wodniacy.net

usiądź przy naszym ognisku
Teraz jest 29 kwi 2024, o 09:08

Strefa czasowa: UTC + 1 [ DST ]




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 151 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następna strona
Autor Wiadomość
PostNapisane: 19 lip 2015, o 22:55 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 26 sty 2015, o 16:23
Posty: 1035
Ted obejrzałem film w całości :lol: zachęca i pobudza do działania. Też lubię spokój na rzece.

_________________
Krótko i na temat
Grupa Kajakowa "MENAŻA 07"


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 20 lip 2015, o 00:25 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 26 sty 2015, o 12:42
Posty: 455
Sikor napisał(a):
zachęca i pobudza do działania.

To super :]
Obstawiam że pewnego dnia ty i pewnie kolega którego ksywka kojarzy się z pneumatykiem napiszecie własny rozdział Bugu :]


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 20 lip 2015, o 10:55 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 26 sty 2015, o 16:23
Posty: 1035
Jasnowidz czy co :?: :lol:
Jak Życie pozwoli to następna ekipa wodniaków sieciowych popłynie Waszymi śladami, bo rzeka warta jest tego.

_________________
Krótko i na temat
Grupa Kajakowa "MENAŻA 07"


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 20 lip 2015, o 12:57 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 26 sty 2015, o 14:53
Posty: 483
to czas i na mnie,
spore opóźnienie ale dopiero wczoraj wróciłem do Wawy choć spływ zakończyłem tego samego dnia co całość to 40 km wcześniej już o 14 byłem w Szuminie ale przyznam, że końcowe 20km dały mi w kość nieźle -silny wiatr w pysk i wysoka fala.

Wszystkim, całej ekipie ogromnie dziękuję za wspaniały spływ i świetne towarzystwo.

film jest zachwycający, genialny -brawo Tedziu (ujęcia jaskółek wspaniałe, motyw stóp błotnych :lol: )
co do fotek mam, dam ale za chwilę, zrobiłem ponad 400, muszę chwilę nad nimi usiąść, w tym tygodniu słabo za czasem-postaram się w weekend mieć wsio gotowe-wymiana na przyszły tydzień.

Tedziu: "Popiel dał radę ale musiałem wymontować podnóżek wiec stopy oparte miałem na workach , dodatkowo coś jest nie tak bo regularnie na każdy postoju musiałem pozbywać się wody i po dociążeniu kajak był wolniejszy nawet od kajaka Maćka"

fakt ale chciałem zaznaczyć, że wolny nie znaczy ostatni ;) wiele kilometrów szczególnie w godzinach rannych i przedpołudniowych ten żółw był najczęściej jako prowadzący ;)


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 20 lip 2015, o 13:10 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 26 sty 2015, o 14:53
Posty: 483
kilka fotek na zachętę:
Obrazek
Obrazek
Obrazek

start nie był łatwy
Obrazek

nie płynę dalej, po prostu nie płynę :lol:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

oby słońce było i szlugi się nie kończyły czyli na solarach 1000 km ;)
Obrazek

Obrazek

Obrazek


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 20 lip 2015, o 13:17 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 26 sty 2015, o 14:53
Posty: 483
co do filmu jeszcze mam pytanie:
od 22.35 min -widzę, że zrobiliście postój na mojej przerywce, potem w filmie jest mój Szumin a potem już zaraz okolice Kuligowa i zalew. Czy pogoda była tak zła, że nic nie kręciłeś czy już za moim Kamieńczykiem, Wyszkowem jest po prostu słabo?

i jak mogę film zassać w dobrej rozdzielczości, staram się przez KeepVid ale jedynie 640/360 jest cały a w lepszej nie ciągnę się całe?
jak coś podeślij mi Tedziu na maciekt1000wp.pl w dobrej, dzięki z góry


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 20 lip 2015, o 14:22 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 26 sty 2015, o 14:53
Posty: 483
O rzeczach przyjemnych jeszcze napiszę jak obrobię fotki natomiast jestem cholernie pamiętliwy i qrewskich zachowań nie zamierzam taić.
Wszystkich, którzy będą atakować Bug graniczny będzie czekała przewózka kajaków w Terespolu (Żuki lub Michałków do Kuzawki albo Nepli) - z mojej wiedzy wynika, że usługę taką świadczy tylko Marek Pomietło ze Sławatycz, który ma tam wypożyczalnię kajaków.
To niesolidny koleś i krętacz - gdyby nie nasza twarda, sztywna postawa to nie dość, że koleś by nas wywiózł w miejsce marne dla nas ale dla niego dogodne to na dodatek nie czekalibyśmy półtorej godziny po spływie tylko min. kilka godzin bo chciał nas trzymac na łace a samemu jeszcze obkręcic nowych klientów (w tym niby Pana Bernarda).
Radzę z typem wszystko ustalić dokładnie wcześniej, płacić mu dopiero na koniec a za morde trzymać krótko :evil:

to jego namiary
http://www.kajaki.nadbugiem.pl
https://www.facebook.com/KajakiemPoBugu
i japa typa
Obrazek


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 20 lip 2015, o 17:56 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 26 sty 2015, o 12:42
Posty: 455
Maćku fajnie że film ci podpasował .
Jaskółki zdecydowanie najlepiej wyglądają oglądane na tv , w lapie jednak okno jest małe.
Fakt , jakoś zapomniałem o tym incydencie . Gość po zabraniu Eltechów , całego naszego szpeju i kajaków miał po nas trzech [ Maćka, Pawła i mnie ] wrócić za 20 minut.
Po czym telefon do Maćka że plany mu się zmieniły i zbierze nas jak dopłynie pan Bernard
w bliżej nie określonym czasie. [ P. Bernard czekał na niego 6 godzin ].
Do tego miejsca przepłynęliśmy pewnie między 40-50 kilo , byliśmy bez wody i żarcia , brudni , spoceni , między krowimi
plackami i gzami a tego dnia upał doskwierał niemiłosiernie .
Nie muszę dodawać że w momencie niefortunnej rozmowy Maćka z gościem ciśnienie mi podskoczyło jak za młodego ,
poleciało trochę mięcha tak żeby gość słyszał a i sam Maciek
podjął się odpowiedniej perswazji. Patrząc na naszą brudną obszarpaną gromadę wziął nas za kolejną grupę frajerów.
Dobrze że po dość ekspresyjnej rozmowie telefonicznej zmienił zdanie i po nas przyjechał , bo ... , byliśmy na wysokim ciśnieniu.

Maćku za twoimi terenami próbowałem jeszcze coś nagrywać ale uznałem że materiał nie jest wart pokazania , z drugiej strony
miałem obawy czy ktokolwiek zmęczy amatorski film trwający 25 minut.
Faktycznie pogoda nie sprzyjała kręceniu , głównie braki w słońcu , a i sama falka która towarzyszyła nam przez większość dnia
chlapała na obiektyw. Odcinek za Wyszkowem kiedyś płynąłem na początku kwietnia jakoś mnie nie zachwycił teraz co prawda
było bardziej zielono ale głównie trzeba było się skoncentrować na pilnowaniu nurtu , czuć było jak wiosło zawadza o dno .
Pewnie można by było nagrać jeszcze coś przyzwoitego ale poziom wody najczęściej wymuszał płynięcie po przeciwnej
stronie od interesującego krajobrazu. Być może jeśli zdecydujecie się z Pawłem na zrobienie własnych filmików
to pokażecie to czego u mnie nie widać.

Film zrzucę ci na kartę jak się zdecydujemy wymienić materiałami , waży dużo 3,5 GB , pozostały materiał to 24 GB.
Muszę przyznać że pisałeś całkowitą prawdę twierdząc że Bug u ciebie jest piękny. Widziałem płynąc wcześniej Bugiem skarpy pewnie z 15 metrów , niesamowity widok , jak w wielkim kanionie , czy też inne piękne długie skarpy ale twój odcinek , nie obfitował w elementy wysokie czy też długie ale przyrodniczo było po prostu pięknie.
Chętnie spłynę go jeszcze kiedyś na liścia, z namiotem , może Czołgu da się namówić na te strony :]

Wiedziałem że się nie przeliczę i twoje zdjęcia nie zawiodą :]


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 20 lip 2015, o 19:30 
Offline
admin-moderator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 sty 2015, o 21:53
Posty: 5660
Lokalizacja: Ząbki
No dobra - ja się w końcu ogarnąłem ze zdjęciami a i tekst już czeka napisany czas więc zawalić Was czymś do czytania.
Uprzedzam - łatwo nie będzie bo i materiału sporo się narobiło jakoś tak....
Obawiam się czy nie zanudzę przypadkiem ale w końcu co tam - najwyżej zaśniecie przy kompie. :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:


Wstęp


Może na początek parę danych statystycznych oraz słów o Bugu.

Bug – jest piątą co do wielkości rzeką w Polsce.
Całkowita długość Bugu to 772 km z czego na Polskę przypada 587 km.
Swoje źródło ma na Ukrainie i jest rzeką graniczną na odcinku 363 km.
od miejscowości Gołębie aż do Niemirowa.

Bug jest piękną rzeką. Półdziką.
Jednym się będzie podobał a innym nie.
Jednak jest to rzeka na tyle urozmaicona, że każdy znajdzie coś dla siebie.

Moja ocena może być myląca bo spływaliśmy rzekę przy jednym z najniższych stanów wody jakie od wielu lat ludzie pamiętają.

Mnie osobiście Bug bardzo się spodobał.
Na pewno kiedyś tam wrócę ale raczej już samotnie bo moim zdaniem jest to idealna rzeka właśnie na samotne lub małe 2 - 3 osobowe wyprawy.

Początkowe wrażenie - kręty strumyk nieco szerszy od długości kajaka. Mocno meandrująca rzeka o wysokich niedostępnych brzegach.
Czasami ma się wrażenie że płynie się kanionem bo tak strome brzegi są po jednej albo nawet po obu stronach.
Bardzo gęsto porośnięte brzegi albo wręcz niemalże pionowe urwiska o wysokości kilku a nawet kilkunastu metrów.
W górnej części Bugu brzegi mocno niedostępne.
Przez pierwsze 100-120 km jest raptem kilka miejscówek nadających się do noclegu.
Potem pojawiają się coraz częściej ale z początku co kilka - kilkanaście kilometrów. Sprawa o tyle istotna że trzeba to wziąć pod uwagę planując jakieś spływy.

Sprawę odnalezienia odpowiedniej miejscówki na obozowisko utrudnia fakt iż mamy tylko jeden ( lewy ) - Polski brzeg do dyspozycji.
Od środka rzeki jest już teren obcego państwa - Ukrainy a potem Białorusi.
Tam pomimo że znajdzie się fajną miejscówkę nie wolno nam zejść na ląd.
W sumie nie powinniśmy nawet przekraczać środka rzeki ale czasem jest to po prostu nieuniknione.

