Jako że w długi weekend musiałem popracować to niestety nie dane mi było popędzić na spływ z Ropuchem, Żabcią, Słoneczkiem, Pućkiem czy choćby ze Strzałą i Maxem którzy to spływali sobie Wisełkę w zasadzie prawie z tego samego miejsca bo jedni z Kazimierza a inni z Dęblina.
Wyszło że czwartek mam wolny więc ze średnim stwierdziliśmy że brykniemy sobie do Pułtuska Narwią
Zgadaliśmy się z Tedziem i okazało się że Tedzio z rodzinką właśnie będzie sobie pływał po starorzeczu Narwi i Pułtusku.
Miał ze mną płynąć Średni ale nie doszedł do siebie jeszcze po imprezie i w końcu pogoniłem sam.
Wystartowałem jak zawsze z narożnika Zalewu Zegrzyńskiego gdzie jest dogodne miejsce do zwodowania i parking za darmo
Jako że mnie Tedzio zmotywował to stwierdziłem że żeby nie wiem co - dopłynę do tego Pułtuska.
Pogoda piękna nawet nic nie wiało.
Zalew płaski jak stół.
Na Zalewie dość pusto. schodzę na wodę - jest godz. 9 z rana
Ale jak tylko zszedłem na wodę to po kilkunastu minutach zaczęło sobie wiać.
Fali co prawda dużej nie było ale ten wiaterek w mordę był uciążliwy.
Już myślałem że to będzie powtórka z rozrywki z ostatniego pływania po Zalewie gdzie też się tak delikatnie zaczynało.
o kilku minutach zdejmuję fartuch bo gorąco a po następnych kilku minutach wyłażę z kamizelki.
Pomimo wiaterku płynie się pewnie i przyjemnie
Pełno wędkarzy na swoich zacumowanych łodziach oraz na brzegu. Sporo motorówek ale żaglówek jakoś nie widać.
Na wysokości ujścia Bugu widzę że są prowadzone jakieś prace bo stoją jakieś pogłębiarki a na obwałowaniach widać hałdy świeżego piachu
Do końca Zalewu czyli do mostu i dalej do Dzierżenina płynęło się bardzo przyjemnie.
Za mostem aż do Dzierżenina Narew się już zwęża i tworzą się wyspy oraz zarośla z trzcin i innych roślin wodnych.
Tam nurt już jest wyczuwalny. W drodze powrotnej spływając przez chwilkę na liścia gps pokazywał stałe 3 km na godz. a nawet w porywach do 4. Nie jest to co prawda taki nurt jak na Wiśle ale jednak można powiedzieć że połowa
Wszystkie miejscówki wędkarskie pozajmowane a nieliczne łagodne zejścia do wody pozajmowane przez cumujące motorówki czy inne łodzie. W zasadzie nie ma żadnego wolnego miejsca żeby dobić do brzegu.
Ponieważ po obydwu brzegach wyrasta niemalże las wędzisk bo takiej ilości wędkarzy dawno już nie widziałem - wręcz całe kolonie - płynę środkiem rzeki - głównym nurtem.
Jeśli ktoś nie koczuje na brzegu z rozstawionymi wędkami to siedzi w przycumowanej do brzegu łodzi i też łowi ryby.
Co jakiś czas przemykają koło mnie motorówki tworzące wysoką falę. W sumie jakoś nie zwracają uwagi na to że ktoś inny płynie po rzece.
To tak jakby po przepłynięciu pod mostem z Zalewu kultura przestała obowiązywać.
W sumie fale mi nie przeszkadzają bo fajnie jest się jest pobujać na nieco wyższej fali.
Najgorzej jak nagle przemykają obok najpierw dwie a kilkanaście minut później chyba ze 4 motorówki. I to z obydwu stron.
Wtedy mnie nieźle wykolebało na kajaku bo nie dość że fale odbite to i krzyżujące.
Na lewym brzegu Narwi widzę świeżo sypane wały więc domyślam się że cywilizacja blisko
Czyli Pułtusk niedaleko.
Poza tym w pewnym momencie na prawym brzegu widzę całą kolonię domków i przyczep kempingowych.
Normalnie miasteczko.
To z pewnością wróży że Pułtusk niedaleko.
Pytam się jednego z przepływających wędkarzy ile do Pułtuska. Popatrzył i stwierdził - kajakiem z 15 minut.
