wodniacy.net

usiądź przy naszym ognisku
Teraz jest 28 kwi 2024, o 03:18

Strefa czasowa: UTC + 1 [ DST ]




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 129 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1 ... 3, 4, 5, 6, 7  Następna strona
Autor Wiadomość
PostNapisane: 7 mar 2016, o 13:28 
Offline
moderator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 sty 2015, o 18:44
Posty: 2514
Lokalizacja: Pyrlandia
No piękne te Twoje wspominki Oktolu :brawo: Znam plaże wzdłuż których płynąłeś, miejsca w których spałeś, i pewnie to dzięki temu, czytając Twoją relację czułem powiew bryzy pachnącej Bałtykiem. Dziękuję. Orzechowo, z tą swoją rzeczką, górkami i bukowinką jest wielce urokliwe, dla tego to złe miejsce na zakończenie spływu, bo zbyt piękne, wiem to bo też tam kiedyś liczyłem gwiazdy nocując na plaży. Ech... już marzec, jeszcze tylko trochę.
Wracając do Twojej opowieści, jeśli to już koniec, mam nadzieję na epilog :tupu:
I żałuję, że zdjęć nie będzie, bo aparat chyba nie ożył jeszcze?

_________________
"Co to jest droga to najlepiej dowiedzieć się nogami. A już obowiązkowo bosymi"
Bartoszko - Siekierezada


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 7 mar 2016, o 13:42 
Offline

Dołączył(a): 26 sty 2015, o 19:41
Posty: 283
Lokalizacja: 246 km Warty LB
Jeszcze, chwilowo, nie kończymy. Podsumowanie w drodze.
A to odpowiedź, ManaT-cie na ostatnie pytania:



Dzień dziewiąty, poniedziałek 6. lipca 2015,
czyli pierwszy dzień po.


Już po wszystkim. Przygoda się skończyła. Dzięki łaskawości żywiołów i przychylności niebios udało się osiągnąć cel. Dookoła morze i piasek, jednak nie dla mnie płynięcie. Pożegnalna to sceneria. Wracam do stada szczurów lądowych, inni myślą o godzinach planowanych na wodzie.

Budzi porywisty wiatr. Szarpie wściekle. Śpiwór przytrzymuję na sobie siłą, odpoczynek się skończył gwałtownie. Niezbyt przytomny rozglądam się wokół. Na widnokręgu pędzą czarne chmury podświetlone zorzą wschodzącego Słońca. Co i raz walą z nich pioruny. Surowy, wspaniały widok. Nad głową niebo ołowiane. Morze jeszcze nie zdążyło się porządnie rozszaleć, ale nie próżnuje. Od strony Ustki zbliża się burza. Atakuje szkwał za szkwałem. Nie pozwalają sycić się widokami.

Piotr w całym rynsztunku kajakowym na sobie. Patrzę zdumiony. Ma założone pianki, kurtkę, fartuch i kamizelkę. Co on zamierza w tym wichrze?? Przecieram oczy.
Spoglądam na niego podejrzliwie.
- Która godzina?
- Czwarta…
- Co robisz?
- Szykuję się,
- Ale do czego?!
- Do wypłynięcia, muszę się śpieszyć!
- Pogięło cię? Teraz ruszać? Pioruny walą, a ty w ten wiatr i burzę? Myślisz, że cię ominą?!.. Albo im uciekniesz?..

Jakoś nie buntuje się na takie dictum. Zakonotował sobie we łbie od dwóch dni te Rowy i teraz działa jak automat. Jak kompletnie ślepy automat! Może jeszcze szumią procenty? Ale bez przesady – nie było ich tak znowu wiele.
Kiedy on to wszystko na siebie wciągnął? Ledwie zasnął, zaraz się musiał obudzić!

Nie powiem żeby dwie godziny snu załatwiły sprawę wypoczynku. Morzy mnie sen. Ale nie ma wyboru. Musimy stąd szybko spierdzielać. Już lecą pierwsze krople. Na dwa razy przenosimy rzeczy i kajaki. Trzeba wędrować pod wiatr plażą, potem pod górkę wzdłuż dzikiego koryta rzeczki, nie idzie to za szybko. Trochę zmokliśmy.

Auto nie ma założonego bagażnika. Montaż w deszczu trwa wieczność. Piotr walczy z nim sam na sam, korzystając z jedynej drabinki. Odkrywam, że kamerka doszła do siebie. Nie są to warunki do robienia słodkich fotek - pod drzewami jest ciemno, ale z braku innych zajęć próbuję pstrykać.
Wreszcie sprawa kajaka załatwiona. Wylądował na dachu furgonetki. Wskakujemy do auta.

Co tu robić? Najchętniej położyłbym się spać. W moim programie pozostały do odhaczenia z listy dwa ostatnie punkty: rybka w smażalni i powrót do Poznania. Śpieszyć się nie muszę. Mogę dzisiaj potowarzyszyć Piotrowi, jeśli do czegoś się przydam. Ale warunków dla rejsu do Rowów nie widzę. Zdecydowanie!

Po naradzie postanawiamy udać się do pobliskiej Ustki. Wobec deszczu i pory mamy nadmiar czasu. Można coś w międzyczasie z własnych zapasów na spokojnie przekąsić. W końcu śniadanie się należy. Niech się pogoda klaruje.
Smażalnie i tak jeszcze nieczynne. Jeśli się da, to Piotr popróbuje swojego kajaka w sztormowych warunkach. Dobrym do tego miejscem wydaje się plaża zachodnia. Dalej na zachód i tak się nie udaje zajechać. Ciągną się tam tereny wojskowe. W sezonie letnim drogi są obstawione szlabanami daleko przed poligonem. Zawracają nas wartownicy.
Na plaży zachodniej jest stary, zniszczony, nieczynny falochron. Chodzić po nim trudno, za to daje dobrą osłonę od wiatru. Tyle będzie z planowanego na dzisiaj pływania.

Podjeżdżamy ile się da do brzegu. I tu jakieś roboty. Po rozładowaniu kajaka trzeba auto wycofać na parking. Bufet otwarty, ale klientów dzisiaj ze świecą szukać. Okrywam się tropikiem namiotu i śpiworem jak peleryną. Bez tego wiatr przewiewa na wylot. Wszystko furkocze. Zanim Piotr by się uszykował trząsłbym się z zimna w tych, znowu mokrawych, ciuchach.
Nie chce mojej pomocy. Naczekał się na swój sprzęt, wszystko przy kajaku i odbijaniu robi sam. Falami przechodzi deszcz. Mimo tego wszystkiego mam ochotę położyć się za jakąś osłoną i podrzemać. Nawet próbuję. Ale na nic to.

Wiatr świszcze dobrze ponad 10 m/sekundę, mimo tego za falochronem woda zadziwiająco gładka. Piotrowi udaje się płynąć pod wiatr. Na pewno nie jest to łatwe, ani lekkie. Kajak jest dla niego nowością. Leciutka łyżka też. Ma maksymalny skręt piór – 90 stopni. Do tego też trzeba przywyknąć. Mój dobrze poznany od tylu dni zestaw, dla właściciela – zupełna nowość…

Po drugiej stronie falochronu nie ma sielanki. Fale walą w zerodowany beton. Lecą bryzgi w niebo.
Patrzę sobie na to widowisko i znowu coś mi w tej skali Beauforta nie pasuje. Wiatr na poziomie 6-7 stopni. A powierzchnia morza, mimo iż dzika, to przecież ledwo punktowo ubielona. Stan morza oceniłbym na 3-4. Ale takie bałtyckie. Wiatr porywa i niesie bryzgi wody, tworzy się piana, a wielkość fal to najwyżej skromne 0,8 metra. Regularnych grzywaczy brakuje nawet w przyboju. O wycenie decyduje głównie dynamika fal, a nie ich wielkość, czy grzywki. Ile czasu potrzebuje woda aby rozruszać się odpowiednio do siły wiatru? Gdyby ściśle trzymać się tabeli, to wyszłoby nawet 2-3, co byłoby zupełnym nonsensem. Zaczynam powątpiewać w użyteczność tej skali w odniesieniu do stanu morza. Nikt tu nie spogląda z pokładu fregaty. Oddziaływania na nią ciekaw nie jest. A zdaje się, że pan Beaufort w nie innych warunkach i na potrzeby takich właśnie statków ją tworzył.

Za trudności płynięcia odpowiada głównie wiatr. Już patrząc z brzegu podnosi się adrenalina. Kolory nieba wespół z wściekle szarpiącym wiatrem i dziką falą tworzą wzbudzające respekt widowisko. Przyciąga jak magnes. Kusi żeby się do niego zbliżyć i wziąć udział. Tym bardziej, że następna okazja nie wiadomo gdzie i kiedy.

Z drugiej strony – jestem tak niewyspany i rozprężony psychicznie, że odganiam myśli o wejściu do kajaka. Wczorajsza buteleczka zakończyła ostatecznie spływ. Sugestie Piotra też nie zmieniają sytuacji. Byłoby to trochę prowokowanie losu. Dobrze czuję ponad tygodniowe zmęczenie w kościach. Psychicznie z pływaniem się pożegnałem. A dzisiaj miałem tylko pomagać w transporcie.