O ile gościnność oraz serdeczność ludzi z rejonów nadgranicznych jest niesamowita, a Straż Graniczna jest bardzo miła i pomocna, to trzeba uważać na ludzi a raczej Strażników ze strony Ukraińskiej i Białoruskiej.
Nasi Strażnicy opowiadali nam o przypadkach nawoływania wędkarzy żeby przyszli, a potem aresztowania ich albo wręcz wyciągania z kajaka ludzi płynących blisko prawego brzegu.
Ile jest w tym prawdy trudno określić ale opowiadania Strażników wyglądają bardzo autentycznie.

Na odcinku nadgranicznego Bugu można z pewnością się czuć bezpiecznie a to za sprawą wszechobecności naszych Strażników Granicznych.
Z resztą są to wspaniali, mili, pomocni i towarzyscy ludzie którzy niejednokrotnie potrafią pomóc np. w zaopatrzeniu w wodę czy podładowaniu telefonu.
Wszystkie kontakty z naszymi Strażnikami wspominam bardzo sympatycznie i przez cały tydzień podczas kilkunastu kontaktów dziennie - czy to telefonicznych czy to osobistych ani razu nie mogę złego słowa na naszą Straż Graniczną powiedzieć.

Bug stopniowo się rozszerza i za Terespolem jest już całkiem szeroką rzeką.
Odcinek Bugu w okolicach Terespola niestety trzeba objechać bo akurat tu ucieka on całkowicie na stronę Białoruską i nie można tam wpływać.
Brzegi stają się już dużo niższe a w momencie gdy rzeka staje się całkowicie Polska czyli od Niemirowa to bardzo piękna nizinna rzeka.

Jest tu dużo miast i osad położonych bezpośrednio nad brzegami, dużo ośrodków wypoczynkowych a nawet są miejsca gdzie nasycenie powietrza jodem jest większe niż nad morzem.
Z resztą nawet w rejonie nadgranicznym jest kilka osad położonych bezpośrednio nad samym Bugiem.
Po Polskiej stronie nierzadko chałupy stoją tuż nad samym brzegiem rzeki.
Po stronie Ukraińskiej oraz Białoruskiej Bug jest prawdziwie dziką rzeką.

Ponieważ nasza Straż Graniczna patroluje non stop cały odcinek i z brzegu i z rzeki to nie ma się co obawiać o zwałki bo często są one z naszego odcinka usuwane aby motorówka mogła przepłynąć.
Naszych Strażników Granicznych można zobaczyć na quadach, motocyklach, w samochodach, albo patrolujących pieszo.
Każde zejście na wodę oraz zejście z wody należy zgłaszać do odpowiedniej placówki których spis warto zabrać ze sobą.
Trzeba też zgłaszać każde zejście na ląd i powiadamiać na wysokości którego słupka granicznego się znajdujemy.
Numeracja słupków jest identyczna dla Polskich, Ukraińskich czy Białoruskich więc jeśli akurat naszego nie widać a jest widoczny Ukraiński czy Białoruski to warto odczytać z nich numer.
Ale nawet jeśli nie wiemy jaki słupek mijamy to opisując dyżurnemu przez telefon co widzimy z charakterystycznych znaków nad rzeką i tak za chwilę Straż Graniczna do nas podjedzie i nas odnajdzie.
Nigdy nie trwało to dłużej niż kilka minut od zgłoszenia jak u nas pojawiał się Strażnik ze słowami - a tu jesteście :)

Płynąc dalej w kierunku ujścia Bugu do Zalewu Zegrzyńskiego poznajemy rzekę która z wąskiej, krętej i niedostępnej przeradza się w dużą, szeroką a miejscami bardzo szeroką rzekę z wieloma wysepkami, mieliznami oraz plażami na których można z powodzeniem rozbić obozowisko.
W zasadzie od Niemirowa nie ma najmniejszego problemu ze znalezieniem dogodnego miejsca na założenie obozowiska, ale może to być miejsce na czyimś prywatnym terenie - np pastwisko.
My nie spotkaliśmy się z jakimiś nieuprzejmościami ale może dla tego że zawsze dbaliśmy o miejsce obozowania, czyli ognisko w odpowiednim miejscu, śmiecie spakowane do worka i zabierane ze sobą, a może dla tego że z zasady staraliśmy się wybierać miejsca bardziej dzikie i mniej cywilizowane.

Bug obfituje w zwierzynę. Mnóstwo dzikiego ptactwa, zarówno wodnego jak i lądowego oraz drapieżnego, naszych popularnych Bocików, Bobrów czy innych zwierząt.
Szczególnie duża ilość w przeliczeniu na km/2 jest tu własnie Bocianów oraz Bobrów których setki nor możemy podziwiać podczas spływu. Zaskoczyła mnie małą ilość Zimorodków których w takich okolicznościach powinno być pełno.

Zaskakuje też inne zachowanie zwierząt potocznie uznanych za oswojone - np choćby Łabędzie ale o tym wspomnę później.

W rzece jest sporo ryb, bo ciągle coś się w wodzie rzuca i to spore okazy, ale okoliczni wędkarze których pytaliśmy zawsze twierdzili że "nie biorą"
Ponoć są też raki ale tych nie widzieliśmy bo woda była dość mętna.

Widoczność w wodzie mniej więcej na 30 - 40 cm - zapewne to za sprawą bardzo nikłego nurtu oraz niskiego poziomu wody.

Piękne krajobrazy, piękne widoki, piękne zachody słońca, choć plaże są często dość błotniste i warto zabrać ze sobą jakieś wiaderko żeby po wejściu z wody na piasek obmyć się z blotka które pozostało na nogach :)
Być może przy wyższym stanie wody tego problemu akurat nie będzie.

A i jeszcze jedna uwaga - warto zabrać ze sobą jakieś repelenty bo sporo owadów nas może atakować natomiast niestety te repelenty nie działają na gzy których się tu raczej nie pozbędziemy i będziemy zmuszeni płynąć w ich towarzystwie od czasu do czasu udając myśliwego i polując na nie, albo samemu będąc jak zwierzyna atakowana ukąszeniami.

Generalnie bardzo polecam spływ tą piękną i dość dziką na sporym odcinku rzeką. Odcinek graniczny to własnie ta dzika część. Potem jest mocno ucywilizowana choć są przepiękne krajobrazy i w sumie jest dużo miejsc gdzie ludzie nie zaglądają.

Po przygodzie z Wisłą postanowiliśmy z Wojtkiem podbić Bug jako rzekę ciekawą oraz dziką - jedną z ostatnich o takim własnie charakterze.
Dodatkowego smaczku dodawało, że jest to rzeka graniczna.
Zaciekawił mnie również przeczytany opis tej rzeki w internecie.
Postanowiliśmy spłynąć rzekę już rok temu.
Na jakimś weekendowym forumowym spływie do naszego pomysłu przyłączył sie nasz kolega Marek ( Pointer ) i od samego początku planowaliśmy już praktycznie ten spływ we trzech.
Okazało się że do naszej trójki w ciągu zimy dołączyło się jeszcze kilka chętnych osób.

Miało nas płynąć w sumie 7 ale niestety tuż przed spływem Markowi pokrzyżowały urlop sprawy rodzinne i musiał zrezygnować.
Ostatecznie zostało nas 6 czyli Maciek, Ted, Paweł, Krzysiek oraz Młody i ja.
Początkowo miał to być spływ mieszany i ja z Pawłem mieliśmy spływać Jego piękną drewnianą własnoręcznie wykonaną kanadyjką.
Niestety przez nawał pracy nie było okazji zgrać terminu na spotkanie i wspólne potrenowanie pływania, żeby potem na spływie nie wyszło że coś nam nie idzie :)
Poza tym dwóch z nas czyli Maciek oraz Ted mięli bardzo napięty grafik i musieli być na konkretny termin z powrotem.
To powodowało określone konsekwencje, czyli zwiększone dystanse do przepłynięcia w ciągu dnia.
Wybór padł zatem na kajaki jako że są szybsze i dzięki temu mamy zapas czasu i możliwość przyspieszenia w razie potrzeby.
Tak też się stało.

Pozostała do ustalenia najtrudniejsza w takich wyprawach kwestia logistyki czyli po prostu transportu nas ze sprzętem na miejsce startu czyli do miejscowości Kryłów.

Maciek wynalazł w internecie adres Pawła z Kryłowa który prowadzi spływy kajakowe i ma pole namiotowe.
Dogadaliśmy sie z Pawłem bez problemu i za symboliczną opłatą 20 zl od łba mieliśmy zapewnione nocowanie na Jego polu namiotowym wraz z dostępem do wszelakich cywilizacyjnych udogodnień, oraz następnego dnia transport nas, oraz kajaków nieco ponad 10 km na miejsce startu.

Dodatkowo w Kryłowie niedaleko Pawła jest placówka Straży Granicznej w której mogliśmy się zameldować przed spływem.
Paweł zaoferował że nas z samego rana podwiezie wraz z kajakami oraz sprzętem do Miejscowości Gołębie gdzie to własnie Bug po raz pierwszy staje się też i Polską rzeką.
To spowodowało że właśnie tu - do Kryłowa postanowiliśmy załatwić sobie transport.
Na przestrzeni miesięcy zmieniały się koncepcje transportu, ale ostatecznie wspomógł nas jak zawsze niezawodny kolega forumowy oraz klubowy czyli Ropuch.

W końcu termin naszego wyjazdu zbliżył się na tyle, że postanowiliśmy zrobić małe spotkanie przed spływem, ponieważ nie wszyscy znaliśmy się osobiście.
Na spotkaniu okazało się że ekipa jest niesamowita i spływ zapowiada się doskonale.

Dzień przed spływem pojechałem do naszego klubu czyli Warszawskiego Klubu Wodniaków PTTK i zabrałem z hangaru kajak.
Do tej pory kajakiem pływaliśmy z Wojtkiem na krótkich , jednodniowych dystansach i nie miałem jeszcze okazji wypróbować jak spakować to wszystko co chciałem zabrać.
Do tej pory pływając kanadyjką nie musieliśmy się tak ograniczać.
A tu trzeba sprawdzić jak się spakować żeby się zmieścić do kajaka.
Tedzio już od tygodnia przerabia mocowania i adaptuje swojego Popiela do możliwości i ilości towaru który chce ze sobą zabrać.

