Hm - od czego by tu .........
Ano może od tego że w zasadzie to nie ja tu powinienem pisać bo byłem zaledwie osobą towarzyszącą ale zdaje się że główni autorzy raczej się chwilowo odzywać nie będą w związku z powyższym ja coś naskrobię.
Ted zorganizował spływ dmuchańcami ze swoimi kolegami którzy także dmuchańcami pływają.
Trasa - Warka - Warszawa WKW
Wylądowali w Warce jakoś po nocy i przekimali nockę w namiotach często zakłócaną poprzez niedaleką zabawę. Tak więc niewyspani polecieli z rana na Wisłę i popłynęli do Warszawy.
Jako że z nimi nie mogłem płynąć oferowałem im że zabiorę ich z namiotami i przekimają sobie u mnie na podwórku ale decyzja zapadła że jednak nocują w WKW
Ich spływ zbiegł się w czasie z treningiem Qm Qumów przed wrześniowym maratonem Wisła Pstrąg. Tak więc jak niestety nie mogłem z nimi popływać bo pracowałem ale zostałem zaproszony przez Tedzia na wspólny biwaczek po spływie.
Po rozmowach z Ropuchem i Tedziem wyszło że raczej i na biwaczku mnie nie będzie bo Qm Qumy będą zmęczone po maratonie treningowym a i chłopaki na dmuchańcach po spłynięciu 65 km i prawie bezsennej nocy raczej przy ognisku siedzieć długo nie będą.
Tak więc moja Gadzinka umówiła nas na rodzinne spotkanie przy ognisku z sistrą i szwagrem.
Pogodziłem się już z zaistniałą sytuacją, a że i tak miało być ognicho to przynajmniej ogniska nie stracę ...
Siedzimy sobie przy ognisku pieczemy kiełbaski wcinamy zakąski i gadamy aż to nagle zaczyna mnie w kieszeni świdrować.
Ki diabeł myślę sobie w środku nocy się dobija bo już było po 23. Odbieram i słysze w słuchawce Tedzia.
Lechu przyjeżdżaj - czekamy ...
Zaniemówiłem ze zdziwienia że balują a nie śpią zmęczeni.
Nie wypada nagle wstać i wyjść tym bardziej że jeszcze nie sam jestem. Pogadaliśmy jeszcze i posiedzieliśmy przy ognichu i zaordynowałem powrót do domciu. Odwiozłem Gadzinkę i w pośpiechu pozbierałem ekwipunek.
Namiot rozstawiony bo sobie teraz w nim kimam żeby się w czterech ścianach nie dusić więc złapałem drugi namiot drugi śpiwór i samopompę Młodego bo Młody stwierdził że nie jedzie bo i tak ma dziś kiepski humor ( w końcu zaspał na treningowy maraton i nie popłynął z Ropuchem ) a poza tym w niedzielę na 12 do roboty jedzie.
Szybkie pakowanie i jadę.
Na drodze pusto - dojechałem z 15 minut po północy.
Ropuch podpowiedział przez telefon że bosman już bramę zamknął, więc żeby śmigać przez furtkę,
Postawiłem więc samochód przed bramą i z tobołami ( o zgrozo )przez mokrą trawę do pasa śmigam do furtki. A od bramy do furtki dobre 200 metrów będzie
Jak się nie chce nadłożyć drogi żeby iść chodnikiem to się jakoś musi zemścić - do furtki dotarłem mokry do pasa od rosy i wilgoci po deszczach.
W końcu jestem na terenie WKW - rzucam gdzieś koło ogniska bambetle i witam się ze wszystkimi.
Jest oczywiście Tedzio oraz Tomasz ( przyjechał na ten spływ specjalnie z Wrocławia ) Jest Ropuch i Batyak oraz nasz znajomy klubowy motorowodniak Konrad . Na wstępie dostaję do ręki Lecha - zimnego
i siadam przy ognisku. CO ja gadam - jakie ognisko - coś się tam żarzy na ziemi ale ogniska to nijak nie przypomina
Pokrzepiłem się piwkiem i zabrałem się do ogniska i po chwili ciemności rozświetlił blask ognia
Posiedzieliśmy gdzieś do 2 w nocy po czym po kolei zawodnicy zaczęli odpadać ze zmęczenia intensywnie spędzonym na wodzie dniem.