Jeśli chodzi o pływanie – pałeczka została oddana. Odpuszczam z żalem, ale przekonany o słuszności. Tyle dostałem od morza przez ostatnie dni, że byłoby nieładnym wyszarpywać mu na siłę nie dla mnie przeznaczone wrażenia tego dnia. Żegna mnie pouczającym widowiskiem. Dobrze rozumiem to przesłanie.

Niedawno poznałem jedną jego twarz. Byłem przyjęty łaskawie i zachęcany do współpracy. Ale posiada ono i o wiele bardziej wymagające oblicza. Takim mnie odprawia w głąb lądu. Żebym sobie dobrze zapamiętał i nie przybywał tu następnym razem z oczekiwaniem łaskawości. Morze wymaga partnerstwa na określonym poziomie. Trzeba umieć znaleźć się w każdej sytuacji. Dosyć będę miał czasu żeby to dobrze przemyśleć - z czym i po co tu wracać?

Piotr poczyna sobie coraz śmielej. W końcu decyduje się wypłynąć poza falochron. W samo kłębowisko fal. Podziwiam tańczący kajak. Fale są tak strome, że płetwa steru więcej czasu jest w powietrzu niż w wodzie.
Zdjęcia oczywiście nie oddają nawet ułamka przeżyć kajakarza.
Na tym kończymy sztormowe wprawki.

W Ustce zjeżdżamy na smażoną rybkę. Dzisiaj ja stawiam. Wypadałoby chociaż symbolicznie docenić sponsora. Dzięki niemu ta wyprawa się odbyła. Miałem w nim lądowe wsparcie w postaci prognoz pogody i na każdy niespodziewany wypadek. Wypad do Rowów nie powiódł się – trudno, siła wyższa… Mamy nadzieję jeszcze nie jeden raz konkretnie popływać sobie po morzu.

Smażalnia przy porcie. Mały spacer pozwala rzucić okiem na okolicę. Port rybacki rozryty dokumentnie. Nabrzeże rozebrano do poziomu wody. Wystają nowo zakładane zbrojenia. Kutry porozstawiane po kątach.
W korycie Słupi cumuje stylowy galeon, który wczoraj tak pracowicie, na moich oczach, woził turystów. Jest na czym zawiesić oko. Nie trzy, a cztery maszty stoją na pokładzie. Niedaleko kołysze się na fali ścigacz, co wczoraj napsuł tyle krwi. I mijany w Dziwnowie jacht – „My Wife” – też tu dotarł przed załamaniem pogody. Spotykam się nim/nią? tuż przed rozpoczęciem morskiego odcinka i tuż po jego zakończeniu.

W portowej części Ustki powstał rozsuwany most dla pieszych. Ułatwia spacery na zachodnią plażę i dotarcie do położonych w tej stronie okolic portu.
Nad całością góruje potężna bryła porzuconego elewatora. Dawny wielki magazyn portowy dzisiaj nie ma czemu służyć – straszy popadając w ruinę.
Koniec spaceru. Wsiadamy i odjeżdżamy w stronę Słupska.

Około 18-tej dotarłem koleją do Poznania. Dzięki darmowemu kajakowi i dzikim noclegom całe koszta wyjazdu zmieściły się w sumie 250 zł. Łącznie z dojazdami, pożegnalną wódeczką i smażalnią. Niczego mi nie brakowało, niczego sobie odmawiać nie musiałem.

Było skromnie, pięknie i swobodnie. Oby tak jak najczęściej!


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 7 mar 2016, o 22:02 
Offline
admin-moderator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 sty 2015, o 21:53
Posty: 5660
Lokalizacja: Ząbki
Oktol.
Bardzo serdecznie dziękuję Ci za te wspomnienia
Dzięki Tobie jeżdżąc palcem po mapie obejrzałem niezły kawałek Polski który w dodatku sam miałem zamiar zrobić prędzej czy później.
Widzę że jednak do przepłynięcia wybrzeża będę się musiał bardziej przygotować i psychicznie i fizycznie.
Oktol :brawo: :brawo: :brawo: za wytrwałość
i wielkie dzięki za opis.
będzie mi brakować kolejnych odcinków

_________________
ALBUM ZE ZDJĘCIAMI
BLOG - ELTECHOWE PODRÓŻE


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 7 mar 2016, o 22:18 
Offline

Dołączył(a): 26 sty 2015, o 19:41
Posty: 283
Lokalizacja: 246 km Warty LB
A ja dziękuję wszystkim czytelnikom. Tylko dzięki Wam przydarzyło mi się napisać prawdziwą książkę 8-) . W życiu nie myślałem, że to takie żmudne i męczące. Tera przynajmniej zapamiętam na przyszłość żeby nie składać pochopnie obietnic :lol: .

