Jako że cały rok do dupy był z wyjazdami więc chociaż koniec roku może pozwoli nieco połazić i popływać.
Na weekend zapowiadali upały a u mnie jakoś luźniej się zrobiło więc zapadła decyzja o wypadzie na weekend.
z początku miałem jechać już w piątek ale ponieważ Młody z Agatą wyjeżdżali skoro świt nad morze i nie mieli jak dojechać na PKS to niestety padło że trzeba ich podwieźć.
Klamka zapadła. jadę na mały spływ.
Pytanie gdzie i z kim.
wykonałem telefon do Piwkesa bo z Pawłem już od dłuższego czasu się próbujemy zgadać na male pływanie i jakoś nam nie wychodzi.
Tym razem się udało choć połowicznie. Pablo niestety może pływać tylko w sobotę bo w niedzielę ma służbę
proponuje więc swoje wody terytorialne czyli Wkrę.
Chętnie się zgadzam bo już kiedyś zimą z Tedziem chcieliśmy sobie tam spływ urządzić ale pogoda pokrzyżowała nam plany. Pablo proponuje dystans lajtowy czyli odcinek ok. 60 km z Sochocina do Modlina.
Jako że Dawid dzwonił tydzień temu z zaproszeniem na Rawkę ( żałuję że nie mogłem ) to zadzwoniłem do Dawida
Zgodził się popływać swoim nowym nabytkiem który dopiero co testował na Rawce
Do zespołu dokoptował jeszcze mój Średni czyli Paweł.
I tak w sobotę skoro świt jeszcze przed kurami trzeba było się zerwać zapakować do samochodu podjechać po Agatę i wywieźć Mlodych na dworzec.
A potem prościutko do Modlina. Bez korków i przygód niedługo potem docieramy do przystani Piotrka znajdującej się pod mostem drogowym na Narwi w Modlinie.
Już kilka razy koczował tu mój samochód bo teren fajny i miła obsługa. No i samochód stoi na terenie zamkniętym za 10 zl na dobę.
Jadąc mostem widzę przepiękny widok na wschód słońca nad Narwią.
Staję i wracamy piechotką ze Średnim i robimy sobie zdjęcia bo szkoda takiego widoku nie sfotografować.
Za chwilę jesteśmy z powrotem w aucie i zjeżdżamy na parking.
Zaraz ma przyjechać po nas Pablo więc szybko przygotowujemy sprzęt do przepakowania.
W końcu podjeżdża Pablo i po zapakowaniu się wraz ze sprzętem do Jego samochodu walimy do Sochocina.
40 minut później stoimy nad brzegiem Wkry z wypakowanymi gratami a Pablo pojechał zrobić drugi kurs po Dawida.
Ponieważ trzeba będzie nieco poczekać ( jakieś półtorej godziny zanim Pablo obróci w dwie strony ) na spokojnie przygotowujemy kajaki i pakujemy sprzęt do luków.
Chwilę rozmawiamy z Panami którzy wodują spływ komercyjny i dowiaduję się że nieco wyżej jest fajne bystrze.
Postanawiam zobaczyć co nas omija więc pakuję się do Skrytożercy i płynę w górę
Wracam i walę się na karimacie na pływającym tarasie który służy też do wodowania kajaków i obserwuję życie w wodzie. Niesamowicie czysta rzeka. A ile tam rybek pływa - coś wspaniałego.
W końcu dojeżdżają chłopaki i mam okazję zobaczyć nowy nabytek Predatora
gdzieś w okolicach bodajże 10 zchodzimy na wodę
W rzece jest pełno roślin wręcz nawet zbyt pełno
miejscami wręcz się nie płynie tylko trzeba się przepychać po tych roślinach wodnych a wiosło wyciąga się oblepione całą wiązką tych roślin.
Pablo nas lojalnie uprzedzał że woda będzie miejscami mocno zarośnięta ale słowem nie wspomniał że Wkra jest tak czystą rzeką.
Coś wspaniałego.
W tej części którą dziś spływamy woda jest dość głęboka i miejscami dochodzi nawet do 3 metrów głębokości.
Standardem jest głębokość około 1,5 metra.
Jak mówi Pablo mamy na szczęście dość wysoki poziom wody.
Pogoda dopisuje, słonko praży, towarzystwo wyśmienite, humory świetne.
Życie jednak jest piękne
W końcu dopływamy do jedynej przenioski w dniu dzisiejszym.
Jest to zapora przy trasie do Bolęcina.
Przenosimy sprzęt, wodujemy i przepływamy na drugą stronę małego rozlewiska i tam robimy sobie na brzegu popas śniadaniowy.
Pablo nas częstuje swoimi racjami i pożywiamy się podżerając sobie nawzajem co nieco
Na kąpiel za płytko bo woda zaledwie do kolan więc posiliwszy się nieco startujemy dalej.
W zasadzie niewiele pamiętam z tego co działo się na brzegu bo po raz pierwszy płynąłem po tak czystej rzece i w zasadzie niemalże cały czas gapiłem się w wodę i to co pod wodą pływa.
