Dawno już nie pływałem. Tydzień temu Ropuch mnie na Pilicę wyciągał ale impreza rodzinna nie pozwoliła na to - zdążyłem ledwie na 4 godziny do lasu wyskoczyć ale o tym opiszę w innym miejscu.
No i zbliża się kolejny weekend a tu znów Ropuch się odzywa żeby wyskoczyć w sobotę popływać po Pilicy.
Ja już dawno na żadnym wyjeździe nie byłem a ten weekend mam wolny więc szybko dogadaliśmy się że wyskakujemy na weekend.
Obdzwoniłem na szybko kilka osób ale okazało się że do Tomczyc ( bazę mieliśmy u P. Andrzeja z Tomczyc na Jego polu namiotowym ) dotarła Lucy oraz Karol z synami.
My się umówilismy ze ja prosto po robocie jadę do Tomczyc.
Tak więc do roboty pojechałem już spakowany, z kajakiem na dachu i tylko czekałem do końca pracy żeby odpalić wechikuła i polecieć na wypad.
Oczywiście jako że to piątek, godziny szczytu i wylotówka na Kraków to zamiast prognozowanego czasu dojazdu w/g gpsa ( 1,5 godz ) dojechałem po prawie 4 godzinach.
Ciemno już było więc na biegu rozpaliłem ognicho - w końcu już za momencik Ropuszysko ma dojechać.
Ogarnąłem obozowisko, przygotowałem sobie wygodną miejscówkę przy ognisku, otworzyłem piwko i zapadłem w mój wygodny fotelik.
No - w końcu - cisza, spokój, gwiazdy świecą jak diabli, ognisko powoli się rozpala, pomimo że rozpalałem ze świeżych i mokrych gałęzi ale dosychając w żarze coraz lepiej się rozpala.
W końcu ognisko jest już słusznych rozmiarów, mi jest cieplutko i przyjemnie, człek się rozluźnia, i odpoczywa.
Wykonałem telefon do Ropucha i okazało sie że dojedzie jutro z rana bo walczy jeszcze z przyczepką.
Mnie tam to nie przeszkadzało. Legowisko w kamperze jest gotowe, wszystko przygotowane więc nic tylko rozkoszować się chwilą.
Posiedziałem sobie do północy i zakopałem się w śpiworku nastawiając uprzednio budzik na 8,30 bo koło 9 miała dojechać Lucy.
No - w końcu się wyspałem.
Z rańca wiadomo - szybkie mycie i rozpalanie ogniska.
A potem małe co nieco na ząb i kolejne piwko dla smaku
Po śniadaniu zrobiłem obchód terenu bo juz u P. Andrzeja w stanicy nie byłem kilka lat. Zmiany są aczkolwiek niewielkie .
A potem zwiedzanie najbliższej okolicy.
Oczywiście spacer nad Pilicę. No tu to się pozmieniało. Wszelakie krzaczory jakie tu rosły zniknęły a pojawiła się ogromna plaża ze 200 metrów szerokości. Krzaczory wykarczowane, i chyba nawieziony piach.
Wygląda okazale nawet w porannej mgle.
Po zwiedzaniu okolicy wróciłem dołożyć do ognia i znów posiedzieć sobie przy ognisku.
Z drzew dookoła kapało, zapewne po porannej mgle, która cały czas się utrzymuje.
A miała być taka super pogoda
Tyle że jest chociaż ciepło.
W końcu dojeżdża Lucy i już teraz razem siedzimy sobie przy ognisku
W końcu dojeżdża do nas Ropuch z nówką przyczepą z kajakami oraz tuż przed Ropuchem zagląda do nas P. Andrzej ze swoim myśliwskim Łyżwem
Ropuch głodny jak wilk pożywia się na szybko a potem rozpoczynamy przygotowania do spływu.
Troszkę to trwa ale w końcu mamy sprzęt spakowany , kajaki powiązane na przyczepie i kombinujemy nad logistyką.
Z kłopotu wybawił nas P. Andrzej proponując że to On nas wywiezie więc sprawę mamy załatwioną.
P. Andrzej wywozi nas pod prom do Domaniewic.
Tam wypakowujemy klamoty i schodzimy na wodę
Spływamy sobie pomalutku, wręcz na liścia. Oczywiście ja i Lucy bo Ropuch wyrwał do przodu i tyle go widzieliśmy
Spływamy sobie pomalutku rozkoszując się widokami, i piękną pogodą bowiem słoneczko wylazło w końcu i przegoniło te brzydkie chmury.
W końcu tuż po zachodzie słońca dopływamy na metę.
Targamy kajaki do Stanicy i witamy się na miejscu z Karolem i Jego synami bo jakiś czas temu dojechali i już zdążyli się zagospodarować ze swoim obozowiskiem.
Razem w komplecie siadamy przy ognisku i rozpoczynamy produkcję żarcia.
Miały być szaszłyki ale nikt patyczków nie wziął więc Lucy wymyśla " Rozsypańca " czyli szaszłyka tylko bez patyczków
oczywiście mój ulubiony widok na księżyc musi być uwieczniony
Ognisko się pali, wszyscy najedzeni, i z piwkiem w ręku rozmawiamy o Starych Polakach.
Lucy niestety bez piwa bo dziś wieczorkiem musi wracać do Wawki
W końcu Ropuch odpływa spać bo zmęczony i niewyspany załatwianiem przeglądu przyczepki,
Odjeżdża Lucy, a i po chwili Karol z Chłopakami idzie spać.
Ja się wyspałem więc siedzę sobie jeszcze przy ognisku i po północy idę spać.
Jak się odeszło od ogniska to ostro powiało chłodem. Niebo prawie bezchmurne, gwiazdy świecą pięknie - będzie mrozek.
Z rana budzi mnie rąbanie drewna.
Wyłażę z mojego kampera, ogarniam się i dołączam do chłopaków.
Rozpalamy ognisko, i zaczynamy przygotowania do śniadania.
Na śniadanie jajecznica na boczusiu i z cebulką
Oczywiście na śniadanko Ropucha obudziliśmy - a co - 20 jajek w jajecznicy więc jest się czym dzielić
Dziś też zamierzamy popływać. Tym razem zamiast Lucy w Jej kajaku popłynie Przemek.
Karol wywozi nas tym razem bliziutko - do Nowego Miasta i tam się wodujemy.
Ropuch proponuje wpłynąć w koryto Drzewiczki więc prosto za naszym przewodnikiem wpływamy w krętą porośniętą trzcinami rzeczkę i płyniemy dojazu przegradzającego koryto Drzewiczki
Wypływamy na Pilicę i Ropuch narzuca tempo odchodząc nam jakby nitro załączył.
My z Przemkiem usiłujemy go gonić ale to na nic. Ropuch testuje możliwości swojego kajaka więc nie daje nam szans
Dopadamy go dopiero na mecie jak już się ewakuował z wody
My z Przemkiem też się zbieramy i niesiemy kajaki do Stanicy
No a potem to już wszystko po kolei czyli sprzątanie, pakowanie klamotów oraz kajaków noi czas się pożegnać i rozjechać do domów.
Za pobyt i miłe spędzenie czasu w super atmosferze i z fajnymi ludźmi serdeczne dzięki.
Wielkie podziękowania dla P. Andrzeja za udostępnienie nam swojej Stanicy na bazę noclegową
No a dla chętnych więcej zdjęć
https://photos.google.com/share/AF1QipPZlJWXyey8-yao8-pi99_LcKH-fnxnts0MY1sMOTSwKyqiSg50UWHmdN-_fX8Ngg?key=X25WR0lDRTFLRlRuMUNzYlIzUWFtQl9VWG5PbWNR do następnego razu