Cześć Wam Wszystkim.
Właśnie rozmawiałem z Bernardem
W imieniu Naszego wspaniałego kolegi Bernarda którego poznaliśmy na spływie Bugiem chcę Wam złożyć najlepsze życzenia Noworoczne
Macie wszyscy pozdrowienia od Bernarda
Na moją prośbę i nękanie żeby coś opisał o Swoim spływie właśnie otrzymałem od Niego małe opracowanie
Bernard stwierdził że nie sądzi żeby to się nadawało do publikacji i dla tego nam tego nie zamieszczał więc podesłał mi na maila.
Jednak ja stwierdzam że warto wrzucić żeby sobie zerknąć i poczytać bo warto.
Tak więc przekazuję Wam wypracowanie Bernarda
Miłego czytania
Kajakiem na szagę przez Polskę !
Najpierw były spływy jedno i wielodniowe, po rzekach Wielkopolski i Pomorza, aż po przejściu na
emeryturę , co wiąże się ze sporą ilością wolnego czasu ale również brakiem partnerów do dłuższych i
trudniejszych wypraw /forma fizyczna, brak motywacji itp./.
Na początek moich wodnych fanaberii zdecydowałem się na samodzielne przepłynięcie mojej
rodzinnej rzeki Warty. Spływ rozpocząłem pod Częstochową, aby po 14 dniach wpłynąć do Odry pod
Kostrzynem. Był to czas doskonałego treningu i radzenia sobie samemu w każdych warunkach.
Kolejnym wyzwaniem miał być Bug, ale choroba nowotworowa, operacja, zabiegi onkologiczne
odłożyły temat na dwa lata. Był to okres poświęcony na leczenie, ale przede wszystkim na odbudowę
sprawności i wydolności fizycznej, która pod koniec 2014 r. zaczęła wyraźnie się poprawiać .
W tym czasie zapada decyzja - w 2015 r. płynę Bugiem. Zaczynam zbierać mapy, przewodniki i
informacje o rzece. Nie są one zachęcające bo tylko słyszę, że dziko , bezludzie, niebezpiecznie, strefa
graniczna, brak punktów zaopatrzenia, biwaków itp. Nie zaniedbuję ćwiczeń fizycznych, pływam,
chodzę z kijkami, uczestniczę w krótkich spływach, ale również zaliczam Maraton Kajakowy „Warta
Chellenge” .
Jednak apetyt rósł w miarę przygotowań i w końcu maja podejmuję decyzje , przedłużam spływ aż
do Bałtyku. Dodatkowe zakupy zapasów żywności /posiłki liofilizowane, gorące kubki, kabanosy itd./,
zaopatruję się w nowe przewodniki, mapy i informacje na drugie tyle trasy.
25 czerwca jestem w drodze do Gołębia, kajak na dachu osobówki, bagażnik pełen sprzętu i żywności.
Było tego ponad 40 kg +27 kg wagi kajaka oraz prawie 90 kg żywej wagi kajakarza razem +/- 150 kg.
Aż 150 kg ale mam wszystko: wyżywienie, wózek na przenoski, zapasowe wiosło, sprzęt biwakowy i
wodę – starczy na co najmniej dwa tygodnie.
26.06.2015 r. godz. 11.00 osada Gołębie, rzeka Buk wpływa do Polski a ja rozpoczynam wiosłowanie.
Przede mną rzeczywiście, jak obiecywała fama, dzika ale piękna przyroda, setki wielkich drzew,
zwalonych do rzeki przez bobry, bo to ich i bocianów królestwa . Na rzece obowiązują przepisy
graniczne. Kiedy dopływasz na biwak, meldujesz najbliższej jednostce straży granicznej gdzie jesteś,
nawet tak jak w moim przypadku najczęściej na dziko w trzcinach lub na piaszczystej łasze. Rano
należy się odmeldować a płynąc rzeką nie wolno przekraczać /oficjalnie/ środka rzeki. Dopiero na 223
km. odcinka granicy z Ukrainą udało mnie się wypatrzeć 1 osobę. Na granicy z Białorusią żadnej, za to
co rusz pokazywały się płoty i zasieki z drutu kolczastego, a na każdym wpływającym do Bugu
akwenie kraty. Po stronie polskiej mniej powalonych drzew, trochę wędkarzy i co jakiś czas wieś lub
miasteczko, ale zawsze oddalone od rzeki /trudny dostęp/. Miejsc do biwakowania jak na lekarstwo
bo nawet z uzupełnieniem wody pitnej jest kłopot. Na zakończenie Bugu granicznego przykra
niespodzianka. W Terespolu na odcinku 2 km. Buk wpływa na Białoruś, co wiąże się z przewózką po
stronie polskiej, na odległość około 20 kilometrów. Po wertepach.