Setki rybek i ryb czmychają przed nami w podwodne krzaczory. A niektóre płyną sobie obok nas jakby wiedząc że możemy im naskoczyć ........
Niektóre rybki to już wielkością na porządna patelnię by się nadawały
Aż dziw bierze że tak mało wędkarzy widujemy na szlaku. Zapewne to przez to że jest tu tak wybujała roślinność wodna i wędkarze pewnie rwą na niej haczyki i blachy.
płyniemy sobie co jakiś czas robiąc przerwę kąpielową, aż w końcu znajdujemy wspaniałą miejscóweczkę na kolejny popas.
Brzeg dość wysoki ale za to jest pomost z drabinką oraz głęboko bo ponad 2 metry głębokości.
Miejscówka super.
Pakujemy się wszyscy do wody co chwila wpadamy na kolejne pomysły - a to pozjeżdżamy ze skarpy w kajaku Predatora a to poskaczemy sobie z tego pomostu do wody.
Świetna zabawa - mówię Wam.
Potem odpoczywamy wcinając kolejny posiłek
W końcu woda wyciąga - człek robi sie głodny
po drodze mijamy ujście rzeki Sony. Oczywiście wpływamy bo wygląda obiecująco ale po przepstrągowaniu kilkuset metrów drogę zagradzają zwałki.
Rzeczka bardzo fajna i warto byłoby się na nią kiedyś wybrać ale raczej kajakami zwałkowymi.
Rzeka ma w sumie coś kolo 70 km długości, ale kilka kilometrów wyżej jest Nowe Miasto i zalew przez który Sona przepływa.
Wypływamy z powrotem na Wkrę i gonimy dalej mijając po drodze dziesiątki kajaków ze spływów komercyjnych.
Z resztą daje nam to kupę rozrywki bo ludziska zachowują się przedziwnie
Niektórzy wiosłują odwróconym wiosłem
Jak im zwracamy uwagę na ten fakt to co poniektórzy kręcą wiosłem próbując je ustawić jak należy i nijak im to nie wychodzi co powoduje u nas ogólną wesołość. Dobrze jest się pośmiać z bliźniego
Jakiś gościu stwierdził że nikt mu nie będzie mówił jak ma wiosłować
inny stwierdził że mu tak łatwiej bo go ręce już bolą
Jakiś debeściak płynąc Wigraszkiem jednoosobowym ( oczywiście z wypożyczalni ) dziwnie się chwieje próbując złapać balans gibie się na wszystkie strony narzekając że te jednoosobowe kajaki są strasznie wywrotne i piwa się spokojnie napić nie może.
Nagle słyszymy ogromny plusk i widzimy jak kajak płynie sobie dalej sam ale wywrócony a spod wody wystaje tylko ręka trzymająca kurczowo piwo
Facet wiedział jakie ma priorytety i co należy ratować w pierwszej kolejności
Po drodze widzimy kilka razy coś czego jeszcze nigdy nie widziałem.
Gołąb ląduje w wodzie, zanurza się cały i po chwili startuje spod wody niemalże jak by stał a chodniku
Coś niesamowitego.
Okazało się że lądują ptaszyska na tej zbitej roślinności wodnej i dzięki temu nie toną tylko się wychlapią i odlatują.
Takie widoki tylko na Wkrze
W końcu widzimy most i plażę z ogromną ilością ludzi.
To miejscowość Borkowo. na dziś koniec pływania. Tu Pablo ma idealne miejsce na podjazd po kajak.
Wyciągamy sprzęt na brzeg, Pablo dzwoni po transport który ma go podrzucić do Sochocina.
Potem idziemy do właściciela terenu z którym Pablo rozmawiał telefonicznie o możliwości biwakowania i przechowania przez noc sprzętu.
Dogadujemy się, wybieramy sobie miejscówkę na rozbicie namiotów.
Od namiotu jest płatne 10 zł ale ponieważ chcemy rozpalić ognisko a to kosztuje 50 zł ( bo właściciel zapewnia porąbane drewno ) to człek macha ręką i płacąc za naszą trójkę 50 zł mamy w promocji i biwak i ognisko oraz przechowanie kajaków na terenie zamkniętym przez noc.
Martwi mnie co nieco hałas z plaży i pierońsko głośna muzyka ale od Właściciela dowiadujemy się że zamykają o 21 i będzie spokój aż do godz. 8 o której to otwierają przybytek.
rozbijamy obozowisko zajmując ławeczki i palenisko
No i zaczynamy robić żarełko
Na początek wjeżdżają hamburgery ala Predator
Podjadłszy nieco solidnym hamburgerem mamy siły żeby poczekać na gwoździa wieczoru czyli kurczaka z grilla
ala eltech menu
no a potem - wiadomo nocne polaków rozmowy
Niestety już bez Pabla bo musiał wracać do domu - z samego rana jedzie do pracy.
W końcu do namiotu i spać.
nastawiam budzik na 8 i idę w kimono.