Zastanawiałem się czy to będzie jak kiedyś na Wiśle że po podobnym pytaniu płynąłem jeszcze kupę czasu i celu ani widu ani słychu
Po chwili dzwoni Tedzio z pytaniem gdzie jestem bo czas obiadu się zbliża
a ja mówię że według wskazań wędkarza już od pół godziny powinienem być w Pułtusku więc pewnie dopływam i jestem niedaleko
Skończyliśmy z Tedziem gadać i minąłem tablicę z kilometrażem.
Teraz wiem - do centrum Pułtuska mam jeszcze 10 km.
Na 61 km Tedzio znowu dzwoni - tym razem po ustaleniu gdzie jesteśmy mówi że zrzuca się na wodę i płynie do mnie na przeciw.
Wpływam do Pułtuska i pod pierwszym mostem spotykam się z Tedziem.
razem dopływamy do miejsca gdzie Tedzio z rodzinką obozuje mijając po drodze filary nowo budowanego mostu.
Jeszcze 1,5 km i odbijamy w starorzecze gdzie na brzegu czeka na nas rodzinka Tedzia a moje ( tzn Tedzia ) ulubione psisko wita mnie jako pierwsze
Właśnie do tego miejsca wyszło mi nieco ponad 35 km płynięcia.
Wyciągamy kajaki na brzeg i w końcu mogę rozprostować kości. Rany jak mnie dupa boli od tego siodełka w kajaku.
ledwo wylazłem z kajaka. A jaki jestem głodny .......... jeszcze dziś nic nie jadłem - miałem płynąć ze Średnim i miałem się gdzieś po drodze zatrzymać na papu ale nie było kruca gdzie .......
Na szybko wciągam podpieczone na ognisku kanapki które sobie zrobiłem na drogę i dodatkowo kiełbę z ognicha i nasycony i obżarty siadam wraz z całą rodzinką i odpoczywam.
Wyszło mi że płynąłem 6 godzin. Jak pokazał GPS średnia prędkość jaką rozwinąłem to nieco ponad 5,5 km na godz.
Ale też trzeba przyznać że i jakoś mocno nie parłem podczas płynięcia a i sporo kręciłem filmików - ciekawe czy coś z tego wyjdzie.
Odpoczynek i miło spędzony czas jakoś szybko mija i po szybkich obliczeniach wychodzi że powinienem się zbierać żeby na noc do mety dociągnąć
W drodze powrotnej oczywiście płynie się już dużo szybciej bo z nurtem. Ale niestety wiatr który cały czas wiał w mordę nagle przestaje wiać i już nie pomaga w płynięciu.
Droga powrotna mija jakoś szybko i jakby rzeka inaczej wygląda
Widzę inne elementy których wcześniej nie zauważyłem.
Na wysokości Dzierżenina widzę fruwający po niebie balon.
W końcu mijam most i wpływam na Zalew Zegrzyński.
Robi się późno. Słoneczko już zaszło a przez to że wiatru nie ma cały zalew opanowały muszki - widocznie się wyroiły albo mają okres godowy.
Woda zasłana jest martwymi muchami a te cholery latają wszędzie i pchają się do nosa oczu i uszu.
Żeby coś widzieć zakładam okulary przeciwsłoneczne bo tylko takie mam - troszkę głupio to wygląda że wieczorem po zachodzie słońca ktoś w ciemnych okularach płynie ale przynajmniej mogę oczy otworzyć bez obawy że coś mi do nich wpadnie.
Jestem cały oblepiony muchami. Zaczynam płynąć szybciej - wtedy mniej much siada mi na kajaku i na mnie.
Dupsko mnie boli jak jasna cholera od tego wielogodzinnego siedzenia w kajaku i jestem trochę zmęczony a tu jeszcze trzeba na sam koniec mocniej przycisnąć.
Pech.
W końcu zapadają ciemności a ja nagle po kolei otrzymuję kilka telefonów - każdemu na szybko mówię że mnie atakują muchy i muszę jak najszybciej spieprzać do brzegu więc kończę rozmowę
W końcu jest ciemno i kieruję się na odległe światła widocznych przejeżdżających samochodów i mariny.
Dopływam o godz.22 i ledwo daję radę wyleźć z kajaka nie wpadając przy tym do wody.
Na całe szczęście nikogo już nie ma więc się nie ośmieszyłem nieporadnością ale tak mi ścierpły nogi i zesztywniał tyłek że ledwo dałem radę wypakować graty z kajaka i sam kajak wrzucić na dach samochodu.
do tego dochodzi jeszcze ból pleców zjaranych na słoneczku
Oj prędko chyba do kajaka nie wsiądę
tu jeszcze link do Navima
http://www.navime.pl/statystykitrasy/735556A jak będzie coś z filmików to jeszcze dorzucę