wodniacy.net

usiądź przy naszym ognisku
Teraz jest 28 mar 2024, o 18:48

Strefa czasowa: UTC + 1 [ DST ]




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 1 ] 
Autor Wiadomość
PostNapisane: 2 sie 2018, o 09:17 
Offline

Dołączył(a): 26 sty 2015, o 12:06
Posty: 250
Data: 21-29 lipca 2018
Trasa: Gołębie - Wola Uhruska
Rzeka: Bug
Długość trasy: 185 km

21 lipca, sobota
Od rana już stopniowo ogarniał mnie reisefieber, bo niby wszystko naszykowane, niby wszystko kupione, ale oczekiwanie wiadomo zawsze jest najgorsze. W końcu jednak doczekałam się. Mój brat Damian oraz Maciej i Radek stawili się na parkingu pod domem. Pierwszym wyzwaniem logistycznym okazało się spakowanie do auta rzeczy jeszcze jednej osoby, ale Damian ma w pakowaniu wyjątkową wprawę.
I ruszyliśmy do Kryłowa, czas umilając sobie rozmowami na temat spływu i mijanych miejscowości. Kilka km przed Kryłowem zatrzymaliśmy się przy wieży widokowej, skąd rozciągał się ładny widok na dolinę Bugu.
Obrazek

W Kryłowie zastaliśmy już Włodka i Dzidkę oraz Drucika (Krzyśka). Przy ognisku dość szybko rozpoczęliśmy integrację.
Obrazek

Ustaliliśmy, że następnego dnia o 9 rano właściciel wypożyczalni wywiezie nas na start do Gołębi.
Przy podawaniu długości przepłyniętego odcinka podaję zapisy ze swojego gps, należy też pamiętać, że odległości w słupkach granicznych nie pokrywają się z wartościami kilometrażu.

22 lipca, niedziela, Gołębie –> nocleg: Ślipcze, przed słupem 855; 29 km

Rano wstałam chwilę wcześniej, by napompować i przygotować kajak.
Poznaliśmy też Ewę i Darka, którzy dojechali na kamping w nocy.

Obrazek
foto Damian

Wyjazd na start troszkę z przyczyn technicznych się wydłużył, ale koniec końców po 11 zeszliśmy szczęśliwie na wodę.
Obrazek

Już pierwsze chwile upewniły nas, że po niskim stanie wody, którym nas straszono kilka dni wcześniej, nie ma śladu. Była to bardzo dobra wróżba.
Obrazek

Obrazek

Pierwszy przystanek zaplanowaliśmy w Kryłowie, tam chętni mogli uzupełnić zapasy w sklepie. Sklep rzeczywiście był, w dodatku były w nim pyszne lody gałkowe. Poszliśmy też zwiedzić ruiny zamku. Kryłów miałam już okazję zwiedzić rok wcześniej z ekipą rowerowych włóczykijów.
Obrazek

Obrazek

Kolejny etap szybko upłynął na rozmowach i spokojnym płynięciu, pogodę póki co mieliśmy idealną.
Obrazek

Obrazek

Włodek spisał potrzebne informacje o kilometrażu z przewodnika po Bugu autorstwa Józefa Tworka i stąd czerpaliśmy sugestie na temat wszelkich miejsc postojowych i biwakowych. Każdy zresztą w zanadrzu miał te informacje skserowane albo w postaci przewodnika. Pierwszy nocleg wypadł nam na wysokości miejscowości Ślipcze, przed słupem nr 855, z dogodnym wyjściem z wody. Po rozstawieniu namiotów siedliśmy przy ognisku. Na poniższym zdjęciu Radek przedstawia komfortowe warunki dmuchania materaca.
Obrazek

Miejsce widokowo mieliśmy bardzo ładne.
Obrazek

Obrazek

Trzeba było tylko uważać na kombajn, który wzbudził duże zainteresowanie chłopaków.
Obrazek

Od razu nadmienię, że zgodnie z przyjętymi na rzece granicznej zasadami telefonicznie Włodek meldował straży granicznej miejsce startu każdego dnia oraz miejsce przybicia na biwak. W międzyczasie informowaliśmy także o miejscach postoju podczas spływu, podając numer słupka. Dzięki temu nigdy nie było żadnych nieprzyjemnych zdarzeń. Straż czasem odwiedzała miejsce biwakowania, ale nie codziennie. Nigdy też nie sprawdzała naszych dokumentów.

Obrazek
foto Damian

Cała nasza ekipa.
Obrazek

23 lipca, poniedziałek, Ślipcze –> nocleg za Strzyżowem, ok. słupa 891; 32 km

Niespodzianka. Po wczorajszej złotej pogodzie ani śladu. Od pierwszych metrów na wodzie zaczął padać deszcz, który raz był mżawką, raz kapuśniaczkiem, a raz ścianą deszczu. Czasem też padał poziomo. Tak czy siak po pierwszej godzinie w zasadzie przestał nam przeszkadzać.
Obrazek

Tego dnia zaraz na początku płynęliśmy przełomem Bugu przez około dwa kilometry. Wysokie brzegi zawsze robią na mnie wrażenie.
Obrazek

Za Czumowem ze dwa razy dopadła nas burza – kto chciał wysiadał z kajaka na brzeg, kto nie chciał chwile grozy przesiedział w kajaku przy brzegu.
Obrazek
foto Damian

Towarzyszyło nam mnóstwo ptactwa.
Obrazek

I urozmaicony krajobraz.
Obrazek

Obrazek

Most kolejowy w Hrubieszowie.
Obrazek

Nocleg planowaliśmy za Strzyżowem i początkowo wszystko szło zgodnie z planem – minęliśmy ujęcie wody cukrowni, cukrownię z kominami
Obrazek

ale już opisywane dogodne miejsce postojowe przed słupem 889 okazało się niewypałem, bo go nie było. Włodek wspiął się na skarpę i brzegiem przeszedł ok. dwa km w poszukiwaniu dobrego miejsca pod biwak, niestety wyglądało na to, że po horyzont ciągną się pokrzywy i zarośla. Damian z Ewą popłynęli zatem dalej, uważnie patrząc po brzegach, natomiast reszta kibicowała Dzidce w samotnym manewrowaniu kanadyjką w miejsce, gdzie czekał Włodek. Z małą przygodą przy brzegu wszystko udało się pozytywnie, a Ewa znalazła wyjście z wody może nie luksusowe, ale zważywszy na okoliczności – bardzo wyczekiwane. Wspólnymi siłami wyciągnęliśmy pojazdy z wody i przenieśliśmy bambetle na pobliski kawałek łąki, która, przyznajcie sami – okazała się bardzo urokliwa.
Obrazek

Deszcz trochę padał, ale po złożeniu do kupy dwóch płacht zyskaliśmy bardzo dogodne miejsce świetlicowe. Wtedy po raz pierwszy padł pomysł, by nie wypowiadać głośno prognoz pogody.
Obrazek

24 lipca, wtorek, słup ok. 891 -> nocleg: Horodło, słup 905; 20 km

Tego dnia mieliśmy mieć po drodze dwa zatory wymagające przeniesienia kajaków brzegiem, a przynajmniej tak brzmiały ich opisy w ustach straży granicznej i forumowiczów, którzy jakiś czas wcześniej płynęli tym odcinkiem. Mając to na uwadze, nie planowaliśmy długiego dystansu. Pogoda poprawiła się znacząco, było zachmurzenie, ale praktycznie bez deszczu.

Obrazek

Po drodze minęliśmy najdalej położony na wschód punkt granicy Polski, czyli Zosin-Komora.
Obrazek

Pierwszy zator okazał się rzeczywiście sięgający od brzegu od brzegu. Mniej więcej w jednej trzeciej był już porośnięty roślinnością, tworząc niemal nowy świat... Po lewej stronie był jednak ciągle ruchomy w wodzie, co pozwoliło mieć nadzieję na przeciśnięcie się przez niego kajakiem. I tak też tę sytuację ocenili z brzegu Radek i Maciek, a Ewa chyba jako pierwsza przetarła szlak. Choć jak później przyznała – nawet gdyby zator był bardziej szczelny, wolałaby się przeciskać niż nosić kajaki brzegiem. Słusznie.
Obrazek

Za zatorem znów mieliśmy po lewej stronie wysokie skarpy.
Obrazek

Zrobiliśmy sobie też chwilę postoju.
Obrazek

A w krzakach krył się śliczny pająk. To tygrzyk paskowany. Bardzo ciekawa jest ta spirala z sieci, czyli stabilimentum. Są różne teorie na jej temat - może służy jako wzmocnienie sieci? może ma ostrzegać ptaki przed wpadnięciem i zniszczeniem misternej roboty? może ma lepiej ukryć tygrzyka? Swojego czasu pojawiało się dużo ostrzeżeń przed jadem tego pająka. Jednak to, by nas ugryzł, jest bardzo mało prawdopodobne (ponoć ma bardzo łagodne usposobienie...). Objęty ścisłą ochroną.
Obrazek

Pogoda nadal nam sprzyjała.
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Drugi zator był zaraz przed wyspą w Horodle. Z tym że przez jego środek wartko płynęła woda – trudność polegała na tym, że był to ostry zakręt z konarem nad wodą pośrodku, trzeba było zatem skupić się na dobrym wymanewrowaniu. Udało się bez problemów, choć jak powiedziała nam straż graniczna, w tym miejscu przy tym właśnie konarze tydzień czy dwa wcześniej utopiła się para kajakarzy. Mogliśmy tylko snuć domysły, że obróciło ich bokiem i przyparło do przeszkody, no ale to tylko wyobrażenia sytuacji.

Zaraz za wyspą przybiliśmy do brzegu, skąd mieliśmy może kilometr do sklepu w Horodle. Postanowiliśmy w związku z tym zrobić przerwę. Po drodze deptała nam po piętach chmura, która okazała się burzą z ulewą – szczęśliwie jednak przesiedzieliśmy ją na przystanku w centrum Horodła.

Obrazek
foto Ewa

Odwiedziliśmy też horodelskie lwy.
Obrazek

Parę metrów dalej od naszego przystanku oczom naszym ukazał się… nie, nie las. Tylko bardzo ładna skoszona łąka z doskonałym wyjściem na brzeg. Po cóż zatem szukać innego miejsca, skoro pod bokiem mamy takie. Postanowiliśmy zatem zostać tu na biwak. Zwłaszcza że przeżycia dnia poprzedniego (deszcz, ulewy, deszcz, burze, szukanie miejsca na nocleg) chyba trochę jednak dały się nam we znaki. Widok z naszej plaży.

Obrazek

Obrazek

Nastąpił zatem plażing, leżing, biwaking i kąpieling. W blasku słońca. I integracja. Najpierw pod płachtą
Obrazek

a po przejściu straszącej ciemnej chmury – przy ognisku.
Obrazek

Tu trzeba wspomnieć o ogromnym wkładzie Dzidki w przygotowanie wszystkich ognisk, jako że pierwsza dawała hasło do zbierania gałęzi, a zwykle sama odwalała tę część roboty.
Przy ognisku tego wieczoru uaktywnił się też kociołek Macieja oraz produkty, które przygotował na grochówkę. Groch moczył się w kajaku dwa dni, była więc najwyższa pora na gotowanie. Wspólnymi siłami udało się przygotować pożywną zupę, choć z kronikarskiego obowiązku muszę odnotować, że groch mógł być odrobinę bardziej miękki. Za to walory smakowe nie do opisania. Żołądkowe również.
Obrazek

25 lipca, środa, Horodło -> nocleg: wysokość miejscowości Starosiel; 25 km

Tego dnia przywitała nas w miarę ładna pogoda. I po kilku kilometrach – wiata w miejscowości Bereźnica, chyba jedyne tak przygotowane miejsce na biwak. Była więc okazja do rozprostowania kości.
Obrazek

Ponieważ nie zawsze udawało się płynąć jedną grupą, po drodze nieco się rozdzieliliśmy, przez co Damian, Radek i ja przerwę obiadową spędziliśmy na zielonej trawce, a reszta grupa pół km za nami w miejscowości Matcze, gdzie Włodek z Dzidką, jak się okazało, mają swoją dobrą znajomą.
Akurat wtedy mniej więcej przeszła nad nami ulewa, która na szczęście szybko minęła.

Obrazek
foto Damian

Obrazek

Poza tym nie odnotowałam większych atrakcji – ale rzeka była wystarczająco atrakcyjna, jak każdego dnia – dzika, raz prosta, innym razem kręta, ale zawsze zielona i miła dla oka.
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Nocleg znów wypadł na skoszonej łące, a ja z Damianem zrobiliśmy sobie krótki spacer.

Obrazek
foto Damian

26 lipca, czwartek, Starosiel –> nocleg: Husynne, słup 972; 23 km

Ponieważ wszyscy w mniejszym lub większym stopniu pragnęli sklepu, zaplanowaliśmy pierwszy przystanek we wsi Uchańka, gdzie takowy miał być według informacji udzielonej przez SG.
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zanim tam jednak dopłynęliśmy, podobnie jak w poprzednich dniach, znów zaczęła nam deptać po piętach burza. Dlatego dwa km przed zakładaną metą nieco docisnęliśmy wiosła i w akompaniamencie grzmotów wpłynęliśmy po zielonym dywanie w burzysko.
Obrazek

Obrazek

Chwilę musieliśmy przeczekać ulewę i udaliśmy się do wsi. Pierwsze napotkane gospodarstwo i mrożąca krew w żyłach informacja, sklep jest, ale w oddalonej o 5 km wstecz wsi Dubienka. Wpadam na pomysł poproszenia o podwózkę. Okazuje się , że bez żadnego problemu właściciel gospodarstwa wyraził zgodę i czwórka przemokniętych ludzi została podwieziona do Dubienki, za flaszkę. Trochę martwiliśmy się o kałuże pozostawione na siedzeniach w aucie, ale jednak prawdą jest to, co mówią o ludziach na wschodzie – życie płynie im spokojnie, więc takie drobnostki nie stanowią problemu. Chyba. Po powrocie do burzyska i reszty grupy został obalony mit o ślimakach, które jakoby są wolne, a jednak w mig opanowały nasze kajaki. Zanim wyruszyliśmy w dalszą drogę, przeszły jeszcze ze dwie ulewy. Po upłynięciu może trzech km czekała na nas niespodzianka w postaci zatoru, o którym wcześniej nie słyszeliśmy. Okazał się najtrudniejszy do pokonania – trzeba było spróbować przecisnąć się na konarze leżącym w wodzie i pod następnym nisko zawieszonym nad wodą. I tutaj wszystko poszło OK. Co prawda skeg nieco przyklinował mnie na chwilę na czymś jeszcze leżącym pod wodą, ale szarpnięcie Ewy za przód Heliosa wybawiło z kłopotu. Z mniejszym czy większym trudem wszystkim udało się przepłynąć.

Obrazek

Nagrodą okazał się przepiękny kawałek plaży z dojściem na łąkę, który wybraliśmy na następny biwak. Znów była okazja do kąpieli, relaksu i długich Polaków rozmów.

Obrazek

Obrazek

27 lipca, piątek, Husynne -> nocleg: Świerże, słup 1008, za młynem; 30 km

Obrazek

Od samego początku piątkowego odcinka towarzyszyły nam piaszczyste plaże, a na jednej z nich, jeszcze przed Dorohuskiem, zrobiliśmy postój na obiad i kąpiel.

Obrazek

Obrazek
foto Damian

Tego dnia niewątpliwą atrakcją miało być przepłynięcie pod mostem kolejowym w Dorohusku, gdzie elementy zburzonego w czasie II wojny światowej mostu przy niskich stanach wody uniemożliwiają bezpieczne przepłynięcie. Jednak i tym razem szczęście nam sprzyjało. Wysoki stan wody sprawił, że oprócz kilku podskoków na fajnym bystrzu pod mostem nic się więcej nie wydarzyło.
Obrazek

Oprócz tego minęliśmy kilka naprawdę ładnych miejsc w postaci wysokich skarp po stronie ukraińskiej.

Obrazek

I kolejnych kilka piaszczystych plaż.
Obrazek

Choć tego dnia przepłynęliśmy 30 km, to minęły one nie wiadomo kiedy – nurt ładnie niósł, a i rozmowy pchały czas i kilometry do przodu.

I tak dopłynęliśmy do miejscowości Świerże, a właściwie na jej koniec, za młynem.
Obrazek

Znów ładne wyjście i łąka – po raz kolejny wspomnieliśmy czyjąś zasłyszaną teorię o braku miejsc biwakowych nad Bugiem. Z wyjątkiem chybionego opisu z przewodnika drugiego dnia naszego płynięcia, reszta zgadzała się z rzeczywistością. Teraz też, można powiedzieć – co do joty.
Obrazek

Po rozstawieniu namiotów udaliśmy się, tak, tak, do sklepu. Droga wiodła przez miejscowy park, a i wieś okazała się urokliwa.

Obrazek

Wszyscy czekaliśmy na jeszcze jedno wydarzenie tego dnia, wydarzenie przez duże W, mianowicie całkowite zaćmienie Księżyca. Jakie to trzeba mieć szczęście w życiu, żeby oglądać to zjawisko właśnie w takim miejscu – na łące nad Bugiem, między dwoma światami.

28 lipca, sobota, Świerże –> meta: Wola Uhruska przy pochylni SG; 26 km

Rano smutna wiadomość o śmierci Kory, wspominaliśmy ją kilka dni wcześniej przy okazji piosenki Falowanie i spadanie… Życie, inne życie, nasze, płynie dalej, zbieramy obozowisko, zwłaszcza że nad brzeg nadciąga ekipa z wypożyczalni. Wszak niedziela, ładna pogoda. Kto gotowy – płynie, razem z Damianem za zgodą towarzyszy wypływamy nieco wcześniej.
Obrazek

Mamy okazję porozmawiać po drodze o różnych ważnych dla nas sprawach. To sprawia i że i ten ostatni już odcinek mija szybko, może zbyt szybko.

Obrazek

W tym dniu mija moje 2000 km w kajaku od początku mojego pływania.

Obrazek

Opisy z przewodnika bardzo dokładnie określają poszczególne punkty podróży – mijamy po prawej wyspę ukraińską, po lewej ujście Uherki, skarpę
Obrazek

potem ukraińską murowaną wieżę w kolorze biało-żółtym.
Obrazek

I dopływamy do Woli Uhruskiej wraz z Drucikiem, który dogonił nas po drodze. Na resztę ekipy czekamy może z pół godziny.

Obrazek
foto pstryknął Drucik

Do przyjazdu właściciela wypożyczalni w Kryłowie, który ma nas zabrać ze sprzętem na pole namiotowe, mamy dwie godziny. W tym czasie jemy, leżymy, rozmawiamy i pakujemy częściowo rzeczy. W końcu przybywa bus.
Obrazek

W drodze w busie zamawiamy obiad! Telefonicznie – odbieramy go w Hrubieszowie w restauracji. Zjedzenie go jest pierwszą rzeczą, jaką robimy po przyjeździe do Kryłowa – schabowy po chłopsku, z sadzonym jajkiem, smakuje po całym tygodniu jak nigdy. Ja jeszcze korzystam z możliwości umycia kajaka szlauchem – od nowości nie był taki czysty. I idę spać, co nie jest łatwe, jako że bolące dwa zęby osiągają apogeum.

29 lipca, niedziela

W niedzielę rano ostatnie biwakowe śniadanie, składanie rzeczy, upychanie w aucie, pożegnanie i w drogę do domu.

Obrazek
foto pstryknęła Ewa

Był to ciekawy pod wieloma względami spływ. Przede wszystkim na pierwsze miejsce wybija się graniczna rzeka między Polską a Ukrainą. Mamy świadomość, że nie wolno nam przybić do prawego brzegu, a nawet za bardzo się do niego zbliżać, choć akurat na wodzie to nie zawsze jest do zrobienia. Nowością była konieczność meldowania pobytów na brzegu straży granicznej, choć w sumie to żadna uciążliwość. Natomiast straż graniczna była niezwykle sympatyczna, gdy przyjeżdżała nas odwiedzać, można było pogadać o różnych rzeczach. Miejsca, gdzie się zatrzymywaliśmy, były ładne, dzikie, na ile to oczywiście możliwe w dzisiejszych czasach. Widzieliśmy mnóstwo ptactwa, czaple, żurawie, piskliwce, zimorodki, a nawet piękne żołny. Nieoceniony okazał się tutaj Radek, który nam sporo rzeczy objaśniał i wskazywał palcem. Sama rzeka – malownicza, spokojna, cicha. Był to urlopowy spływ i od początku nie zakładaliśmy mety – na bieżąco ustaliliśmy odcinki dziennie w zależności od samopoczucia, pogody i innych okoliczności. Dzięki temu nigdy nie wiadomo było, gdzie akurat skończymy dzień.
Dziękuję wszystkim za wspólnie spędzony czas na wodzie. Może za jakiś czas zaczniemy planować kolejne odcinki Bugu, a może jakąś inną rzekę? Damian, dzięki za wszystko.

Całość zdjęć pod tym linkiem: https://www.flickr.com/photos/146286372@N07/albums/72157693910256370


Góra
 Zobacz profil  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 1 ] 

Strefa czasowa: UTC + 1 [ DST ]


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 5 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Skocz do:  
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL