No, dobra. Przyszedł czas na "wypracowanie". QmQmy bawiły w majowy długi weekend na Mazurach więc oto krótka "opowieść" o naszym pływaństwie. W spływie udział wzięli:
Agusia maratonka "Plastex" 5,10 x 0,52
Ewa "Tiwok" 4,50 x 0,60
Lucy "Aquarius Trek" 4,20 x 0,62
Słoneczko "Eagle" 4,90 x 0,55
Janusz "Tiwok" 4,50 x 0,60
Ropuch "Solstic" 5,60 x 0,58
Założeniem spływiku były rekreacja i wypoczynek i takoż to i się działo. Tutaj
https://www.google.pl/maps/place/53%C2% ... lzostawiliśmy samochody, a tutaj
https://www.google.pl/maps/place/DK58+2 ... !1e1?hl=pl spuściliśmy się na wodę. I właściwie można by skończyć "opowieść" na podaniu miejsca zakończenia naszego pływaństwa, bo cóż to opowiadać o turystycznym spacerku wybitnie turystyczną rzeczką...? Że fajnie było? Ano było. Że Krutynia piękna jest? Ano piękna. "Wartością dodaną" naszego pływaństwa było spotkanie w Nowym Moście z Kingą i Monią (z "Wiosła") oraz ich przyjaciółmi. Było ognisko. Posiedzieli my, pokosztowali ogniskowych "standardów", a następnego dnia Kinga robiąc za brzegówę trzaskała nam zdjątka. Tomek dołączył do nas na ostatnim odcinku z Nowego Mostu do Rucianego, gdzie skończyliśmy. Z innych istotnych fragmentów naszej wycieczki odnotowuję incydent z kajakiem Słoneczka na przenosce, gdzie miejscowi, młodzi ludzie dorabiają sobie przewożąc swoimi wózkami kajaki płynących szlakiem turystów. Te wózeczki dość siermiężne, przystosowane do przewozu "wypożyczków", a nie porządnego sprzętu. Jeden z młodych ludzi - przewoźników upuścił kajak Słoneczka na ziemię. Jak to mówią "wzięło mu się i omskło". Dziury nie było ale łódka naprawy wymaga. Trzeba uważać i pilnować swojego sprzętu, jak oka w głowie, bo dobre chęci postronnych, jakby dobre nie były, moga się skończyć uszkodzeniem sprzętu. Batyak coś o tym wie, bo jemu też kiedyś pewien gostek "pomógł"... Najmniej z nas, to chyba Agusia wypoczęła... Bo, jak całemu światu wiadomo Agusia męczy się wolnym płynięciem, a tutaj bidulka nie chcąc się alienować dostosowywała się do spacerowego tempa. Dziękuję wszystkim uczestnikom naszego spływiku za wspólne chwile i wspaniałą atmosferę.
Po rozstaniu się z "moimi Qmami" zacząłem spływać do Wawy, co zajęło mi (tak sobie zaplanowałem) tydzień. Też w zasadzie nie ma co opisywać, bo szlak Pisy i Narwi (oczywizda piękny) jest najłatwiejszy ze wszystkiego, co można spotkać na kajakarskich szlakach. Żadnych zagrożeń. Lajcik. Jedynie na Śniardwach musiałem odpuścić pierwsze podejście, bo dmuchało 5-6 B (w porywach i więcej). Na "patelni" było biało. Przepłynąłem w tych warunach ok 1,5 kilo, a jak przestałem sobie radzić na tych krótkich, "wrednych", ponad metrowych falach, zawróciłem na Bełdany i przeczekałem kilka godzin w porcie "Wierzbica". Ok 16.00 wiaterek zelżał ździebko więc wychyliłem się z Bełdanów i jak zobaczyłem, że na patelni nie jest już biało, cmyknąłem Śniardwusie i zanocowałem na Kaczej Wyspie. Później, to już wspomniany lajcik i rekreacja. Na ostatni mój biwak w okolicy Pułtuska (nie mylić z pół Tuskiem) dopłynęła do mnie (z Zegrza) Słoneczko witając mnie w porcie talerzem gorących frytek. Mniam. Następnego dnia skończyliśmy na Zalewie, bo nie chciało nam się cmykać w deszczu. No, i tyla opowieści Ludziki kochane. Latają mi po mózgu nowe pomysły i za niebawem wypróżnię się z nich.
Zdjątka zapodane, Agusi niechybnie są. Pozostaje mi już tylko coś o życiu napisać...
Ps. Piękne jest.
https://plus.google.com/u/0/photos/1079 ... 4010356711