Ropuch już przygotował zestaw holowniczy czyli pożyczony samochód ( Jego Taczka Motorowa odmówiła posłuszeństwa i trafiła do mechanika ) i klubowa przyczepa na kajaki.
Na przyczepie już czekały dwa zapakowane kajaki.
Resztę mieliśmy zapakować u mnie - w Ząbkach gdzie ustaliliśmy sobie punkt zborny.
Ropuszkowi i Jego wspaniałej żonie - Żabci należą się wielkie podziękowania za rozwiązanie nam największego problemu, czyli transportu.
Żabcia miała w powrotnej drodze prowadzić mojego rzęcha którym my mieliśmy dojechać na miejsce.




No i może na koniec tego nieco przydługiego wstępu chciałbym jeszcze podziękować naszym szalonym kolegom za wspólny spływ czyli Tedziowi, Maćkowi, Krzyśkowi i Pawłowi.

Dziękujemy też Pawłowi – właścicielowi wypożyczalni kajaków z Kryłowa który jest świetnym człowiekiem oraz Jego Żonie

Podziękowania należą się też Funkcjonariuszom Straży Granicznej za miłą i fachową " obsługę".

Ogromne podziękowania za życzliwość dla Sołtysa miejscowości Kuzawka ( gm. Hanna ) - Pana Czesia wraz z rodziną. Pana Czesia nigdy nie zapomnimy.
Zgrzeszyłbym okrutnie gdybym nie wspomniał tu o osobie Bernarda którego dane nam było poznać podczas spływu i wspólnie kawałek razem popływać. Bernard – trzymamy kciuki za Twoją dalszą część wyprawy.

Nie można też zapomnieć o podziękowaniach dla naszej wspaniałej "klubowej rodzinki " czyli Słoneczka oraz Maciusia którzy udostępnili nam swój prywatny sprzęt na ten spływ.

_________________
ALBUM ZE ZDJĘCIAMI
BLOG - ELTECHOWE PODRÓŻE


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 20 lip 2015, o 20:44 
Offline
admin-moderator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 sty 2015, o 21:53
Posty: 5660
Lokalizacja: Ząbki
Dzień 0 - Niedziela


W końcu wybiła długo oczekiwana chwila - jest już niedzielny poranek i zaraz przyjedzie do mnie Ropuch z kajakami prościotko z naszego Klubu czyli z WKW PTTK
Jak to już od dłuższego czasu bywa, wszelkie nasze przygody rozpoczynają się i kończą właśnie w naszym klubie czyli Warszawskim Klubie Wodniaków PTTK
Ja muszę na chwilkę podskoczyć i odebrać Maćka spod autobusu.
Reszta zaczyna pakować kajaki na przyczepę i bambetle do samochodu.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Wojtek po dwóch nieprzespanych nocach ( sezon 18-tek w pełni ) od razu zasypia przytulony do szyby i mamy z niego kupę śmiechu po drodze.
W końcu ruszamy zahaczając o sklep, żeby zrobić szybkie zakupy.
Jakoś długo nam się schodzi i potem gonimy naszego Ropucha przez wiele kilometrów.
W końcu jak już go dochodzimy okazuje się że mnie GPS poprowadził inną trasą a Ropuch pojechał inną.
Ustalamy punkt zborny w Krasnymstawie i czekamy na Ropucha
W międzyczasie dostajemy telefon od Krzyśka, że już dojechał i na nas czeka . Oj poczeka sobie nieco Biedaczek.
Ponieważ do samochodu mieściło się nas tylko pięciu to Krzysiek sam musiał pojechać na miejsce jakimś autobusem.
W końcu pojawia się Ropuch i już razem w komplecie jedziemy na miejsce docelowe.

W końcu wczesnym popołudniem lądujemy w Kryłowie.
Ja jeszcze wracam do Hrubieszowa po Krzyśka który od paru godzin czeka na odbiór z dworca PKS.
Po drodze wpadamy z Krzyśkiem do Punktu Widokowego z którego rozciąga się przepiękny widok na Zachodniowołyńską Dolinę Bugu, Pałac w Czumowie oraz Graniczny Most kolejowy w Gródku - wtedy jeszcze nie wiedziałem że własnie mam przed oczami nasz przyszły biwak :)
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Po kilkunastu minutach wjeżdżamy na nasze pole namiotowe i teraz już w komplecie, wspólnie rozpoczynamy przedstartowy rozgardiasz.
Szybkie rozpakowanie i rozbicie obozowiska a następnie rozpalenie grilla i wspólny posiłek.
Ropuch i Żabcia niestety muszą już wracać więc się z nimi Żegnamy, i machamy na pożegnanie, a sami ruszamy na zwiedzanie Krylowa oraz zameldować się w Straży Granicznej która o naszej wizycie została przeze mnie wcześniej mailowo uprzedzona.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Nie bylibyśmy sobą gdybyśmy od razu swoich pierwszych kroków nie skierowali nad rzekę która bedzie nam przez najbliższe kilkanaście dni towarzyszyć - a w sumie raczej to my jej :)
Krzysiek ponieważ płynie swoim nowo zakupionym kajakiem składanym to rozpoczął nierówną walke ze składaniem tegoż własnie ustrojstwa.
Okazuje się że dla niewprawionej osoby wcale takie łatwe to nie jest i po kilku próbach wspomaganych przez ulubiony napój, ta nierówna walka kończy się zwycięstwem Krzyśka – oczywiście przy naszym małym wsparciu duchowym, oraz małej pomocy przy naciąganiu poszycia.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Wieczorem siedzimy przy zapalonym kominku dojadając i snując nasze plany co do spływu Bugiem.
Kajaki już mamy spakowane na przyczepę podstawioną przez Pawła - właściciela pola biwakowego więc z rana pozostaje tylko podczepić przyczepę pod auto i spakować obóz
Powoli kolejni uczestnicy wymiękają i uciekają do namiotów aż w końcu zostajemy we dwóch z Krzyśkiem.
Grubo po północy i my w końcu odpadamy i idziemy spać
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

_________________
ALBUM ZE ZDJĘCIAMI
BLOG - ELTECHOWE PODRÓŻE


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 20 lip 2015, o 21:01 
Offline
admin-moderator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 sty 2015, o 21:53
Posty: 5660
Lokalizacja: Ząbki
Dzień 1 - Poniedziałek


Przed 6 budzi mnie ruch na naszym terenie - to nasze ranne ptaszki zaczynają się szykować do wyprawy.
Wstaję i ja - budzę Młodego i zwijamy bambetle. Jeszcze szybkie mycie - coś na ząb i punktualnie o 8 wyruszamy zapakowani do samochodu prowadzonego przez Żonę Pawła - właściciela Stanicy w Kryłowie.
Po pół godzinie jazdy docieramy na miejsce startu - do miejscowości Gołębie.
Wysypujemy się z samochodu jak gruszki z rozerwanego worka i szybko uwalniamy przyczepę od ciężaru kajaków i naszych bambetli.
Żegnamy się z przesympatyczną Właścicielką stanicy i rozpoczynamy gorączkowe pakowanie bambetli żeby tylko jak najszybciej wskoczyć do kajaka i popłynąć.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Ponieważ zostaliśmy zrzuceni przy betonowym slipie to jakoś tak wyszło, że jako pierwszy chciał się zwodować Krzysiek.
Prawie mu się udało, ale powstrzymały Go siły natury w postaci błota niemalże do pasa.
Już od samego początku mieliśmy zatem niespodziankę i jednocześnie wielki ubaw z Krzyśka który utknął w błocie.
Jakoś udało się nam Krzyśka wyciągnąć podając mu kawał potężnego drąga.
Nauczeni doświadczeniem i przykładem Krzyśka, już następny kajaczek został zwodowany delikatnie i potem tworząc platformę z kajaków można było spokojnie do nich wejść i rozlokować się.
Szybki telefon z powiadomieniem Straży Granicznej że schodzimy na wodę i ruszamy i w drogę.
W końcu wszyscy jesteśmy cali zdrowi i czyści w kajakach na wodzie i rozpoczynamy spływ..
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Niebawem mijamy Kryłów i znajomy odcinek Bugu który oglądaliśmy stojąc na brzegu. spokojnie płyniemy dalej bo Paweł z Kryłowa zapowiedział że najbliższa miejscówka do biwakowania to dystans 40 km. a kolejna po następnych 40 km. i w sumie nic po drodze nie ma.
Jak wcześniej wspominałem Bug z początku ma szerokość niespełna 10 metrów a więc nieco większą od długości kajaka.
Nurt w tej części oceniłbym na 1 - 2 km /h.
Miejscowi śmieją się często że Ukraińcy na tamie w zbiorniku retencyjnym mają wajchę tylko z dwoma nastawami - odkryte / zakryte
i stąd albo w Bugu woda jest albo jej nie ma. :)
Podczas spływu w tej jakże dzikiej części Bugu robimy sobie dwie male przerwy na rozprostowanie gnatów oczywiście za każdym razem meldując się w Straży Granicznej.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

O godzinie 17 dopływamy do miejscowości Gródek czyli właśnie wcześniej przeze mnie wspomnianego mostu kolejowego łączącego Polskę i Ukrainę dla ruchu pociągów towarowych.
Towarzystwo decyduje po konsultacji telefonicznej z Pawłem z Kryłowa, że własnie tu dziś zostajemy, a jako że Tedzio wyrwał nieco do przodu to Młody leci za nim żeby go zawołać.
Po chwili dopływają Tedzio i Młody i od razu dostaje nam sie od Tedzia że jesteśmy cieniasy bo nie chcemy dalej płynąć.
W końcu Ted przyjmuje nasze tłumaczenie, że dalej będzie ciężko z miejscówkami a następna jest dopiero za kolejne 40 km.
Niestety - spanie pod mostem kolejowym nie jest ulubioną rozrywką Tedzia.
Ja w sumie słyszałem może 2 - 3 pociągi w nocy - Młody mówił że nic nie jechało ale Tedzio stwierdził że kursowały jeden za drugim :)
Jednak faktem jest że miejsce na obozowisko jest świetne ( tylko ten most ) dobry dostęp do wody - wykoszona łączka, w pobliżu posterunek Straży Granicznej.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Niedaleko jest spore wzniesienie na które po rozstawieniu obozowiska się wybieramy.
Po krótkiej wspinaczce po dość śliskich od porastających traw stokach stajemy na wierzchołku wzniesienia, skąd rozciąga się przepiękny widok na Dolinę Bugu, jego zakręt, most oraz widoczne w oddali nasze namioty.
Bardzo daleko widzę nawet wieżę widokową z której nie dalej jak wczoraj, obserwowałemwłaśnie most pod którym dziś mamy obóz.
Na kolację robimy sobie kociołek na ognisku i zapraszamy Strazników, ale ponieważ dopiero co się zmiana odbyła, to nowi Strażnicy niestety jeszcze nie są głodni.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek


Szybko idziemy spać ponieważ jutro chcemy wcześniej wstać i przepłynąć większy kawałek.