Bug polski od granicy do Zalewu Zegrzyńskiego nadal dziki i piękny, ale częściej można znaleźć
miejsce na biwak czy zrobić drobne zakupy. Zalew Zegrzyński to był dla mnie szok. Z cichego i
zadumanego Bugu wpłynąłem na wielką, hałaśliwą wodę, pełną łodzi motorowych i
skuterów/niedziela/. Zakończenie Zalewu też nie było miłe, bo na Bugo-Narwi jest jeszcze zapora w
Dębe i kilkuset metrowa nieprzyjazna przenoska. Potem jest twierdza Modlin, ze swoimi
umocnieniami i zabytkowym spichlerzem po drugiej stronie rzeki Bugo-Narwi.
Nieco dalej wpływam na Wisłę, niby królową polskich rzek, a Narew połączona z Bugiem wydaje się
większa. A niewiele kilometrów dalej rozpoczynam meandrowanie w poprzek wielkiej rzeki bez
wody. Ogromne łachy piachu co rusz przegradzają nurt rzeki, a ukryte pod falą, spowodowane
nieustannie wiejącymi wiatrami zachodnimi płycizny, nie pozostawiają miłych wspomnień. Zalew
Włocławski to znów wielka woda, ale ponieważ zapora jest po remoncie i odbywają się odbiory prac
prawie nieczynna. Korzystając z nawiązanych wcześniej znajomości mijam ją z kajakiem na dachu
samochodu osobowego. A potem , zdarzyły się wielkie burze i ulewy, które zasłaniały przeciwległy
brzeg rzeki . 225 kilometrów rzeki Wisły minęło bez szczególnych atrakcji poza spotkaniami z
sympatycznymi i pomocnymi ludźmi: w Serocku, Solcu Kujawskim i na marinie „Flis”.
Przede mną rzeka Brda, jedyna na trasie, którą trzeba płynąć pod prąd. Dopływam do Bydgoszczy, a
tam niespodzianka. Śluza „Miejska” okazała się wielką, suchą dziurą bez wody, bo jest w remoncie/
od 2 lat/. Kolejna przewózka tym razem we wnętrzu osobowego busa.
Rzeka Brda za Bydgoszczą łączy się z Kanałem Bydgoskim. Jest to ponad 30 km. odcinek trasy wodnej,
bez zakrętów i osad zarośnięty i pełen rzęsy ze stojącą wodą. I tak dopływam do Nakła n. Notecią. To
początek rzeki pełnej śluz, których w sumie jest 22. To początek Wielkiej Pętli Wielkopolski. Wreszcie
po drodze spotykam nowoczesne mariny w Nakle, Czarnkowie i Drawsku wyposażone z myślą o
wodniakach . Sama rzeka, niezbyt ciekawa o prawie stojącej ale bardzo czystej wodzie obrośnięta po
obu brzegach ponad 3 m. trzcinami. Największą atrakcją, są jednak śluzy/opłata to 4.08 zł/, które nie
stanowią jakichkolwiek przeszkód, za to są małym przerywnikiem na nudnej widokowo rzece.
Kiedy Noteć wpadła do Warty w Santoku poczułem się jak w domu, bo przecież ten odcinek rzeki już
2 lata temu przepłynąłem, a więc było bez atrakcji i nowości, ale za to z szybkim nurtem wody jaki
Warta prowadziła po połączeniu się z Notecią.
Po 33 dniach i przepłynięciu ponad 1100 km. jestem na Odrze. Wielka rzeka, chociaż kiedy
wpływałem na nią wydawało się, że Warta była większa. Płynąc Odrą najpierw bardzo szybko, ale po
około 40 km. Odra się rozleniwiła i była rzeką bardzo spokojną i przyjazną dla kajakarza.