W końcu zostałem sam - dopiłem piwko , podgarnąłem resztki ogniska i też zapakowałem się do namiotu.
Z rana pobudka dobrze po 8 orazi mała toaleta. No i śniadanko - jajecznica - jakoś się nam z Batyakiem udało zjeść przywiezione przeze mnie jajka zagryzając Batyakowymi dodatkami
Dojeżdża do nas Słoneczko i Adam który wczoraj z Chłopakami spływał z Warki.
Jedni chcą spłynąć przez Warszawę odprowadzając Tomka ( Tomek chciał zobaczyć jak wygląda Warszawa od strony Wisły ) na wodzie bo o 15 ma powrotny autobus do Wrocławia a drudzy chcą popstrągować ( jakby im było mało wczorajszych 30 km pstrągiem
). a ja stanąłem jak ta przysłowiowa żaba w lesie przed dylematem czy chce do mądrych czy do ładnych i stwierdziłem - no przecież się kruca nie rozerwę
Chciałbym popstrągować z Ropuchem i naszą ekipą ale dziś mam ograniczony czas, a tam wiadomo wrócę pewnie wieczorem, no i chciałbym popłynąć z Chłopakami przez Warszawę. Trzeba tylko coś wybrać i ustalić logistykę powrotu z powrotem do WKW.
No i teraz - co dalej - jako że czas ograniczony i do nocy siedzieć nie mogę choć bym chciał, wybieram opcję krótszą wygodniejszą i mniej męczącą czyli mały spacerek z prądem prze Warszawę - zaledwie kilka kilometrów w towarzystwie kajaków dmuchanych.
Po drodze robimy zmiany testując różne modele kajaków. Powiem Wam że myślałem że dmuchańcami pływa się o wiele gorzej a tu proszę jaka niespodzianka - pływa się zaskakująco przyjemnie i stabilnie. Ba - nawet daje się pstrągować choć prędkość nie powala w porównaniu do sztywniaków ale wyraźnie idzie do przodu. Nawet Ropuch zasiadł w dmuchańcu i sobie poganiał chwilkę po porcie w dmuchańcu.
Tak więc dopłynęliśmy do plaży przy Warszawskim ZOO gdzie pożegnaliśmy się z Tomkiem i Adamem którzy popłynęli jakieś 2 km dalej po samochód.
My wyciągnęliśmy kajaki na brzeg i oczekując na podwózkę do WKW gdzie ja zostawię kajak i odbiorę swój samochód zaczęliśmy nieco porządkować kajaki.
Potem szybki transport do WKW i powrót do domciu. i niestety koniec przyjemności która tak niespodziewanie się dla mnie tuż przed północą za sprawą telefonu od Tedzia zaczęła
Tedziu - jeszcze raz wielkie dzięki za wyciągnięcie mnie pod namiocik ( choć to może nie najbardziej szczęśliwe sformułowanie boć przecież i tak śpię pod namiocikiem na co dzień
) i za wspaniałe towarzystwo oraz dzięki za możliwość poznania nowych wariatów wśród których tak dobrze się czuję
Zdjęć brak bo z tego wszystkiego żadnego aparatu nie zabrałem ale może Tedzio jakiś filmik podrzuci ze spływu a może i od Chłopaków jakieś zdjęcia się wycygani
A i na koniec - szacun dla tych Wariatów co to dmuchańcami pływają bo jednak żeby tym robić jakieś konkretne odcinki to na prawdę trzeba się wiosłem namachać - mają Chłopaki parę w łapach - strach pomyśleć co by było gdyby się przesiedli na kajaki sztywne i potrenowali nieco - oj mogliby by namieszać w maratonach kajakowych