_________________
ALBUM ZE ZDJĘCIAMI
BLOG - ELTECHOWE PODRÓŻE


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 20 lip 2015, o 21:13 
Offline
admin-moderator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 sty 2015, o 21:53
Posty: 5660
Lokalizacja: Ząbki
Dzień 2 - wtorek


Dziś pobudka o 6.
Na śniadanie kończymy wczorajszy kociołek.
Zwijamy obozowisko i pakujemy kajaki.
Na wodę schodzimy o godzinie 8
Z małymi przerwami ( oczywiście meldowanymi w SG ) płyniemy do godziny 14, bo docieramy właśnie do miejscowości Horodło.
Tu robimy sobie dłuższą przerwę na przyjemnej łączce a ponieważ jest sklep to oczywiście robimy zaprowiantowanie.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
[img]https://lh6.googleusercontent.com/--LNywb5qJgg/Vaov33kAmOI/AAAAAAAA-iE/dAhWq8Dqp94/w913-h685-no/Bug%2Bdzie%25C5%2584%2B2%2BGr%25C3%25B3dek%2B-%2BHorod%25C5%2582o%2B%252838%2529.JPG/img]

W końcu posiliwszy się i uzupełniwszy zapasy ponownie schodzimy na wodę.
Startujemy ostro i po chwili mamy za sobą zakręt.
Mijamy przegniłe pale w rzece - pozostałość jakiegoś dawno nieistniejącego mostu, i nagle słyszymy w oddali okrzyk Tedzia.
Awaria - Wracajcie.
Chwila konsternacji i zawracamy pstrągując w nikłym nurcie.
Po chwili mając Tedzia w zasięgu głosu dowiadujemy sie że jest wypadek i Krzysiek ma zalany kajak.
Okazuje się że Krzysiek stoi przy brzegu wraz ze swoim zatopionym kajakiem klnąc jak szewc.
Niechcący napłynął na jakiś niewidoczny spod wody pal i rozpruł powłokę swojego kajaka.
Robimy szybką akcję odbierając od naszego topielca rzeczy - tzn klamoty – worki, namiot, śpiwór i podobne bambetle i wracamy na dopiero co opuszczoną łączkę w Horodle gdzie zostawiamy Młodego do pilnowania bambetli, a sami wracamy do Krzyśka po resztę klamotów.
Ustalamy że Maciek leci brzegiem żeby pomóc Krzyśkowi wyciągnąć kajak z wody i przenieść na łączkę lądem.
Po chwili my ze wszystkimi klamotami dopływamy do łączki a zaraz potem, z krzaczorów wyłaniają się Krzysiek i Maciek nisosący rozbity kajak.
Faktycznie - płócienne poszycie kadłuba jest nieźle rozprute - ale moim zdaniem nie jest to jeszcze najgorsze.
W końcu ja sam siedzę w dziurawym i przeciekającym kajaku z siodełkiem całym zanurzonym w wodzie i co chwila gąbką wybieram i wylewam wodę za burtę ale ponieważ pogodę mamy wspaniałą to takie chłodzenie jest nawet wskazane.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Pocieszam więc Krzyśka że poszycie przeschnie i zalepimy taśmą i popłyniemy dalej.
Niestety okazuje się że zniszczeniu uległa jeszcze sklejkowa belka rozpierająca kadłub i utrzymująca prawidłowy naciąg poszycia na wręgach kajaka.
Prawdziwy pech.
Tego już się taśmą nie da niestety naprawić, tylko trzeba wymienić cały uszkodzony element.
Ted rzuca hasło że zostajemy na biwak, żeby Krzyśkowi smutno nie było, na co wszyscy ochoczo przystają i po chwili na łączce na której dopiero co spożywaliśmy nasze śniadanko wyrasta nasze obozowisko pełne namiotów i kajaków.
Można powiedzieć że jest to szczęście w nieszczęściu.
Strach pomyśleć co by było gdyby ta przygoda przydarzyła się Krzyśkowi w jakimś innym miejscu - w jakiejś głuszy.
A tak wszystko przetransportowane a i dogodny dojazd samochodem praktycznie pod sam namiot.
Krzysiek powiadomił Żonę i ma go stąd jutro odebrać.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Póki co, na łące wyrasta suszarnia a po chwili ognisko z kociołkiem i kratka grillowa z piekącymi się kurczakami.
Chłopaki korzystają z cywilizacji i hotelu w Horodle i urządzają sobie łaźnię. Ja jakoś wolę naturę i dzikość więc łaźnię mam w postci prysznica zawieszonego na trójnogu od kociolka. Też świetnie daje radę, a jest za darmo - no i nie trzeba łazić do miasta.
W końcu nie po to tu przyjechałem żeby łazić po mieście :)
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Przy wieczornym ognisku wcinając pieczonego kurczaka i kociołek, zapada decyzja o podziale grupy na skowronki i sowy.
Skowronki to Tedzio, Maciek oraz Paweł.
Sowy to ja z Młodym.
Skowronki wstają wcześnie i skoro świt wypływają na rzekę, a po przepłynięciu jakiegoś dystansu mają na nas czekać.
My wstajemy normalnie - około 8 i ich gonimy.
Okaże się w praktyce jak to będzie funkcjonowało.
Noc jest chłodna a księżyc świeci niziutko i w pełni. - istna noc wilkołaków, upiorów i innych strzyg.
Atmosferę podkręcają odgłosy bobrów oraz rzucających się ryb.
Rosa pokryła namioty, oraz wszystko dookoła.

_________________
ALBUM ZE ZDJĘCIAMI
BLOG - ELTECHOWE PODRÓŻE


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 20 lip 2015, o 21:30 
Offline
admin-moderator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 sty 2015, o 21:53
Posty: 5660
Lokalizacja: Ząbki
Dzień 3 - Środa


Dziś obudziły mnie przed 5 z rana odgłosy pakującej się ekipy skowronków.
My z Młodym wstajemy sporo po 6, po wizycie jednego z pracownikow Straży Granicznej. Zwinęliśmy obozowisko i czekamy tylko jak wiatr przewieje z namiotu poranną rosę.
Po chwili z namiotu wychodzi też i Krzysiek.
Żegnamy się i obdarowani jeszcze przez Krzyśka na drogę prowiantem którego nie da rady zjeść żegnamy się i zchodzimy na wodę.
Jeszcze kilka ostatnich fotek i odbijamy od brzegu.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

My - sowy wystartowaliśmy z opóźnieniem przynajmniej 2 godzin w stosunku do ekipy skowronków.
Płyniemy zastanawiając się, ile czasu nam zajmie dobicie do ekipy i odrobienie tych dwóch godzin opóźnienia.
Nacisnęliśmy ostro na wiosła chcąc jak najszybciej spotkać się z naszą ekipą, ale płyniemy i płyniemy a tu nic.
W międzyczasie ucięliśmy sobie krótką rozmowę z Ukraińskim Strażnikiem oraz z kilkoma naszymi których widzieliśmy po drodze.
Obrazek
Obrazek


Brzegi niedostępne - nawet nie ma za bardzo gdzie przycumować żeby śniadanko jakieś zjeść, a ponieważ wystartowaliśmy bez jedzenia, to zaczynamy być już głodni.
Nie pozostaje nam zatem nic innego jak tylko podjeść coś, podczas płynięcia.
Na szczęście żarcie w bakistach mam spakowane oddzielnie i tak podjadając i płynąc na przemian, podziwiając piękno przyrody oraz okolicznych zwierząt i ptaków ciągniemy do przodu.
Przepływamy obok wielu jam bobrów spod których co jakiś czas dochodzi potężne kłapnięcie ogonem i mała fontanna wody pokazująca, że własnie przed chwilą jeszcze przesiadywał pod krzakiem Bóbr.
W pewnym momencie widzimy osobnika obok którego właśnie przepływamy, i który zamiast zniknąćw wodzie w towarzystwie potężnego plusku, ciekawie nam się przygląda - zsuwa się do wody i przez chwilkę płynie równo z nami, może z 1,5 metra obok, by po chwili niepostrzeżenie zanurkować.
Wypatruję przepięknych Zimorodków których tak wiele było na Wiśle, a tu, mając tak idealne warunki rozwoju, nie widać prawie żadnego.
Widzimy za to parę łabędzi ze swoimi młodym ledwo opierzonymi szaraczkami.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Młode Łabedziuki jeszcze nawet skrzydeł nie mają.
I tu pierwsze zaskoczenie zachowaniem się łabędzi.
Jakże odmiennym od tego co można zaobserwować na Mazowieckich rzekach i jeziorach.
Para łabedzi po kolei podrywa się do lotu zostawiając swoje młode na pastwę losu.
Młode łabędziuki tłuką wodę namiastkami skrzydeł też próbując wystartować, ale to jeszcze nie ten czas.
Natomiast stadko młodych się rozdziela.
Większość ucieka pod Ukraiński brzeg a jeden indywidualista pcha się na Polską stronę.
Postanawiam go zagonić do swojej rodziny i podpływam kajakiem zagradzając mu drogę.
Łabędzi małolat pedałuje pod wodą na najwyższych obrotach chcąc się oderwać od przeciwnika ( czyli ode mnie), ale ponieważ mu się to nie udaje postanawia mnie zmylić nurkując.
Niestety powoduje to tylko kupę śmiechu moją i Wojtka, bo o ile dziób i szyja jest pod wodą to cały kuper napędzany przez dwie potężne płetwy nadal znajduje się nad wodą.
W końcu maluch dołącza do rodziny, a my płyniemy dalej.
Nie dalej jak 50 metrów od młodych łabędziuków z pochylonego nad naszymi głowami drzewa pod którym przepływamy, dobiega potężny łomot i huk. Drzewo się nam wali na głowy. Jednak nie - okazuje się że to nie drzewo wali nam się na głowę ale właśnie z tego drzewa, dosłownie parę metrów od nas wystartował potężny Orzeł.
Przepiękny widok.
Zdarzało nam się już Orły nad Wisłą obserwować, ale nigdy z tak bliska. Rozpiętość skrzydeł robi na prawdę wielkie wrażenie.
Niestety nie wiem co to był za gatunek, czy Orzeł czy może Orlik ale rozpiętość skrzydeł w zależności od gatunku waha się od 150 do 240 cm więc to naprawdę potężne ptaszysko.
A kilkanaście metrów dalej za drzewem, Wojtek spostrzega kolejnego młodego łabędziuka tym razem biegnącego po brzegu co sił w nogach. Zapewne uciekał przed nami lądem.
Komiczny obraz - takie toto nieporadne a tak szybko stara się zaiwaniać. W końcu potyka się i ląduje dziobem w ziemi i stacza dowody.
Znów z Wojtkiem rżymy ze śmiechu.
Co za dzień pełen przygód.
Obrazek
Obrazek

W końcu po którejś tam godzinie spędzonej w kajaku znajdujemy kawałek plaży na którą możemy wyjść i rozprostować nieco kości i zdrętwiałe od siedzenia w kajaku nogi.
Niestety nie jestem przyzwyczajony do wielogodzinnego siedzenia w kajaku bo do tej pory dobiliśmy z Wojtkiem tylko krótkie dystanse. W tym dobry jest akurat Tedzio bo to prawie Maratończyk tylko nie startujący w zawodach.
Reszta z nas to marni kajakarze a ja zdecydowanie na wyprawy wolę kanadyjki.
W końcu udało sie nam cokolwiek normalnie zjeść i odpocząć i nabrawszy siły ostro pociągnęliśmy wiosłami oddalając się szybko od bagnistej plaży.
około godziny 15 po którymś tam nagłym zakręcie Bugu nagle wyłaniają się zza porastających plażę krzaków kajaki - w końcu dogoniliśmy ekipę skowronków.
Stąd już całą grupą płyniemy do Dorohuska gdzie znajdujemy kawałek plaży z piaskiem mała ilością błota i decydujemy się powiadomić SG że tu zostajemy na noc.
https://lh6.googleusercontent.com/-GbwS ... 7%2529.JPG

Ponieważ jest jeszcze dość wcześnie a pogoda jest piękna to wykorzystujemy czas na pranie i kąpiele choć podobno w rejonie przygranicznym tego robić nie można
Po kąpielach wszyscy wcinają obiadokolację z puszek i zalegamy w namiotach.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

postanawiamy że jutro też wcześniej wstaniemy żeby popłynąć wraz z Chłopakami.
Niestety jakoś spać mi się jeszcze nie chce a ponieważ mój namiot stoi tuż nad samym brzegiem to leżę sobie w namiocie odgrodzony od owadów moskitierą i obserwuję wieczorne życie rzeki.
Komarów w sumie jest niewiele co mnie bardzo dziwi ale za to są tysiące gzów ostro atakujących i z nimi trzeba ciągle walczyć
Z nory wydrążonej w wysokim ukraińskim brzegu naprzeciwko mojego namiotu wyłażą Bobry i potężnie chlupiąc skaczą do wody udając się na żer.
Na zakolu rzeki rzucają się jakieś duże ryby w wodzie.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

_________________
ALBUM ZE ZDJĘCIAMI
BLOG - ELTECHOWE PODRÓŻE


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 20 lip 2015, o 21:45 
Offline
admin-moderator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 sty 2015, o 21:53
Posty: 5660
Lokalizacja: Ząbki
Dzień 4 - czwartek


Dziś my z Wojtkiem wystartowaliśmy o 7.
Obrazek
Obrazek

Otrzymałem od Pawła smsa że pod mostem który jest kilka kilometrów od miejsca naszego obozowiska jest bystrze na którym trzeba zrobić przenioskę.
Po dopłynięciu pod ten most stanęliśmy i obejrzeliśmy sobie teren.
Obaj z Młodym stwierdziliśmy że gdybyśmy polietylenem pływali to z pewnością nawet byśmy z kajaka nie wysiadali, no ale w naszym przypadku nie będziemy kombinowali.
Jednak nie ma sensu przenosić kajaków brzegiem tylko zrobimy ubezpieczony spław.
Wpakowaliśmy sie do wody i sprawdziliśmy teren. A potem powolutku jeden za drugim przepuściliśmy nasze kajaki na lince ubezpieczając i asekurując żeby szły między kamieniami. W kilka minut bystrze zostało pokonane i mogliśmy spokojnie płynąć dalej.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Ja płynąc przez cały czas wybieram wodę z kajaka od tych pęknięć kadłuba.
Postanawiam że jak dziś dopłyniemy na nocleg to w końcu sprawdzę skąd się ta woda w kajaku berze.
Płynąc robimy sobie krótkie przerwy na odsapnięcie.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Już widać że zmieniły sie brzegi i troszkę zmniejszyły a poza tym jest sporo piaszczysto - bagiennych plaż na zakolach rzeki.
Już jest jak i gdzie wysiąść z kajaka żeby sobie nogi rozprostować.
Na jednej z takich plaż odkrywamy że nasze zapasy wody na herbatę zaraz się skończą wobec czego musimy poszukać jakiegoś sklepu i dotankować zapasy a poza tym warto byłoby jeszcze coś dojedzenia zakupić na następne 2 - 3 dni.
Z locji wypada nam że niedługo powinniśmy mieć wioskę ze sklepem.
Dopływając do wioski widzimy z daleka jakąś tablicę przybitą do drzewa.
Z ciekawością podpływamy bliżej i okazuje się że to nie tablica a kartka przyklejona do drzewa z napisem Lechu sklep.
Obrazek

Nie mogliśmy odmówić chłopakom i Mlody powędrował do sklepu a ja pilnowałem kajaków na brzegu.
Obrazek
[img]https://lh6.googleusercontent.com/-FXzUBEqwr9k/VarhLcaIGPI/AAAAAAAA_ZY/XKwEDXSexy4/w1118-h630-no/dzie%25C5%2584%2B4%2BDorohusk%2B-%2BWo%25C5%2582czyny%2B%252818%2529.JPG
[/img]
Obrazek

Płynąc spokojnie dalej ciągle podziwiamy widoki oraz zwierzęta i ptactwo nie tylko wodne.
Niby chłopaki wypływając wcześnie z rana powinni więcej zwierząt oglądać ale wychodzi jednak na to że to my z Mlodym mamy więcej szczęścia w tym zakresie.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Dziś mijamy sarenkę korzystającą z wodopoju.
Płynąc mijamy kilku wędkarzy gawędząc z nimi przez chwilkę.
około 15 dopłynęliśmy do dwóch chłopaków płynących kajakiem z wypożyczalni.
To miejscowe chłopaki którzy zrobili sobie 2 dniowy spływ Bugiem. powiedzieli nam że nasi są już niedaleko bo niedawno ich mijali więc nacisnęliśmy mocniej na wiosła i po godzince dogoniliśmy uciekinierów. Potem już wspólnie płynęliśmy dalej poszukując dogodnego miejsca na obozowisko ale na tym odcinku jeszcze aż tak dużo ich nie ma więc skończyło się na tym że z kajaków wysiedliśmy dopiero koło 19.
Miejscówkę znaleźliśmy dzięki Strażnikowi Granicznemu którego spotkaliśmy po drodze. Powiedział że za dwa zakręty jest spora plaża na której z pewnością się wszyscy pomieścimy.
po rozbiciu obozowiska standardowo szybka kąpiel połączona z praniem i stwierdzamy że mamy chęć na potężną jajecznicę więc z Młodym serwujemy sobie jajecznicę z 2 pęt kiełbasy i 10 jajek.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Do tego bochenek chleba i jesteśmy szczęśliwi mogąc po chwili to poprawić jeszcze małą kiełbaską z ogniska i skromnym litrem herbatki.
No ale trzeba iść spać bo umówiliśmy się że jutro wszyscy wstajemy o 5 - musimy nieco podgonić żeby się nie okazało że Maciek i Ted nie wyrobią się w zakładanym terminie.
Obrazek
Obrazek

_________________
ALBUM ZE ZDJĘCIAMI
BLOG - ELTECHOWE PODRÓŻE


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 20 lip 2015, o 21:59 
Offline
admin-moderator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 sty 2015, o 21:53
Posty: 5660
Lokalizacja: Ząbki
Dzień 5 - Piątek


po wczorajszych negocjacjach odnośnie godziny pobudki wstajemy dziś wszyscy o 5 i szybko się zbieramy na wodę.
Zwijamy mokre od rosy namioty i pakujemy klamoty. Mokre tropiki z namiotów zwijamy oddzielnie i luzem upychamy w lukach.
Dla chłopaków to widok codzienny ale dla mnie i Młodego to dość rzadki widok czyli poranek nad wodą. Poranna mgła przysłania kontury brzegów - gdzie niegdzie już się rozwiewa a miejscami zalega dość gruą warstwą. W sumie widok jest piękny.
Obrazek
Obrazek
Obrazek


Ted jak zwykle wyrwał do przodu i dogoniliśmy go dopiero po jakimś czasie na Trój-styku czyli miejscu gdzie w jednym punkcie łączą się granice trzech państw. Polski Ukrainy i Białorusi
Swoją drogą myślałem że będzie to jakiś bardziej widoczny punkt w krajobrazie ale gdyby nie zbudowana wiata nad brzegiem Bugu
( oczywiście po Polskiej stronie ) i tablica Trójstyk pewnie byśmy te miejsce minęli nawet o tym nie wiedząc.
Dopiero po jakimś czasie zorientowalibyśmy się że coś jest inaczej bo zmieniłsię kolor słupków granicznych na prawym brzegu rzeki.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Od tego momentu Bug płynie już tylko wzdłuż granicy Polskiej i Białoruskiej.
Standardowo podczas płynięcia robiliśmy sobie kilka postoi na jedzonko oraz kąpiele.
W miejscowości Włodawa widzimy jakiś zielony samotny kajaczek wbity w trzciny.
Od patroli SG wiemy że przed nami samotnie spływa Bug jakiś Pan. Ale ponieważ miał nad nami sporą przewagę to nie sądziliśmy że możemy Go dogonić. Ale wbijamy się z Tedziem przez płyciznę na małą zarośniętą zatoczkę żeby zamienić kilka słów z bratem wodniakiem.
Okazuje się że trafiliśmy idealnie bo to właśnie ten Pan
Obrazek
Obrazek

