)
Ostatnia przenoska wokół przepompowni, po chwili wpływamy na Białą Przemszę, widać różnicę czystości wody.
Białą Przemszą płyniemy ok. 1 km, odcinek także bardzo ciekawy, malowniczy a "urozmaicenia" nie skąpią nam wrażeń.
Wreszcie można pociągnąć pagajem i przyspieszyć a wcześniej wywoływało to tylko nieprzewidziane kłopoty.
Kończymy, dobijamy do brzegu przy drewnianym dziurawym mostku, wyciągamy kajaki, auta z przyczepami już czekają.
Zgodnie z zapowiedziami zaczyna padać deszcz, nie jest on z tych ulewnych, bardziej siąpi niż pada.
Zostajemy zaproszeni na ciasto, gorącą kawę i herbatę, w dodatku z obsługą i pod dachem ! - wielkie dzięki.
Potem wślizguję się z innymi "mokrymi" do autobusu, jedziemy do Bukowna, wrócę "Osiołkiem" po Agatę i "Pir-Anię".
Mimo śledzenia trasy przejazdu, w powrotnej drodze trochę błądzę, jestem więc spóźniony, na drodze spotykam busa z Agatą
w środku a "Pir-Anią" na przyczepie, szybkie przepakowanie aut, serdeczne podziękowania oraz pożegnanie z organizatorami.
Wracamy, Agata planowała powrót do Krakowa ale że mokra i zmęczona to daje się namówić na gorący żur w Siewierzu.
Siewierz - ciepła kąpiel, żur w talerzach, suche i ciepłe łóżko, jest wszystko co w tej chwili potrzebne (była też nalewka).
Niedziela rano - odwożę córkę na dworzec by za chwilę, wraz ze wspomnieniami, ruszyć w drogę do Siedlec.
Ps. Zdjęcia jeszcze dziś - muszę pozmniejszać.
Filmik na zachętę:
https://www.youtube.com/watch?v=L80t3-FvSQQ