Jeszcze parę słów tu padnie, bo kilka kwestii domaga się wyjaśnienia, albo podsumowania.
A na razie ostatnie widoczki http://tufotki.pl/rY39W :hejka:


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 7 mar 2016, o 22:41 
Offline
admin-moderator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 sty 2015, o 21:53
Posty: 5660
Lokalizacja: Ząbki
:brawo: :brawo: :brawo:

No to ogromnie się cieszę że jeszcze sobie nieco poczytam

_________________
ALBUM ZE ZDJĘCIAMI
BLOG - ELTECHOWE PODRÓŻE


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 8 mar 2016, o 09:27 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 25 sty 2015, o 20:38
Posty: 1359
Lokalizacja: Warka, Warszawa
Teraz już mogę pogratulować wyprawy. Gratuluję Oktolu odwagi i determinacji. Zazdroszczę widoków (rusałki :mrgreen: ) i przeżyć. Szczere gratulacje, bo sam bym się na taki spływ nie odważył.

P.S. Rewelacyjnie to wszystko opisałeś. Właściwie zdjęcia nie są potrzebne :lol:

_________________
http://kajakczolgowy.blogspot.com

Grupa Kajakowa "MENAŻA 07"


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 8 mar 2016, o 09:54 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 26 sty 2015, o 16:23
Posty: 1035
No toś se popływał Chłopie :lol: Gratuluje.

_________________
Krótko i na temat
Grupa Kajakowa "MENAŻA 07"


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 8 mar 2016, o 12:51 
Offline

Dołączył(a): 26 sty 2015, o 19:41
Posty: 283
Lokalizacja: 246 km Warty LB
To ja dziękuję za cierpliwość. Pływanie jakieś ekstremalne nie było, miałem szczęście do pogody. Za to pełne wrażeń - święta prawda! I to podkusiło do takiej rozbudowanej relacji. Żal zwyczajnie tych wszystkich przeżyć ulatujących z pamięci z każdym następnym pływaniem.

Czas na podsumowanie.


Udało mi się wykonać plan w 100 procentach. Zawdzięczam to wyłącznie sprzyjającej aurze. Na ponad tydzień całym Bałtykiem owładnął wyż. Towarzyszył mi od drugiego do ostatniego dnia płynięcia. Taki układ baryczny nie jest typowy, ten na dodatek przyszedł z południa, stąd jeszcze dwa dni wcześniej prognozy go nie przewidywały. Ominęły mnie silne wiatry, burze i deszcze. Dzięki warunkom nie miałem przerw w podróży. Chociaż dzień pobytu w Wolinie można za taki uznać, bo było wtedy ok. 3 zaledwie godziny spokojnego płynięcia. Cały dzień zleciał na zupełnie inne rzeczy.
Wędrówka trwała 8 dni, w tym 2 zupełnie luzackie. Ogółem 62 godziny spędzone w kajaku i przepłynięte 224 (mniej-więcej) kilometry. Około 77 km ze Szczecina-Dąbia do Dziwnowa i pozostałe 147 km po morzu.

Kajak dał radę mimo wielu niedoróbek jakie ujawnił w podróży. Wbrew stosunkowo małej szerokości (56 cm) okazał się bardzo bezpieczny. Linie kadłuba można określić jako klasyczne dla kajaka morskiego. Może nie są optymalne dla osiągania większych szybkości, za to dają dużą pewność na fali. Pojemność komór zadowalająca. Dostęp do bagażu – też. Kokpit obszerny i wygodny, nie brakuje miejsca na podręczne drobiazgi i nogi. Wejście do niego odrobinę przykrótkie – wymusza gimnastykę przy wychodzeniu osób o wzroście 180 cm i więcej. Podnóżek z dzielonymi pedałami – dół do zapierania pięty, góra do poruszania linek steru – sprawdził się.
Poprawek i dopracowania wymagały rzeczy oczywiste – zaczepienia i regulacja linek sterowych, skrzydełka dla kolan, oparcie siedzenia, przecieki w komorach i małym luku dziennym (po pierwszym dniu zupełnie przestałem go używać), wystające końce wkrętów.