Bernard - bo tak ma na imię ma 77 lat i samotnie spływa około 1500 km bo płynie za Szczecin.
Wspólnie wypływamy na rzekę i płynąc powoli złączonymi kajakami dużo gadamy.
Opowiadamy sobie wrażenia i wymieniamy poglądy.
W końcu wymieniamy sie telefonami i startujemy do przodu.
Widzimy że Bernard ostro ciągnie za nami i niewiele tylko zostaje w tyle.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Oj chciałbym w Jego wieku mieć taaaaaką kondycję i odwagę. Wielki szacunek i podziw wzbudził u nas Bernard swoją osobą.
Płynąc dalej sporo przed Bernardem ciągle padają jakieś uwagi pełne podziwu dla Jego osoby.
W końcu dopływamy do betonowego slipu w miejscowości Kuzawka. Skierował nas tu jeden z patroli SG z którym sobie gawędziliśmy.
Po dopłynięciu oczywiście chłopaki polecieli do sklepu. My - z Wojtkiem i Tedem obeszliśmy miejsce naszego lądowania i wspólnie stwierdziliśmy że tu nie ma gdzie spać.
Już zaczęliśmy się zgadywać że jak chłopaki wrócą ze sklepu to gonimy dalej w poszukiwaniu jakiegoś normalnego miejsca na biwak bo tu nijak tego nie widzę.
Po powrocie Maciek z Pawłem wyskoczyli do pobliskiego gospodarstwa żeby się zapytać czy może u nich na podwórku można się będzie rozbić z namiotami ale zostali odesłani do Sołtysa.
Po pół godzinie wracają chłopaki - gęby śmieją im się od ucha do ucha i mówią że mają dla nas idealną miejscówkę.
Normalnie pole biwakowe ze wszystkimi wygodami i to całkiem za darmo.
Aż wierzyć się nie chce. Musimy tylko podobno spłynąć jeszcze 500 metrów niżej. Wyszło nieco ponad 500 metrów ale widzimy już na brzegu pana machającego do nas ręką i zaraz za nim plażę z piasku na nieco wyższym brzegu więc spokojnie się wysiada i wcale nie ma błota jak wszędzie.
Dobijamy witamy się i wyciągamy kajaki na brzeg.
Idziemy prowadzeni przez Pana Sołtysa i zwiedzamy teren.
Jest wszystko co potrzeba człowiekowi do szczęścia - jest miejsce na ognisko, jest duża wiata ze stołami i ławami, jest murowany grill a także zapas drewna więc nie trzeba nawet grasować po chaszczach.
Na koniec Sołtys - Pan Czesio otwiera nam podwoje budynku Miejscowego Domu Kultury gdzie mamy do dyspozycji łazienkę wodę miejsce do spania oraz rzecz bardzo ważną czyli prąd żeby podładować telefony.
Od razu dzwonię do Bernarda żeby płynął i do nas dołączył bo są super warunki.
Dziś śpimy w cywilizacji.
W sali jest nawet chłodno. Nad wodą upału się nie czuje ale już kilkaset metrów dalej upał jest wyraźnie odczuwalny więc jakoś nikomu nawet do głowy nie przychodzi żeby spać w namiotach.
Chłopaki tylko rozkładają namioty do suszenia po porannej rosie.
[img][img]https://lh4.googleusercontent.com/-EWcJMVtZSFc/Vapt3R0FRJI/AAAAAAAA-6s/EdCWHdfktQk/w1118-h629-no/Dzie%25C5%2584%2B5%2BWo%25C5%2582czyny%2B-%2BKuzawka%2B%252844%2529.JPG[/img][/img]
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek


Bierzemy się za gotowanie kociołka - tym razem na butli gazowej bo jakoś nikomu się ogniska dziś nie chce rozpalać.
Wieczorkiem rozstawiamy stół po środku sali i wpada do nas Pan Czesio z żoną i córką.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Przynieśli ze sobą pyszne naleśniki które szybko znikają w naszych żołądkach.
Siedzimy sobie do wieczora rozmawiając, śmiejąc się i opowiadając oraz słuchając opowiadań Pana Czesia.

_________________
ALBUM ZE ZDJĘCIAMI
BLOG - ELTECHOWE PODRÓŻE


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 20 lip 2015, o 22:12 
Offline
admin-moderator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 sty 2015, o 21:53
Posty: 5660
Lokalizacja: Ząbki
Dzień 6 - sobota

no i dziś niestety wstajemy niewyspani.
Jednak w takiej sali głos się niesie i pogłos dobrze słychać a że Maciek ma głos donośny to i spać się nie dało jak nasze Skowronki zaczęły się szykować do drogi.
Wstajemy z Młodym o 5 więc w sumie niewiele pospaliśmy tej nocy.Pozbieraliśmy graty i spakowaliśmy kajaki.
Wpadli jeszcze nasi wspaniali gospodarze specjalnie żeby się pożegnać.
Cóż za wspaniali i sympatyczni ludzie.
Serdecznie dziękuję Panu Czesiowi i Jego wspaniałej rodzinie za pomoc nam - obcym ludziom wody.
Żegnamy się też z Bernardem i umawiamy ze pomożemy albo Ja albo Paweł przy pokonywaniu przeszkód pomiędzy Zalewem Zegrzyńskim a Wisłą.
Szybko schodzimy na wodę i odbijamy od brzegu.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Po 3 godzinach ostrego wiosłowania dochodzimy chłopaków.
Mam teraz więcej czasu na wylewanie wody z kajaka. Dziś jakoś strasznie bierze wodę.
Niestety to wada konstrukcyjna, bo od siodełka przetarło się dno w dwóch miejscach i zrobiły się dziury.
Zaklejanie taśmą od Krzyśka niewiele daje bo jakoś ta taśma szybko się odkleja - nie jest niestety wodoodporna.

Na dziś mamy zaplanowane pokonanie Terespola.
Czyli inaczej mówiąc mamy dopłynąć do pewnego miejsca skąd mamy umówiony transport drogą lądową bo Bug ucieka całkowicie na teren Białorusi i tam już nam płynąć nie wolno.
około 15 lądujemy w końcu w miejscowości Żuki, wyciągamy kajaki na brzeg i układamy się na trawce czekając na podwozę.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

W końcu podjeżdża samochód z przyczepą i ładujemy cały sprzęt na samochód oraz przyczepę.
Ponieważ jest to osobówka tona początek wskakujemy my z Wojtkiem a po resztę będzie zrobiony drugi kurs.
Dojechaliśmy i wypakowaliśmy bambetle. Przyczepa została odczepiona i samochód pognał po chłopaków.
My zaczynamy łazić po brzegu szukając jakiejś miejscówki do zwodowania kajaków oraz rozbicia obozowiska.
Jest plaża ale sprzęt trzeba dość daleko zanieść. - No cóż nikt nie mówił że będzie łatwo.
Zaczynamy nosić a z nieba leje się żar. Ani jednej chmurki na niebie tylko palące słoneczko.
My tu obciekamy potem a chłopaki w klimatyzowanej Biedronce zakupy robią :). Normalnie muzg zaczyna się żażyć.
W końcu powolutku znosimy część bambetli i nasze kajaki. Rozstawiamy namioty i w ich cieniu walimy się na piach żeby odsapnąć.
Wykąpać się nie ma gdzie bo woda stojąca i to raczej nie do kąpieli.
Bagnisto i płytko. A jeszcze nie mamy nic do picia bo nasze zapasy przyjadą dopiero z resztą ekipy.
W końcu są - Od Tedzia odbieramy nasze zamówienie i od razu przysysamy siedo buteki z wodą.
Jest ulga.
Obrazek
Obrazek

Jest po 17 i wszystko załatwione. Transport tego odcinka wyszedł po 30 zl na głowę. - Da się przeżyć.
Obozowisko rozłożone - słoneczko zachodzi.
Cień od namiotu kładzie się coraz dłuższy i wszystko byłoby ok gdyby nie te atakujące ciągle gzy.
Powoli wracamy do życia.
Ta w większości nieprzespana noc daje jednak o sobie znać.
Rozpalamy ognisko i siadamy do kolacji.
Pojawiają się jednak hordy - miliardy małych drobnych komarów
Pewnie trafiliśmy na jakiś wylęg a takie zjadliwe były cholery że aż strach. I repelentów się nie bały - może jeszcze były za młode i czytać nie umiały.
Po posiłku każdy zaszywa się w swoim namiocie i tłucze te małe dziadostwa którym się do namiotu wraz z właścicielem udało przedostać.
Plan na jutro to dopłynąć do całkowicie Polskiej części Bugu. Ten odcinek to nieco ponad 50 km więc nie powinno być problemów z dotarciem.
Przed snem rozmyślam jeszcze o Bernardzie bo okazało się że też ma być przewieziony przez tą samą firmę a nawet nasz przewoźnik wspominał ze po nas będzie jechał odebrać Bernarda.
Poprosiliśmy żeby go przywiózł tutaj do nas to sobie jeszcze kawałek razem popłyniemy ale raczej już na to nie ma co liczyć.
Pewnie Bernard nie zdążył dopłynąć do miejsca gdzie się umawialiśmy z przewoźnikiem.

_________________
ALBUM ZE ZDJĘCIAMI
BLOG - ELTECHOWE PODRÓŻE


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 20 lip 2015, o 22:30 
Offline
admin-moderator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 sty 2015, o 21:53
Posty: 5660
Lokalizacja: Ząbki
Dzień 7 - Niedziela

Wczoraj uzgodniliśmy z Wojtkiem że nie ma siły która nas poderwie wcześniej niż o 7
Musimy nieco odespać.
Z rana na spokojnie się pakujemy i zwijamy obozowisko. Nawet odwracamy namioty żeby słoneczko wysuszyło drugą - wilgotną stronę namiotu.
Ponieważ nie jemy śniadań to na wodzie lądujemy jeszcze przed 8 i szybko ciągniemy wiosłami.
Wyjątkowo szybko dochodzimy chłopaków
mieli długą 45 min przerwę czekając na nas.
Płyniemy szybko żeby jak najszybciej trafić na odcinek Polski , cywilizację i sklep z żarciem żeby uzupełnić zapasy.
Woda przywieziona przez Tedzia wczoraj właśnie się kończy a choć były to 4 butelki to jednak szybciutko zeszły.
Zaczynamy przeglądać locję pod kątem sklepu.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Mijamy zakole rzeki gdzie po naszej stronie na wysokim brzegu siedzi chyba z 50 wędkarzy - zapewne jakieś zawody mieli.
Spływamy gawędząc z wędkarzami. Ryby jakoś nie biorą ale humor dopisuje.
Mamy już niedaleko do Niemirowa gdzie to Bug jest już całkowicie Polska rzeką.
Po drodze w Gnojnie na wyższym lewym brzegu widzimy rozbite indiańskie Tipi oraz jakieś prace przygotowawcze.
Obrazek
Obrazek

Zdaje się że jakieś miasteczko Indiańskie powstaje - może jakiś festiwal będzie.
Na prawym brzegu widzę pierwszego i jedynego Białoruskiego strażnika który kryjąc się w krzakach pilnie obserwuje przez lornetkę zamieszanie na naszym brzegu.
Macham mu ręką na powitanie i widzę że mi jakoś tak niepewnie odmachnął - jak by sie bał.
Z budowniczymi Tipi zamieniamy kilka zdań mówiąc że za nami będzie płynęła reszta ekipy ( tym razem to my z Młodym ostro do przodu wyrwaliśmy bo nas pragnienie goniło ) oraz wspominamy że będą mieli gratkę pogadać z prawdziwym wodniakiem - Bernardem
Po pewnym czasie widzę na prawym brzegu zabudowania.
Okazuje się że to już Polska się zaczyna.
Nawet nie było widać gdzie ta Białoruska granica uciekła.
Było dziko aż nagle cywilizacja.
Prom, plaża, kupa ludzi.... i proszę czy mnie oczy nie mylą? jakiś znajomy kajak.