Z rańca wstajemy, rozdmuchuję ognisko i robimy na śniadanko jajecznicę
No i gotujemy resztę jajek na twardo na później.
Po obfitym śniadanku i odpoczynku odbieramy nasze kajaki, zwijamy obozowisko i wodujemy się.
Jako że już od samego rana gorąco to zanim wsiądziemy do kajaka obowiązkowa kąpiel.
Dawid Twierdził że woda zimna ale nie miał racji - woda jest super
dziś ze spływów komercyjnych kajaków płynie zatrzęsienie.
Setki.
Po drodze mijamy kupę plaż i miejscówek biwakowych.
Wszystko zajęte przez ludzi spędzających czas nad wodą.
W miarę płynięcia widać jak się otoczenie zmienia, a właściwie nie otoczenie a sama rzeka.
Coraz mniej roślinności w wodzie, coraz więcej piaszczystego dna.
Ale też i coraz płytsza rzeka.
Po drodze mijamy dwie olbrzymie plaże w Kosewku oraz Pomiechówku.
Plaże po obu stronach rzeki a sama Wkra max do pasa więc ludzi jak na Marszałkowskiej w godzinach szczytu.
Na prawdę ciężko było ten odcinek przepłynąć bo trzeba było uważać na wszechobecne w wodzie dzieciaki i rodziców którzy w sumie na nic nie zwracają uwagi.
No a oprócz tego non stop w nurcie rzeki porozkładane leżaki z wypoczywającymi ludźmi.
Płynąc mijamy po drodze kajakarza który koczuje sobie na skarpie.
Ma kajak dmuchany, i wiosełko łyżeczkę.
Widać że normalny kajakarz a nie jakiś gomoń z wypożyczalni.
Niestety nie widzimy dokładnie samego kajakarza.
Ale jakoś mi się skojarzyło że kajak dmuchany i łyżeczka to sprzęt Adama.
Po jakimś czasie dogania nas właśnie ten kajak dmuchany i tym razem widać już właściciela.
Okazuje się że dobrze strzeliłem - to Adam.
Dalej spływamy już we 4
W Pomiechówku na końcu plaży robimy sobie pauzę i znowu wcinamy i kąpiemy się.
Z Pomiechówka startujemy spokojnie dalej i płyniemy do ujścia Wkry do Narwi.
Tam stwierdzamy że jeszcze młoda godzina więc nam się do domu nie spieszy i walimy pod prąd Narwią i szukamy jakiejś miejscówki na posiadówę.
Adamowi się spieszy więc niestety żegnamy się i Adam goni do Modlina ( bo też tam zaparkował )
A my spokojnie wbijamy się w górę Narwi.
Paweł ciągnie jedną stroną ja drugą i szukamy jakiejś fajnej miejscówki.
W końcu trafia się miejscówka na zakolu prawego brzegu, cisza spokój, woda w tym miejscu całkiem, całkiem
Mała plaża. Ale Narew do pasa.
Nazbieraliśmy drewna i hajcujemy ognicho. Smażymy kiełbę a potem robimy kartofelki z ogniska
Pojadłem, popiłem więc trza było do wody.
Polazłem z kilometr w górę rzeki a potem sobie spłynąłem do obozowiska
Wyłażę na brzeg i cóż widzę ???
Chłopaki sobie małża przyrządzają
Dawid poszedł na pierwszy ogień - na całe szczęście dla nas
Małż pośmiertnie się zemścił i jak Dawid go gryzł zesrał mu się do gęby
W końcu późnym popołudniem uporządkowaliśmy teren i zebraliśmy się w podróż powrotną.
Wracając oglądaliśmy piękny zachód słońca.
Dopłynęliśmy, i zaczęliśmy wnosić kajaki i sprzęt pod samochody.
A tam dopadły nas wygłodniałe komarzyska
Myślałem że nas pożrą żywcem.
Ledwo udało się życie uratować bo by te małe krwiopijce całą krew z nas wyciągnęły
Dzięki Wam Chłopaki za wspaniały wypad.
Super się pływało i biwakowało.
Piwkesowi wielkie dzięki za załatwienie logistyki i pokazanie rzeki.
W wyprawie udział wzięli Piwkes, czyli Pablo
Predator czyli Dawid
Średni czyli Paweł
i moja skromna osoba
A do nas dołączył po drodze Adam ze swoim dmuchańcem.
Dystans lajtowy - 60 km mniej więcej.
Polecam Wam spływ tą rzeką.
Płynąc miałem wrażenie jak bym płynął w wielkim akwarium.
Super widoki.
Jeszcze raz wszystkim wielkie dzięki za udział w tej imprezie.
Wszystkie zdjęcia są tu - dla chętnych
https://plus.google.com/u/0/+LechTokarski/posts/NFQDVuigFzi?pid=6324710992312631314&oid=111922860703706741731 Jeszcze będzie filmik tylko muszę zmontować ale mam nadzieję że będziecie mieli zabawę oglądając ten filmik