Za Widuchową Odra rozdziela się na część zachodnią i wschodnią zwaną Rogalicą. Nadal bez
problemów i z wiatrem w plecy dopływam do jeziora Małe Dąbie z licznymi marinami o wysokim
standardzie i cenach. Na jeziorze woda spokojna, bez wiatru, łodzie żaglowe poruszają się na
silnikach. Kilka kilometrów dalej na jeziorze Duże Dąbie sytuacja na wodzie zdecydowanie
trudniejsza, pojawiają się spore fale i wieje boczny wiatr, ale fartuch skutecznie zabezpiecza mnie
przed zalaniem kokpitu. Sporą atrakcją jest mijany po drodze wrak betonowca, który po wojnie był
jeszcze użytkowanym statkiem. Po drodze zaczynają mnie mijać statki, stateczki i ogromne
kontenerowce przy których mój kajaczek to łupinka na wodzie.
Po dopłynięciu do Trzebieży, muszę się przeprawić na drugą stronę toru wodnego, mijając wyspę
Chełminek opanowaną przez kormorany i wreszcie wypływam na ogromny akwen zwany Zalewem
Szczecińskim. Jak okiem sięgnąć przede mną bezmiar wody. Nie szukam drogi na przełaj, tylko płynę
wzdłuż brzegu bo na zalewie duża fala potrafi pojawić się znikąd.
Po kilkudziesięciu kilometrach przeprawy przez Zalew wpływam wzdłuż wyspy Wolin na rzekę
Dziwnę. Dziwna to rzeka, która potrafi być szeroka, miejscami na setki metrów z licznymi zatokami i
wyspami. I to na niej właśnie, przedostatniego dnia wyprawy kajakowej omal nie zatopiłem kajaka.
Płynąc wzdłuż niedostępnego brzegu, kilkaset metrów od Kamienia Pomorskiego w pewnym
momencie musiałem wypłynąć na otwartą wodę około 200 m. od brzegu, z powodu rozstawionych
sieci rybackich. I właśnie wtedy rozhulał się wiatr, fale wzrosły do ponad pół metra a przez mój kajak
przelewały się hektolitry wody. Tylko szczelny fartuch ratował mnie i mój ekwipunek przed
zatopieniem. W międzyczasie byłem z brzegu obserwowany przez ratowników WOPR , którzy za
chwilę byli przy mnie i zdecydowali się towarzyszyć mnie aż do dopłynięcia do mariny.
W Kamieniu Pomorskim po sympatycznym przyjęciu na przystani, miałem okazję, jeszcze tego
samego wieczoru spotkać Olka Dobę, na zorganizowanym dla niego briefingu. Nie omieszkałem
wykorzystać spotkania do zdobycia autografu najsłynniejszego kajakarza.
Następnego dnia, przy niestety deszczowej pogodzie, wpłynąłem do Dziwnowa, aby za chwilę minąć
falochrony rzeki Dziwny i zanurzyć się w falach Bałtyku z uczuciem satysfakcji, że jednak dałem radę.
Jednak nie tylko przepłynięte kilometry i fantastyczne wrażenia krajoznawcze, po przepłynięciu Polski
na szagę, pozostaną w mojej pamięci. Do tych najcenniejszych chwil muszę jeszcze zaliczyć spotkania
po „drodze” z ludźmi wody i z nad wody jak: z piątką „wspaniałych” kajakarzy z Warszawy – Tadziem
,Leszkiem, Pawłem, Maćkiem i Wojtkiem, którzy jak ja penetrowali rzekę Bug, Piotra z wnuczką z
Warszawy, moich zaopatrzeniowców w prowiant, Irenę i Ryszarda z Bydgoszczy, których spotkałem
na Wiśle, a potem pomagali mnie w przenosce przez nieczynną śluzę Miejską w Bydgoszczy
Reasumując: w ciągu 40 dni przepłynąłem: rz. Bug 587 km., rz. Narew z Zalewem Zegrzyńskim 38
km., rz. Wisłę 225 km., rz. Brdę 15 km., Kanał Bydgoski 39 km., rz. Noteć 180 km., rz. Wartę 68
km., rz. Odrę z częścią Zalewu Szczecińskiego 152 km., rz. Dziwnę 41 km. – razem 1346km.
Sam byłem sobie sterem, żeglarzem ,okrętem.
Bernard Wieczorek 77 letni kajakarz z Poznania
Lato 2015 roku.
Na koniec dodam jeszcze od siebie że Bernard za ten wyczyn dostał w uznaniu zasług pamiątkowy medal z konturem Polski i wyrytą trasą Jego spływu - piękna pamiątka - nieprawdaż ???