Podpływamy do brzegu zasięgnąć języka o sklepie - patrzymy a to Bernard pakuje się do kajaka,
No proszę jaka niespodzianka.
a to nam dowcip zrobił.
Dowiadujemy się że już niedaleko jest miejscowość Serpelice i tam sklep jest czynny do późna.
Spokojnie zatem w całym komplecie powiększonym o Bernarda wspólnie spływamy do Serpelic
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Widać że jest to spora miejscowość ale chyba głównie nastawiona na turystykę czyli jest spora ilość ośrodków wypoczynkowych.
Dobijamy do sporej obleganej plaży. Jest tu wypożyczalnia kajaków, a nawet statek wycieczkowy wożący turystów .
Idziemy na poszukiwanie sklepu - jest ale jak drogo - wyboru jednak nie mamy więc kupujemy jedzenie i picie i wracamy z powrotem.
Odpływamy szukając jakiejś miejscówki. Odnajdujemy ładną sporą plażę na wysepce jakieś dwa kilometry za miastem i tam wspólnie z Bernardem rozbijamy obozowisko
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Widoki na Bugu przepiękne - widać cywilizację
Piękne domki letniskowe z tarasami schodzącymi prawie do wody. Przyjemnie jest usiąść sobie na takim tarasie i popijać poranną czy wieczorną herbatkę. A najważniejsze że nie ma żadnych blokowisk ani osiedli i nikt tam nikomu przed oknami żadnego bloku nie postawi.
Rozpalamy ognisko i przygotowujemy kolację. Dziś mamy cebulkę duszoną z dużą ilością kiełbasy.

W sam raz coś na regenerację sił :)
W międzyczasie kąpiel w Bugu dla odświeżenia
Obrazek

Po obfitej kolacji spokojnie przygotowujemy jeszcze obozowisko żeby jutro było łatwiej i szybciej pakować-oraz myjemy gary.

_________________
ALBUM ZE ZDJĘCIAMI
BLOG - ELTECHOWE PODRÓŻE


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 20 lip 2015, o 22:46 
Offline
admin-moderator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 sty 2015, o 21:53
Posty: 5660
Lokalizacja: Ząbki
Dzień 8 - Poniedziałek


pobudka o 6
Wylazłem z namiotu i idę obudzić Młodego.
Bernard też już nie śpi. Zbudziły go nasze skowronki swoim porannym krzątaniem się przed spływem.
Dziś jest pierwszy dzień gdzie nic nikomu już zgłaszać nie trzeba.
Do naszej plaży podpływa Maciek który wczoraj wybrał łąkę zamiast plaży i nieco wcześniej się od nas odłączył.
Maciek czeka na nas a my szybko pakujemy graty i schodzimy na wodę żegnając się z Bernardem.
spływamy sobie spokojnie we trzech.
Na brzegu spotykamy jakiegoś pana i Maciek się pyta czy jest tu jakaś kawiarnia bo musi się kawy napić żeby nie zasnąć.
Dostajemy zaproszenie na kawę i zostawiamy kajaki na brzegu i wdrapujemy się na dość wysoki brzeg.
Okazuje się że to ośrodek wypoczynkowy.
Siadamy przy stole z gospodarzem i zostajemy poczęstowani kawą i herbatą.
Okazuje się że nasz gospodarz jest zapalonym wędkarzem i na przemian z Maćkiem zaczynają snuć swoje wspomnienia z wypraw wędkarskich.
Jest dzięki temu kupa śmiechu.
W końcu dziękujemy za kawę i lecimy na wodę.
Kolejny ciekawy i serdeczny człowiek poznany na naszej wyprawie.
Bernard już dawno popłynął - będziemy musieli go gonić.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Po następnych kilku kilometrach przepłyniętych widzimy jakiś obiekt daleko na wodzie.
Myślimy że to jakiś wędkarz na pontonie troluje ale po podpłynięciu okazuje się że to kolejny zakręcony wodą człowiek.
Mieszkaniec Gdyni - spływa do domu w pontonie zasilanym silniczkiem elektrycznym a prądu do silnika dostarczają dwie potężne baterie solarów z których jeden można postawić nawet jako daszek nad głową.
Niestety ta cała konstrukcja jest bardzo podatna na watr a mała moc silnika nie jest w stanie go posuwać pod wiatr i jak wieje to żeby się nie cofać musi zakotwiczyć.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Gadamy chwilę i płyniemy dalej.
W końcu dopływamy do Drohiczyna. Na zakręcie rzeki widzimy kajaki i rozwalonych na plaży chłopaków w towarzystwie Bernarda.
Maciek przepływa na drugi brzeg żeby wyskoczyć na szybkie zwiedzanie i zakupy a my zostajemy.
Nagle przychodzi załamanie pogody które z resztą wcześniej przepowiadałem
Zaczyna potężnie wiać oraz padać.
Zakładamy kapoki i sztormiaki i przepływamy na drugi brzeg. Zabezpieczamy kajaki na wypadek burzy bo coś się tak zapowiada i idziemy schronić się pod dach pobliskiej karczmy.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Tu czekamy na Maćka a w międzyczasie wszystko się uspokaja. Pogoda tylko postraszyła.
Siąpi tylko drobny deszczyk ale nawet nie warto sztormiaka zakładać więc znów schodzimy na wodę i płyniemy dalej.
Znacznie się jednak ochlodziło.
Już nie trzeba schładzać się wodą podczas płynięcia a wręcz trzeba wiosłować żeby było ciepło.
dopływamy do jakiejś łąki z dobrym dostępem do wody i decydujemy że tu rozbijemy obozowisko.
Teren niezbyt równy ale jakoś udaje się ustawić namioty,
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

rozpalamy ognisko i wyciągamy kociołek
Paweł w międzyczasie próbował swoich sił z wędką ale niestety jedyne ryby jakie podczas spływu widzieliśmy to te z puszki.
Po kolacji jeszcze troszkę sobie przy ognisku posiedzieliśmy i ustaliliśmy plan na jutro.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

_________________
ALBUM ZE ZDJĘCIAMI
BLOG - ELTECHOWE PODRÓŻE


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 20 lip 2015, o 22:50 
Offline
admin-moderator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 sty 2015, o 21:53
Posty: 5660
Lokalizacja: Ząbki
Dzień 9 - wtorek


Dziś wstajemy o 7. Jako że mamy wszystko przygotowane to na wodę schodzimy dość szybko.
A ponieważ na koniec spływu ogłosiłem konkurs kto stanie w kajaku to wypada spróbować swoich sił.
Nawet się udaje. Ba nawet przez chwilę wiosłuję na stojąco. Stwierdzam że nie ma co kusić losu i chcę usiąść ale podczas siadania tracę równowagę i w zasadzie się wywalam. Jako że woda do kolan to żaden problem ale ponieważ kajak był już przygotowany do drogi to niestety muszę wybrać wodę z kajaka i nieszczelnych luków. Było sporo śmiechu.
woda To mały problem - większy że wypłukało mi z kajaka telefon i aparat. Telefon odnajduję tuż przy nodze więc problemu nie ma
Gorzej jest z aparatem.
Niby woda po kolana ale stóp nie widać bo woda mętna.
Krążyłem z Wojtkiem dobre 15 minut ale w końcu wziąłem sie na sposób i systematyczne przeczesywanie dna dało rezultat - udało sie odnaleźć zgubę - na całe szczęście bo tyle zdjęć by się zmarnowało.
Obrazek

Jako że w planach mam jeszcze trening ze wstawaniem w kajaku to od razu aparat wędruje na sznurek przywiązany do kajaka.
Bez dalszych przygód startujemy i ostro naciskamy na wiosła.
Dostaję telefon od Bernarda że niestety u niego coś z barkiem i musiał mocno spowolnić więc zapewne się już nie spotkamy.
Przez to też wczoraj zszedł z wody wcześniej i nie dotarł do nas na obozowisko
Jako że chłopaki wystartowali z 2,5 godzinną przewagą ostro ciśniemy z Młodym.
Obrazek
Obrazek
Mijamy na brzegu samochód z przyczepą z kajakami i machając na powitanie gonimy dalej.
Po chwili w oddali widzimy zarys sylwetki kajaka.
Stwierdzamy że musimy jeszcze mocniej pocisnąć bo nam sie takie spływy organizowane źle kojarzą tzn rozwrzeszczana młodzież lejące się piwo czy wręcz pijani kajakarze,
Dopływamy i okazuje się że w każdym kajaku siedzi facet i dziecko. Płyną cicho i spokojnie.
Po drodze zamieniamy kilka słów i okazuje się że to 2 czy 3 dniowy spływ organizowany przez fundację tata i dziecko.
W sumie z Młodym sie na spływ nielegalnie ale się załapaliśmy
Płynąc szybko mijamy kajaki i nagle w oddali widzimy znajome sylwetki pod jakimś szyldem.
To chłopaki czekają na nas. A niedaleko jest sklep.
Żywcem przeniesiony z lat 80 - gdzie chleb był na zapisy. Pamiętam takie sklepiki na Mazurskich wioskach podczas naszych wypraw żeglarskich z moim bratem Tomkiem gdzie w zasadzie nic nie było
Obrazek

Musimy niestety szukać innego sklepu żeby nie pójść głodnym spać bo mamy resztkę chleba i woda też się nam do picia kończy.
W międzyczasie kawalkada kajaków nas wymija i po zwodowaniu znów musimy ich gonić.
Obrazek
Obrazek

Tym razem my ich mijamy bo cała kawalkada leży wyciągnięta na brzegu a ojcowie z dziećmi mają przerwę rekreacyjną
Sprawdziliśmy locję i ustalamy że szukamy szczęścia w następnym sklepie.
Niestety przepływamy obok miejscowości Nur która jest położona na wysokiej skarpie a z wody nie ma jak się dostać.
prawie mijamy już miejscowość gdy nagle na przeciwnym brzegu dostrzegamy znajomy samochód wraz z przyczepą z kajakami.
Postanowimy podpłynąć i podpytać - może ten co obstawia tzw. brzegówkę na spływie coś będzie wiedział.
Po dobiciu i przywitaniu oraz wyłuszczeniu problemu kierowca - Paweł bez słowa wypina przyczepę od samochodu i mówi że może wziąć jednego i podwiezie go do sklepu parę kilometrów.
Czego się nie robi dla kolegów wodniaków.
Obrazek

Wojtek jedzie po zakupy i uzupełnić zapasy wody.
Po pół godzinie są z powrotem.
Zaczynamy rozmawiać z Pawłem i okazuje się że w zasadzie to mamy wspólnych znajomych a nawet więcej -mieliśmy okazję się poznać rok temu.
Paweł ma w Lubartowie stanicę wodną na Wieprzu gdzie to właśnie u niego kończyliśmy nasz spływ.
Jaki ten świat jest mały.
Dostajemy od Pawła zaproszenie na spływ Dniestrem który będzie organizował i może za rok czy dwa się wybierzemy z Pawłem
dziękujemy za uczynność i żegnamy się z Pawłem i spuszczamy kajaki na wodę
Gonimy Pawła i Teda którzy podczas gdy my stanęliśmy popłynęli dalej
po godzince wiosłowania odnajdujemy ich czekających na nas na plaży
Obrazek
ruszamy dalej na poszukiwanie fajnej miejscówki na nocleg
Niebawem znajdujemy super miejsce na obozowisko.
łąka Na małym podwyższeniu ale z dobrym podejściem do wody.
Jest równo i płasko.

Super miejsce, Za plecami mamy wysoką skarpę a my jesteśmy jakby na takiej półce
Na zakolu rzeki gdzie pojawił się nawet chwilowy nurt - marny ale jednak.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Rozpalamy ognisko i gotujemy wodę na herbatę w kociołku. Ponieważ to troszkę potrwa to idziemy się wykąpać.
Obrazek

Maciek rzuca pomysł żeby przejść się na koniec łąki i tam skoczyć do wody i potem spłynąć sobie z nurtem kilkaset metrów.
Oczywiście nam koncepcja się bardzo podoba.
Maciek zabiera ze sobą materac a my płyniemy wpław.
Okazuje się że pomysł Maćka z materacem jest świetny ale my materaca nie mamy. Mamy za to kamizelki.
Następny kurs już robimy w kamizelkach i leżąc sobie na pleckach jak na łóżku wodnym powoli przepływamy obok naszego obozowiska.
I tak kilkanaście razy.
W końcu głód wygonił nas z wody i trzeba było się wysuszyć więc zasiedliśmy przy ognisku i raczyliśmy się dużą ilością kiełbasy z ognia.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Zmęczeni i nasyceni z całym kociołkiem nagotowanej herbaty siedzimy przy ognisku i ustalamy plany.
W zasadzie mamy do spłynięcia jeszcze jakieś 120 km do ujścia Bugu ( w/g locji )
Niby mamy jeszcze czas ale Młody musi koniecznie być na piątek w domu bo mu się przypomniało ze ma jakąś imprezę
Ustalamy że próbujemy zrobić ten dystans na raz.
Paweł twierdzi że to niewykonalne ale my wiemy swoje.
Ustalamy z Młodym że jutro startujemy przed 6 czyli pobudka o 5 i atakujemy duży dystans.
A że trzeba wypocząć to rozchodzimy się do namiotów.
Na jutro zapowiada się zmiana pogody więc nie wiadomo co będzie.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

_________________
ALBUM ZE ZDJĘCIAMI
BLOG - ELTECHOWE PODRÓŻE


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 20 lip 2015, o 23:37 
Offline
admin-moderator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 sty 2015, o 21:53
Posty: 5660
Lokalizacja: Ząbki
Dzień 10 - Środa

Przed 5 coś mnie budzi.
Ponieważ namiot mam otwarty to widzę z daleka że coś się błyska i słyszę jakieś pomruki.
Wstaję i budzę Młodego. Zabezpieczamy namioty kotwiąc je mocniej do gruntu.
Obrazek
Widzimy że burza idzie w naszym kierunku.
mocujemy sprzęt i układamy odpowiednio kajaki żeby jakiś porywisty podmuch nie rozwalił nam sprzętu albo nie porwał.
Namioty zamocowane sprzęt zamocowany więc stwierdzamy że nie ma co schodzić na wodę żeby potem spierniczać przed burzą na brzeg.
Tak to mamy ochronę a na wodzie trzeba będzie jakichś krzaków szukać.
Ustalamy że śpimy dalej do 7 i potem się zobaczy.
Najwyżej nie zrobimy zakładanego dystansu tylko przenocujemy gdzieś po drodze.
Ja zasypiam od razu. Budzą mnie dopiero około 7 krowy który wyszły na pastwisko i łażą po naszych namiotach skubiąc je czy są jadalne.
Obrazek
Nie ma sensu dłużej zwlekać.
Wieje ale nie pada, Burzy nie ma choć Młody mówił że była ale ja ją jakoś przespałem.
Zwijamy obóz odpędzając natrętne krowy i schodzimy na wodę.
Ted i Paweł od dawna płyną bo jak sie obudziłem dobrze przed 5 to po nich nawet śladu nie było.
Startujemy we 3 bo z Maćkiem,
Dziś już parcia nie miał bo zostało mu raptem 70 km a ma jeszcze czas do jutra więc dla Niego wyścig się już skończył.
Na wszelki wypadek żegnamy sie z Maćkiem bo uzgodniliśmy z Młodym że jednak próbujemy dziś dopłynąć do Zalewu Zegrzyńskiego czyli do Ujścia Bugu. Pomimo że pora na start na taki dystans dość późna.
Najwyżej kończyć będziemy nocą
Zaczynamy cisnąć oddalając się powoli od Maćka ale niestety dziesiątki mielizn po drodze mocno nas spowalniają.
Jednak nasze Sekatexy mają dość spore zanurzenie i każda mielizna lepi kajak do dna wytracając prędkość.
Maciek co chwila nas dochodzi. W końcu jest jakiś odcinek o głębszej toni gdzie możemy nieco pocisnąć.
Pogoda dziś nas nie rozpieszcza. Wieje bardzo silny w mordewind i są nawet spore fale.
co jakiś czas pada deszcz.
Jednak fale to nie problem. Najwięcej mnie osobiście daje popalić wiatr. O ile pierwsze 30 km ciągnąłem Młodego to później nastąpiła zmiana i Młody ciągnął mnie.
Role się odwróciły dopiero wieczorem kiedy wiatr zelżał. Dopływamy do Broku gdzie na plaży miejskiej robimy sobie przerwę śniadaniową.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Pod koniec przerwy dopada nas Maciek i zostawiając kajak pod naszą opieką leci do sklepu.
Czekamy na Maćka po czym ponownie się żegnamy i znów startujemy na szlak.
Kilometry umykają ale znacząco się różnią pomiędzy locją a opisami z tablic na brzegu.
Wczoraj wieczorem liczyliśmy że mamy 110 km a dziś wyszło Młodemu że chyba 120 km mamy do spłynięcia.
Gonimy ostro. Ale pomimo tempa jest zawsze troszkę czasu aby przystanąć i zrobić kilka zdjęć. W końcu taka okazja może się już prędko nie powtórzyć.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Dopływamy w końcu do Wyszkowa gdzie na plaży miejskiej robimy przerwę na gorący posiłek i na resztkach gazu gotujemy fasolkę po bretońsku którą zajadamy z apetytem.
Cukier z dobrze posłodzonej herbaty krzepi i po jedzonku i pozmywaniu znów siedzimy w kajakach ciężko pracując wiosłem.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Od mijanych wędkarzy dowiadujemy sie która jest godzina i jaki mniej więcej dystans dzieli nas od Teda i Pawła.
Młody oszczędza baterię w telefonie bo zostało mu tylko parę procent baterii a jeszcze musimy się dodzwonić w kilka miejsc więc telefon wyłączony ląduje w luku.
Nawet nie ma jak się skontaktować z chłopakami gdzie są.
W końcu pod wieczór tuż przed ujściem Bugu czy prawie na mecie dowiadujemy się od wędkarza w łódce że jest 19,10 a i 45 minut temu też płynęło tu dwóch takich na kajakach.
Czyli w sumie zmniejszyliśmy dystans dzielący nas na starcie o ponad dwie godziny.
( później się dowiedzieliśmy że Ted z Pawłem z samego rana spędzili 45 minut w naprędce rozbitym namiocie przeczekując poranną burzę ) Do ujścia zostało nam około 7 km a że wcześniej średnia prędkość to było około 7 km/godz. to mamy równą godzinę do ujścia.
Co prawda my z Wojtkiem rozwijamy większe prędkości bo praktycznie cały czas gonimy towarzystwo a nasze kajaki wyładowane sprawdzają się nadzwyczaj dobrze i o dziwo są szybkie więc przed godz 20 wpływamy na Zalew Zegrzyński.
Wiatr nawet nieźle wieje - oczywiście dla odmiany w mordę :)
Na Zalewie tworzy się całkiem spora fala.
Ostatnio jak próbowaliśmy na podobnej pływać to skończyło się na posiadówce na brzegu ale tym razem mamy cel i mamy ciśnienie żeby cel zrealizować .
Opływamy szerokim łukiem pogłębiarki zacumowane przy ujściu i kołysząc się na dużej fali powoli już podpływamy do lewego brzegu i płyniemy spychani przez wiatr i fale w trzciny w poszukiwaniu jakiejś dogodnej miejscówki na nocleg
W końcu znajdujemy dogodne miejsce i lądujemy. Myśleliśmy że będzie czysta woda a tu okazuje się że dojście do brzegu zamyka metrowej szerokości warstwa zdechłych ślimaków.
Ale jakoś udaje się przebrnąć i mamy miejsce na namioty i ognisko.
Z początku chcieliśmy szybko zagrzać wodę i zjeść końcówkę żarcia ale okazało się że gaz w butli się skończył i chciał nie chciał trzeba rozpalić ognisko.
Wojtek zajął się przygotowaniem do kolacji a ja zabrałem się za ognisko.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Po chwili ogieniek płonął wesoło trzaskając choć drewno było trochę mokre bo przecież nieźle popadało.
zajadamy sie do syta i siedzimy jeszcze przy ognisku dopóki nie dopala się ostatnia gałązka. Jakoś nikomu nie chce się brnąć przez te ślimaki do wody żeby nabrać i zalać ognisko a zostawić tak nie można bo jednak nawet późnym wieczorem ale wiejący wiatr potrafi rozdmuchać dogasające ognisko.
Niedopałki rozgarniamy nogą i dogaszamy. W końcu idziemy spać mówiąc że przed 12 nie wychodzimy z namiotów
W końcu należy nam się solidny odpoczynek.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

_________________
ALBUM ZE ZDJĘCIAMI
BLOG - ELTECHOWE PODRÓŻE


Góra
 Zobacz profil  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 151 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następna strona

Strefa czasowa: UTC + 1 [ DST ]


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 30 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Skocz do:  
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL