Darek nie miał głowy aby coś skrobnąć, a warto chociaż trochę napisać o tych dwóch uroczych rzekach w okolicach Puław.
Dawno już się wybierałem w te tereny aby poznać uroki lokalnych rzeczek i długo nie musiałem go namawiać aby coś zaproponował. Wybrał termin, rzeki, miejsca startu i zakończenia spływów, opracował plan logistyczny i podzielił obowiązki.
Ja z Romkiem zająłem się transportem, Lechu napoje rozgrzewające a Basie zostawił w kuchni aby przygotowała na wieczór zupę regeneracyjną
Jednym słowem został kierownikiem całego zamieszania i nie ukrywam że wyszło mu to znakomicie.
W sobotni poranek na starcie w miejscowości Zawada stawiła się cała ekipa w ilości pięciu osób Ania, Sharan, Romek, Lechu i ja zwany dalej Rybą, rzeka Bystra była już nasza. Rozpoczęliśmy spływ pełni optymizmu i dobrego humoru, jednak po kilku kilometrach już nie było tak wesoło.Rzeka okazała się dość uciążliwa obfitująca w liczne przeszkody, zwalone drzewa, krzaki i mostki.
Cały czas płynęliśmy przez tereny zalesione, wszędzie jeszcze było zielono jakby nasza Polska złota jesień się spóźniała.
Przeszkody pokonywaliśmy dość sprawnie, indywidualnie lub zespołowo, wspierając się wzajemnie i to bez wysiadania z kajaków. Nie obyło się bez wywrotek, ale takie sytuacje zawsze mogą się zdarzyć. Spływ chociaż uciążliwy zakończyliśmy z uśmiechem na twarzach w miejscowości Wierzchoniów. Nikt i nic nie było nam w stanie popsuć dobrego humoru, nawet to gdy się okazało że kluczyki od samochodu który stał na mecie zostały w samochodzie na starcie
.
Po spływie udaliśmy się do kwatery głównej naszego kwatermistrza i głównego logistyka Sharana.Na miejscu na nas już czekała Basia z gorącą zupką (bardzo pyszną) i Artur, który powiększył naszą drużynę.
Zostaliśmy przez gospodarzy ugoszczeni po królewsku i do późnych godzin nocnych układaliśmy plan spływu rzeką Kurówka.
Następnego dnia ekipa nam się powiększyła do siedmiu osób, płynęła z nami Basia i Artur. Odcinek jaki przebyliśmy to Końskowola-Puławy. Rzeka już nie była już tak uciążliwa, płynęło się leniwie, wesoło a zwałki trafiały się rzadziej za to pojawiły się fajne bystrza. Jak się okazało później było to zgodnie z planem Sharana, w sobotę miało być ciężko a w niedzielę "odpoczynek". Nie będę porównywał zalet i wad tych dwóch rzek, były po prostu inne i mające swój niepowtarzalny urok. Jednym słowem weekend uważam za bardzo udany, fajny wart powtórzenia.
Ogromne podziękowanie dla Basi i Sharana za nakarmienie głodnych, napojenie spragnionych i za dach nad głową dla strudzonych, a
dla całej ekipy za fajną zabawę i wesołe towarzystwo.
W załączeniu kilka moich zdjęć
https://photos.google.com/share/AF1QipP ... VhQWVha1ln