Wszystkie te sprawy zajęły później Piotrowi kilka godzin majsterkowania. Na jedno rady nie było – kajak jest ciężki. Skorupy budzą zaufanie masywnością, ale waga podchodząca pod 30 kg daje się we znaki. Szczególnie przy samotnej wędrówce. Zwykłe wciąganie na piasek plaży – kilkadziesiąt centymetrów wzniesienia zaledwie – wymagało końskiego zaparcia.
Pomimo wszystkich tych wpadek, albo niedogodności, oceniam kajak pozytywnie. Nie jest to sprzęt wyczynowy, ani z górnej półki. Pomimo tego, najważniejsze jego cechy pozwalają na morskie włóczęgi w każdych rozsądnych warunkach. Nadaje się do tego dużo lepiej od np. znanego mi Sekatexa Solo.


Biwakowanie. Nie było z tym kłopotów. Nie trafiłem na żaden patrol, nie zainkasowałem żadnego mandatu. W przypadku grupy zawsze inaczej to wygląda, więc wcale nie zachęcam do naśladowania. Z drugiej strony – mamy prawo wymagać rozsądku od tworzących prawa. Karalne powinno być nie biwakowanie, ale śmiecenie, czy obsrywanie. W łatwy sposób można by to rozwiązać i oddać ludziom co niby i tak do nich należy. Niestety, tylko pozornie proste kwestie są łatwe do ułożenia. Dowodzi tego duża część naszej rzeczywistości. Nie wchodząc w dalsze dyskusje można stwierdzić, że każdy ma jakieś prawo wyboru. Jak wybierałem ja – już wiecie.
Legaliści mogą zacząć korowód z Urzędami Morskimi na temat wydania zezwolenia na awaryjne, albo i rutynowe nocowanie na plaży. Podobno czasami wydawano taki glejt. Innym sposobem jest dzielenie trasy na odcinki między legalnymi, czytaj - płatnymi - miejscami noclegu. Jest ich trochę. Wprawdzie wymagają nadkładania drogi i wpływania do portów, ale nie śpiesząc się można poświęcić niecałą godzinkę by wpłynąć np. na Jezioro Bukowo i tam szukać noclegu (są 2 miejsca). Gorzej przy gorszych warunkach. Pchanie się na siłę między falochrony może być zwyczajnie niebezpieczne.

Ciuchy i wyposażenie. Nie były sprawdzane w trudnych warunkach. Busola przydawała się raczej jako zegar słoneczny niż do nawigacji. Przy widoczności brzegu jest zbędna. Latem nie pływa się po nocy, a mgły są rzadkością. Wiosło na morze powinno być jak każde – lekkie i wytrzymałe. To banał, wiem, ale go przypominam. Pióra wąskie i dużo mniejsze niż na śródlądziu. Skręt duży - 70-90 st. Jeśli przyjdzie wiosłować pod wiatr, to każda z tych cech nabiera szczególnego znaczenia. Moje wiosełko spełniało wszystkie warunki, poza wytrzymałością, z naddatkiem. Udało się go nie złamać przy odpychaniu. Ostrych walk w przyboju – podpórki, sterowanie w ślizgu, eskimoski – nie było.

Podobnie ciuchy nie były poddane ostremu sprawdzianowi. Kurtki kajakowej nie założyłem ani razu. Spodnie neoprenowe miałem na sobie jeden dzień. Buty – jak i kurtka, nie użyte. Wystarczały tenisówki i skarpety neoprenowe. Na przyszłość zabrałbym ze sobą trzeci worek wodoszczelny i pudełka/wiaderka po 2-3 litry pojemności. Trzeba pamiętać, że worki z zawijanym zamknięciem nie są w pełni szczelne. W mocno zalanej komorze bagażowej woda przenika do środka. Taki worek służy za komorę wypornościową przez ograniczony czas.
Do reperaturki dorzuciłbym brzeszczot piłki do metalu i szczypce. Nie raz mi towarzyszyły na spływach. Teraz, gdy znalazłyby zastosowanie, oczywiście ich brakło.


