No w końcu - zdjęcia zgrane to można coś nawet skrobnąć
Powiem Wam że na ten wypad czekałem z niecierpliwością już od dawna.
Nie dość że potrzebny był mi solidny reset to tu same bonusy : super ekipa, nowy akwen, obozowisko z namiotem, no jednym długim słowem
żyć nie umierać no i ponieważ Ropuch nic nie krzyczał to muszę ja za Niego
Niech żałują Ci co siedzieli w betonach oraz życie jest piękne
Ale zanim zacznę to na początku chciałem Wam wszystkim serdecznie podziękować za wspaniałą atmosferę i towarzystwo.
Ale szczególne podziękowania dla Czołga oraz Bogdana za użyczenie swoich wspaniałych kajaków.
Rybie za organizację tego wspaniałego spływu. Arturowi za niesamowite przeżycia w Wesołym Autobusie raz transport kajaków.
Ekipie Skierniewickiej za zaproszenie na ich wody terytorialne
Predator zaoferował transport więc z Kubą skwapliwe skorzystaliśmy.
Jadąc do mnie zgarnął po drodze Kubę i razem we trzech ( dobrze że nas więcej nie było bo nie wiem gdzie byśmy klamoty trzymali
) ruszyliśmy w trasę.
Po drodze ścigali nas telefonami Ci którzy już siedzieli na miejscu.
W końcu po małych perturbacjach dojeżdżamy na miejsce.
Wyskakujemy i zaczynamy od powitań, opłaty za pobyt ( o tym jeszcze będzie później ) i rozbicia obozowiska.
Potem razem z całym towarzystwem zasiadamy przy ognisku pod wiatą.
No i tu Sikor z Predatorem podrywają nas na nogi nową grą w giertycha. Skąd nazwa ??? niech każdy sobie sam dopowie
Z grubsza gra polegała na tym żeby wydudnić drużynowo swoje piwa szybciej niż drużyna przeciwna przeszkadzając sobie czasem w piciu rzucaniem szyszką do pustej puszki
Zabawa niezła i muszę się pochwalić że wygraliśmy choć u nas w drużynie kiepskie pijaki grały ale za to celne
Na takich przyjemnych zabawach i Polaków nocnych rozmowach spędziliśmy cały wieczór i w końcu okazało się, że na placu boju pozostaliśmy tylko we dwóch z Sikorem.
Najwyraźniej czas do spania.
Z rana wcześnie wyrywamy się z namiotów żeby zdążyć się uwinąć i na spokojnie się pożywić.
Po jakimś czasie zaczynają się nasi wygodniccy złazić z domku i po chwili siedzimy wszyscy w samochodzie mknącym na miejsce startu poganianym przez Artura i czujemy za plecami że śledzi nas jakaś przyczepa z kajakami
Jesteśmy na miejscu.
Szybko rozpakowujemy bambetle i kajaki i szykujemy się do spływu.
Sharan po cichu dogaduje się z wodnikami innymi podwładnymi Posejdona żeby mu spływ dobrze poszedł
wodujemy się i płyniemy
Podobne wynalazki już w kilku miejscach widziałem więc nie jest to domeną Rawki
pomimo że jesień się kończy i tylko patrzeć jak śnieg zacznie padać to jednak Rawka jest świetną rzeką i widoki jakie oferuje są piękne
Zaczynają się zwałki czyli to po co przyjechaliśmy.
Na dzisiejszym odcinku sporo ich było ale każda dawała kupę radochy i śmiechu
Dopływamy do pięknej dużej skarpy gdzie robimy małą przerwę na zjeżdżanie ze skarpy
Super sprawa powiadam Wam
Kto nie próbował niech żałuje
A tu zasiada Loża Szyderców
Dopływamy do progu pod mostem
Sławek ostrzega że na tych stalowych palach rozpruł sobie kajak więc wszyscy uciekamy do brzegu.
Ale jest to spływalne bo często sami to spływali.
Mnie strasznie kusi ale boję się o kajak Czołga. Za to Czołg daje się namówić i ku naszemu zaskoczeniu w ślad za przewodnikiem Bogdanem leci na podbój progu.
Jednak tym razem próg wygrał
Po wspaniałej zabawie jaką nam nasz Czołgu zafundował płyniemy dalej.
dopływamy do bystrza przy jakimś starym młynie
Super się tam poczułem - jak na zjeżdżalni więc szybko wysiadam i powtarzam zabawę
No i zwałek ciąg dalszy
Spływamy kolejny próg i tu ja bym się o mało nie wyglebił bo razem ze mną spławił się spory konar który postawil mi kajak w poprzek.
W ostatniej chwili złapałem się za tę belkę sterczącą po środku co spowodowało zalaniem i zniknięciem kajaka pod wodą. To akurat pikuś ale woda zaczęła mi się wlewać do środka poprzez rękawy i kołnierz kurtki spływając prościutko po kręgosłupie w miejsce gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę
no i okazało się że już pomimo fartucha jestem cały mokry
dopływamy do mety czyli na łąkę gospodarstwa agroturystycznego gdzie biwakujemy
Nagle ni z tego ni z owego widzę jak Sikor wskakuje bez ostrzeżenia do wody.
Normalnie powinien się wstydzić - zawsze się kolegów powinno o takim fakcie poinformować żeby można było aparaty włączyć
Okazało się że to test odzieży był
zabawa się kończy i ciągniemy kajaki po łące dobre 500 metrów lawirując pomiędzy krowimi placuszkami
no i w końcu docieramy na miejsce gdzie trzeba się ogarnąć
No i znów standardowa procedura czyli rozpalamy ognisko i robimy żarełko.
Po jakimś czasie pod wiatę zaczyna ściągać całe towarzystwo i poddajemy degustacji porzeczki które podobno Ryba sam zrywał z krzaka
Ryba - porzeczki były super
Niestety pada, a nasze jednopowłokowe namioty przepuszczały wodę więc zaciągneliśmy je pod wiatę
Dociera do nas nawet Ropuch
Dziś towarzystwo jakoś szybciej odpuszcza i w sumie dość wcześnie kładziemy się spać
W niedzielę z rana dmucha tak że nie da się zagotować wody jeśli nie osłonimy kuchenki
Dziś będę miał okazję wypróbować kajak Bogdana.
Super sprzęt - bardzo mi się spodobał.
A w tak wygodnym kajaku jeszcze nie siedziałem
Artur z Dawidem jadą wywieźć samochód z przyczepą a my sie powoli zbieramy nad wodę
Czyli znowu ciągniemy kajaki przez łąkę
Ropuch testuje kajaki jak się w nich siedzi i stwierdza że ten "mój" kajak jest rewelacja i to jest coś dla Niego.
Ale ponieważ nie ma kajaka to jedzie na Bzurę.
Jakoś udało mi się namówić i Ropuch zciąga swojego Solusia z dachu i pakuje się na łąkę
Czołg Twierdzi że chce być pochowany jak Wiking czyli w kajaku
Startujemy.
Jakoś tak mi się wyjątkowo dobrze płynie że nawet nie wiem kiedy mijam wszystkich i dalej płynę całkowicie sam delektując się otaczającą przyrodą.
Na tym odcinku zwałek prawie nie ma więc nie jest to trudny odcinek dla amatora.
Płynę prowadzony przez piękne Zimorodki i śledzony przez kilka potężnych ptaszysk. Albo Jakieś Jastrzębie albo Myszołowy
No i do tego spłoszyłem Sarenkę która w podskokach znika w zaroślach.
Pogoda jest całkiem niezła.
Wieje bardzo mocno ale na Rawce to aż tak bardzo nie jest odczuwalne.
Wychodzi słoneczko i jest ciepło.
Płynę i nawet mi się jeść nie chce.
Jest Super
W końcu dopływam do jazu.
Tu robię przenioskę i widzę w oddali most. Pamiętam że Dawid mówił że mieliśmy kończyć przy jakimś zalewie więc wnioskuję że za mostem będzie pewnie zalew.
Postanawiam że popłynę dalej choć w pierwszej chwili miałem poczekać na grupę właśnie tu.
Płynę dalej - pewnie to już niedaleko ten zalew więc tam odpocznę i się posilę
Mijam most i płynę dalej a zalewu jak nie było tak nie ma. Pchany jakąś dziwną ciekawością" co jest za tym zakrętem "
docieram do skraju miejscowości i ląduję pod mostkiem. ( jak sie później okazało 500 metrów przed metą
)
Posilam się i łapię miejscowego języka.
pytam się o ten zalew o którym wspominał Dawid i okazuje się że to troszkę w bok od Rawki i to ładnych kilka kilometrów stąd a dokładnie za mną tam przy tym niebieskim jazie
Szybko kombinuję - brak telefonu więc do nich nie zadzwonię, brak dokumentów i pieniędzy na ewentualny szybki transport powrotny
Jedyna możliwość wsiadać i zapychać z powrotem.
No to pakuję się do kajaka i zaczynam pstrągować oceniając w głowie na pałę czas płynięcia ( brak zegarka
)
Wychodzi mi że jak pocisnę to powinienem ich jakoś dogonić w okolicach jazzu
Po powrocie w okolicach mostu słyszę coś na rzece i nagle zza zakrętu wyłania się znajomy kształt Solusia z Ropuchem na pokładzie.
Przez głowę przemyka myśl - wysłali najszybszego na poszukiwania
Ale nie - za chwilę wyłania się więcej wodnego luda
Dobrze jest - płyniemy sobie dalej już razem.
Szybko dopływamy do mojej miejscówki śniadaniowej, mijamy mostek i 500 metrów dalej przy kolejnym jazzie jest meta i czeka na nas samochód Artura
Jakoś mi mało i z powrotem pstrąguję żeby dobić do reszty ekipy którą niedługo później dopadam i już razem ostatecznie dopływamy do mety.
Koniec pływania. Dalej już tylko wesoły autobus i powrót do zwiniętego obozowiska żeby się przebrać i pożegnać
W końcu robimy sobie fotkę grupową i rozjeżdżamy się niestety do domów.
Szkoda że to już koniec.
Mam niedosyt. Było Świetnie. Obydwa kajaki super się sprawowały.
Kajak Czołga szybki i dobrze sie pływało ale dołożył bym mu skeg.
A kajak Bogdana to istna bajka.
Nie dość że kolor mi się bardzo podobał bo taki że łatwo ukryć w krzaczorach to jeszcze niesamowicie wygodne siedzonko, skeg oraz oddzielny luk bagażowy.
Rewelka taki kajak.
Rawka mnie zachwyciła i z pewnością nie raz się tam jeszcze pojawię jak tylko czas pozwoli.
Z resztą już kombinujemy nad kolejnym terminem
A co do samego miejsca obozowania.
Pięknie położone gospodarstwo, ładnie zagospodarowane, widać że niedawno remontowane lub budowane.
Niestety pani gospodyni zraziła mnie do siebie swoją zaciętością na mamonę za wszelką cenę oraz swoim sposobem zachowania w stosunku do nas = klientów.
No cóż - nie popsuje mi to wspomnień ze wspaniałego spływu a będzie nauczką na przyszłość
Jeszcze raz Wam wszystkim serdecznie dziękuję za możliwość popływania w Waszym towarzystwie i zaznania nowej kolejnej wspaniałej przygody