Dla wydobycia kontrastu z moją wędrówką warto poczytać relację D. Dobrowolskiego, który przebywa lądy i wody powiewając sztandarem recyklingu. Ma wypisane na nim szczytne bardzo idee. Tym razem wybrał się kajakiem wzdłuż wybrzeża. Zupełnie odmienne założenia wędrówki i wykonanie – to też ciekawe, chociaż bardziej dla socjologa.
Tak się złożyło, że nasze podróże zaczęły się w tym samym prawie miejscu i zazębiły czasowo. Startował w Szczecinie sprzed kamer, gdy ja męczyłem się na najtrudniejszym odcinku swojej drogi do Mrzeżyna. Dzieliło nas 5 dni.
Obaj mieliśmy skromne doświadczenia w kajakowaniu na morzu (praktycznie zerowe). O ile mój najcięższy dzień polegał na długotrwałym wysiłku w upale, o tyle D. D. przytrafiła się wywrotka niedaleko za portem w Mrzeżynie.(Ted cytował te dramatyczne przeżycia). To było tego samego dnia, gdy Piotr walczył w Ustce z falami pod okiem mojego aparatu. D.D. ponaglany terminarzem usiłował płynąć podczas przechodzącego frontu atmosferycznego. Trzeba przyznać, że determinacji mu nie brakło. Gorzej z wyobraźnią. Potem, po tej nauczce, wolał kilka dni pauzowania niż narażać się powtórnie.

Pogoda była zupełnie inna, przeżycia towarzyszące – również. Ten sam odcinek do Ustki pokonywał kilka dni dłużej ze względu na zbyt silne wiatry z zachodu. Gdy osłabły, pędzony ambicją dokończenia wyprawy potrafił z zaciśniętymi zębami i zwieraczami przewiosłować 70 km w jeden dzień.
Dwie relacje, dzieli je zaledwie kilka dni, poza tym prawie wszystko. Morze zakpiło sobie z terminarzy spotkań i konferencji. Warto to zapamiętać planując własne pływanie. Uczmy się na cudzych błędach. Relacja dostępna pod adresem http://www.nadmorski24.pl/aktualnosci/2 ... adowy.html

Na koniec stwierdzę mało odkrywczo, że na morzu da się zdziałać tylko to, na co ono pozwoli i tak, jak pozwoli. Naszą rzeczą jest wykazać pokorę by pozwoliło na cokolwiek. I wykorzystać daną szansę jak tylko sprzęt, umiejętności i determinacja pozwolą.
A granica między „być” i „nie być” bywa cienka. Pamiętajmy o tym.
No i jeszcze o przywiązaniu wiosła!

Ahooj!
Nie omijajcie słonych wód!


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 9 mar 2016, o 00:47 
Offline
admin-moderator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 sty 2015, o 21:53
Posty: 5660
Lokalizacja: Ząbki
Oktol
Jeszcze raz wielkie dzięki za opis i cenne uwagi
:brawo: :brawo: :brawo:

_________________
ALBUM ZE ZDJĘCIAMI
BLOG - ELTECHOWE PODRÓŻE


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 9 mar 2016, o 02:06 
Offline

Dołączył(a): 26 sty 2015, o 19:41
Posty: 283
Lokalizacja: 246 km Warty LB
ZESTAWIENIE STATYSTYCZNE czyli spływ w liczbach

______odcinek--km brzegu morza_____________przepłynięte km___ czas na wodzie___ilość przerw

Dzień 1 Poznań - HOM – Ujście Iny.............................ok. 16..................3 ..................0
Dzień 2 ujście Iny – Wolin.......................................ok. 35..................7 ..................1
Dzień 3 Wolin – Królewski Kamień.............................ok. 17..................3,5 ................0
wyjście na morze Dziwnów___391 km.........................ok. 9...................2
Dzień 4 Królewski Kamień – schody na 383 km.............9+8= 17..................6...................2
Dzień 5 schody 383 km – Mrzeżyno 353 km.......................30...................12..................1
Dzień 6 Mrzeżyno – Sianorzęty 323 km ............................20...................6?..................2
pożegnanie Tomka Gąski__313 km.................................10..................2,5?
Dzień 7 Sianorzęty – Żukowo Morskie 274 km.....................49.................10,5................ 3
Dzień 8 Żukowo – Orzechowo 234 km..............................40...................9,5.................1

Dzień 9 Orzechowo – Ustka – Słupsk – Poznań

RAZEM____________________________________________ok. 224 km___________57.5 h


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 9 mar 2016, o 02:48 
Offline

Dołączył(a): 26 sty 2015, o 19:41
Posty: 283
Lokalizacja: 246 km Warty LB
Lechu, daj już spokój z tymi podziękowaniami i brawami. Łapy sobie posiniaczysz :-P .

W podsumowaniu źle policzyłem godziny. Niektóre podwójnie. Powinno być nie 62, tylko 57,5.
Dałbyś radę poprawić? A potem wywalić tego posta?
Tyle błędów w tej opowieści, że wstyd się przyznać.


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 21 mar 2016, o 02:16 
Offline

Dołączył(a): 26 sty 2015, o 19:41
Posty: 283
Lokalizacja: 246 km Warty LB
Udało mi się namówić Piotra - właściciela kajaka do opisu dalszych jego losów.
Oto krótka opowieść, co się działo, gdy trafił w jego ręce.
__________________________________________________________________________________________________
Piotr opowiada:


Dopiero co opublikowana opowieść Oktola przypomniała mi własne, letnie chwile spędzone na morzu, w nowym kajaku. Poprosił mnie bym wyręczył go w opisaniu usuwania mankamentów i niedoskonałości testowanego przez niego kajaka.

Muszę jednak przyznać, że zanim się za to zabrałem, odbyłem parę morskich dłuższych lub krótszych kajakowych wycieczek. Nie dlatego , że nie ufam mojemu doświadczonemu w długim rejsie koledze. Jestem leniwy i po prostu sam chciałem przekonać się, czy rzeczywiście te wady są na tyle istotne, bym musiał spędzać letnie dni na grzebaniu przy łodzi.

Z jedną tylko rzeczą nie czekałem ani chwili. Trzeba było natychmiast pozbyć się paskudnych wkrętów, którymi umocowano luki bagażowe. To co zrobili budowniczowie kajaka wołało o pomstę. Niewidoczne, lecz wkręcone na 1 cm poniżej pokładu, ostre jak szpile końcówki wkrętów potrafiły rwać nawet grube, zbrojone worki kajakowe.

Nie zwlekając wykręciłem wkręty ze wszystkich trzech luków i wyciąłem stare silikony. Wyczyściłem krawędzie otworów i rezygnując z wkrętów zamocowałem wszystko na klej. Do plastikowego gwintu zakręcanego luku dziennego dopasowałem uszczelkę typu o-ring.

Zrobiłem próby szczelności i mogłem wreszcie ruszyć na wodę. Już pierwszy kilometr krótkiej wycieczki Rowy - Dębina - Rowy uświadomił mi jednak, że i brak oparcia to poważny mankament. Ból lędźwiowego odcinka kręgosłupa doprowadzał do szału. Ale za rozwiązanie tego problemu, czyli montaż oparcia zabrałem się dopiero jesienią, do tego czasu wykorzystując jako oparcie zwiniętą karimatę.

Starałem się nie tracić ładnej, letniej pogody na naprawy i skupiłem się na pływaniu. A to rejs na poligon pod Jarosławiec i z powrotem do Rowów. A to parę godzin po Zalewie Wiślanym, przy okazji rodzinnego wypoczynku. Był też krótki rejs ujściem Wisły od Mikoszewa i dalej do Stegny na Mierzei Wiślanej. I w końcu - moje najmilsze kajakowe przeżycie tego lata - czterodniowy rejs Rowy - Dębki -Rowy (amatorskie filmowe wspomnienie https://vimeo.com/154059448)

Wszystko byłoby piękne, gdyby nie woda, którą za każdym razem przywoziłem w komorach. Nawet po krótkich wypadach na wodę. O co chodzi? Kajak brał wodę nawet wtedy gdy nie było fali. Może coś schrzaniłem przy naprawie luków? Ale żeby brać przez nie aż tyle wody? Dziwne...

Ponowna próba szczelności: kajak wędruje na koziołki i zostaje napełniony po brzegi wodą. Przechylam go na boki. Nic nie widać. Z luków nie cieknie. Wszystko wydaje się być ok.

Ale… co to za cienkie strużki spływające po obu burtach na dziobie i rufie? Eureka! Spod czarnej wykończeniowej taśmy maskującej łączenie kadłuba z pokładem wypływała woda. Zerwałem taśmę i zacząłem uginać skorupę kadłuba. Powyżej linii wodnej pokład i kadłub nie były ze sobą połączone na odcinkach około 10 cm. Przy rufie i przy dziobie po parę centymetrów od końców kajaka, na obu burtach! Ot, niespodzianka.

Szczelina nie była widoczna, jedynie uginanie pozwoliło wykryć niedoklejone odcinki. Całe szczęście, że się nie porozłaziły podczas zmagań z większymi falami. Trzeba więc było kupić żywicę i żelkot, bo matę jeszcze miałem i zabrać się za naprawę. Poświęciłem temu 6 godzin podczas 3 dni. Najpierw było wypłukiwanie soli, potem obsuszanie i odtłuszczanie. Z kolei laminowanie trzycentymetrowych pasków. Na wierzch nałożyłem warstwę żelkotu. Przy okazji naprawiło się parę zadrapań. Ostatnią operacją było przeszlifowanie.

Idąc za ciosem zmodyfikowałem mocowania linek sterowych, potem był montaż oparcia i (to już rozpusta) neoprenowej wyściółki siedziska. Próbowałem też przerobić „skrzydełka”, ale z marnym rezultatem.

A potem…
…a potem musiałem wyjechać na dłuższy czas, nie mając wcześniej możliwości przetestowania skuteczności moich napraw i przeróbek. Liczę, że niedługo będę miał ku temu okazję.


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 21 mar 2016, o 22:48 
Offline
admin-moderator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 sty 2015, o 21:53
Posty: 5660
Lokalizacja: Ząbki
No i fajnie że w końcu został przeciek odnaleziony który Oktolowi dał się nieźle we znaki.
Mam nadzieję że po tych naprawach i przeróbkach kajak bedzie się świetnie sprawował.
Mam ogromną prośbę
czy jest szansa na kilka zdjęć właśnie tego siedziska - jak zostało zrobione
muszę w sekatusiu przerobić i szukam koncepcji

_________________
ALBUM ZE ZDJĘCIAMI
BLOG - ELTECHOWE PODRÓŻE


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 23 mar 2016, o 12:38 
Offline

Dołączył(a): 26 sty 2015, o 19:41
Posty: 283
Lokalizacja: 246 km Warty LB
Tu masz obrazki:
viewtopic.php?f=23&t=569&p=11778#p11778


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 23 mar 2016, o 20:48 
Offline
admin-moderator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 sty 2015, o 21:53
Posty: 5660
Lokalizacja: Ząbki
Oktol - wielkie dzięki
Na Ciebie to można liczyć jak na Zawiszę :brawo: :brawo: :brawo:

_________________
ALBUM ZE ZDJĘCIAMI
BLOG - ELTECHOWE PODRÓŻE


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 24 mar 2016, o 00:09 
Offline

Dołączył(a): 26 sty 2015, o 19:41
Posty: 283
Lokalizacja: 246 km Warty LB
No, to teraz dowaliłeś temu Zawiszy!
Oj, Lechu - wstydź się, wstydź!!


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 24 mar 2016, o 01:51 
Offline
admin-moderator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 sty 2015, o 21:53
Posty: 5660
Lokalizacja: Ząbki
:mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:

_________________
ALBUM ZE ZDJĘCIAMI
BLOG - ELTECHOWE PODRÓŻE


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 16 kwi 2016, o 22:25 
Offline

Dołączył(a): 16 kwi 2016, o 21:49
Posty: 48
Lokalizacja: Świnoujście
W pisanie tego typu relacji wkłada się czasem nie mniej wysiłku niż podczas przeżywania tych wydarzeń. Wiem coś o tym. Ciężko jest również zaakceptować spisane własne emocje, zwłaszcza po czasie. Dopada człowieka rodzaj zarzenowania i obawy o odbiór społeczny. Składam Ci, przyjacielu wyrazy uznania i szacunku za odwagę, tym większe, bo znając Cię, wiem że daleki jesteś od łaknienia poklasku, chęci uznania i podziwu. Wyczyn Twój tym większy, że przyczynić się może do propagowania kajakarstwa, ale przede wszystkim do pełniejszego przeżywania zmagań z trudnościami na wodzie. I co może najważniejsze: radości z życia i obcowania z naturą. Moje gratulacje.


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 17 kwi 2016, o 17:03 
Offline
admin-moderator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 sty 2015, o 21:53
Posty: 5660
Lokalizacja: Ząbki
Synkopa = święte słowa.
A ja od siebie jeszcze dodam że ponieważ mam w planach Odrę do Bałtyku to dla mnie będzie to bardzo pożyteczna relacja która będzie przeze mnie jeszcze nie raz czytana
:brawo: :brawo: :brawo: :oki:

_________________
ALBUM ZE ZDJĘCIAMI
BLOG - ELTECHOWE PODRÓŻE


Góra
 Zobacz profil  
 
PostNapisane: 17 kwi 2016, o 22:55 
Offline
moderator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 24 sty 2015, o 18:44
Posty: 2514
Lokalizacja: Pyrlandia
:brawo: Synkopa :brawo:
Nie wiedziałem jak spuentować relację Oktola, której jestem wiernym fanem, uczyniłeś to idealnie :oki:

_________________
"Co to jest droga to najlepiej dowiedzieć się nogami. A już obowiązkowo bosymi"
Bartoszko - Siekierezada


Góra
 Zobacz profil  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 129 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1 ... 3, 4, 5, 6, 7  Następna strona

Strefa czasowa: UTC + 1 [ DST ]


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 15 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Skocz do:  
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL