Miło mi poinformować że pomimo wszelkich przeciwności losu III Odsapka 457 jednak się odbyła.
Tym wszystkim ( a o dziwo nawet nas sporo było ) chciałem serdecznie podziękować za wizytę, i wspaniałą atmosferę.
Ci co spędzili czas w betonach - niech żałują
A że nie dotarł pewien Brzydki Zielony to czuję się w obowiązku poinformować że jednak Życie jest piękne
Ale do rzeczy.
W tym roku ewidentnie przeciwko nam sprzysięgły się wszelkie siły nadprzyrodzone, i inne wredne takie.
Praktycznie niemal cały pewny skład wziął i najnormalniej w świecie wypadł.
Te siły dopadły i mnie ale jakimś zrządzeniem losu udało się jednak na Odsapkę dotrzeć.
Co prawda nie mogłem być już od piątku a zaledwie od soboty i to po południu, oraz nie mogłem posiedzieć jak Pan Bóg przykazał do niedzielnego wieczoru bo tuż po śniadaniu ( czyli około 14 ) musiałem się zbierać z powrotem, więc czuję olbrzymi niedosyt.
Ale se taki powiedzonko ukułem - jajecznica zjedzona - Odsapka zaliczona
I to pomimo że zabrakło nam niedzielnego szefa kuchni w postaci Sikora którego to musiałem moją skromną osobą zastąpić
Rozwiesiliśmy nawet na drzewie zanętę dla Sikorów w postaci skórki z boczku który wylądował w kociołku ale jakoś albo Sikor węch stracił albo się tak obżarł że go nasza zanęta nie kręciła
Jako że Odsapka nie do końca wyszła po mojej myśli to chcę zrobić małego ripleja.
Już się dogadałem w sprawie miejscówki - robimy imprezkę u Ewci
a teraz może jeszcze nieco wspomnień o Odsapce.
Jako że już wspomniałem ja dojechałem w zasadzie po Ciemaku bo około 16,30.
W zasadzie jechałem z myślą że będę musiał wcześniej wyjść więc założyłem z góry że będę kimał w samochodzie żeby zaoszczędzić czasu na rozkładaniu i zwijaniu obozowiska.
Wrzuciłem więc do mojego kombiaka samopompę i resztę gratów i pojechałem z już gotową sypialnią
Dojeżdżam na miejsce i cóż widzę??? - ciemność widzę a w ciemności kilka samochodów
Żadnego żywego ducha, ani wesoło płonącego ogniska tylko wiatr, deszcz, zawierucha i ani żywego ducha
Ale nagle pobliski lasek ożył i zaroiło się od świetlików latających po pobliskich krzaczorach.
Ki czort myślę sobie - przecież wiem że świetlikom aż tak jasno dupska nie świecą
Nagle doleciał do mnie pierwszy Świetlik i woła do mnie - Cześć Lechu
Prawdziwe Święta - zwierzęta gadają ludzkim głosem - myślę sobie - ale ku mojej wielkiej uldze w świetle reflektorka widzę wyłaniającą się ludzką postać
Jednak to Nasi a nie jakieś zwidy przemęczonego osobnika
Okazuje się że na naszym zwykłym otwartym terenie troszkę gwizdało od Wisły więc Chłopaki zabunkrowali się w lasku w zagłębieniu terenu.
To ochroniło ich od wiatru a od deszczu rozciągnięte nad tymi zagłębieniami tarpy.
Przywitałem się ze wszystkimi - poznając przy okazji kilka Nowych Wspaniałych Osób.
Potem szybciutko poleciałem się przebrać w normalne ciuchy jakie normalny facet powinien mieć siedząc zimą ( taka ponoć porę roku mamy ) z kumplami przy ognisku.
A dalej to już samo poleciało. Czołg gotował zupę na gąsienicach ale zgodnie stwierdziliśmy że wiało od niej cienizną
Tzn smak na zupkę Mu wyszedł zajebisty ale zanadto się zafrasował solniczką Predatora i poniosła Czołga fantazja przez co nie dodał do zupy kluseczek ( niby coś tam wsypał ale jak Mu mówiłem żeby sypał więcej to się nie słuchał )
Efekt był taki że sobie wychlipaliśmy rzadkie i zabraliśmy się do czegoś bardziej konkretnego.
A żeby być już całkiem uczciwym to należy Czołgowi przyznać że smak na zupę zrobił dobry ale zyskała miano zupy dopiero następnego dnia z rana jak dowaliliśmy do jej resztek sporo mięska pieczonego oraz prawie całą paczkę kluseczek
Żaby nam się powiększyły szeregi to dojechało do nas kilka osób na które liczyłem w skrytości ducha.
Okazało się że ta całkiem fajna miejscówka którą Chłopaki wynaleźli była super na 4 - 5 osób a w szczytowym momencie było nas zdaje się nawet coś koło 10 - 12 osób o ile się nie mylę
Było więc nieco ciasnawo ale za to bardzo miło
Po Kociołku Czołga na ruszt wjechały żeberka a potem łosoś pieczony w folii.
łosoś moim zdaniem dupy nie urywał
ale dał się zjeść
Potem wjechał kolejny kociołek Predatorowy czyli wątróbka z dużą ilością cebulki.
W międzyczasie Andrzej częstował swojską kiełbą z ogniska
Dostaliśmy też w prezencie troszkę słodkości od Agnieszki - a tak była z nami taka Rodzynka
Agnieszka była w Domu Dziecka ( tym o którym Wam kilka razy wcześniej opisywałem jak robiliśmy im marsz po lesie i zabawy w OffRoadzie ) na imprezie i piekli z dzieciakami pierniczki.
I właśnie tymi własnoręcznie przygotowanymi pierniczkami zostaliśmy poczęstowani.
Mówię Wam pięknie zrobione były - bajecznie kolorowe i co najważniejsze - bardzo smaczne
Agnieszka - wielkie dzięki
W końcu zrobiło się późnawo i część odwiedzających nas ludzisków musiała pojechać z powrotem.
Zostaliśmy w okrojonym składzie podstawowym.
Posiedzieliśmy jeszcze nieco przy ognisku i zaczęliśmy się rozchodzić do spania.
A trzeba Wam wiedzieć że za sprawą Andrzeja mieliśmy tym razem taki luksus że nie trzeba było walczyć z drewnem bo Andrzej przywiózł ze sobą trzy pełne wory pociętego i porąbanego drewna
Dzięki Andrzejowi nikt nie musiał walczyć na deszczu z piłą i siekierą i rżnąć drewna choć Chłopaki zgromadziły całkiem spory zapas drewna
W międzyczasie otrzymaliśmy kilka telefonów od Nieobecnych z pozdrowieniami i nawet Predator musiał Ewci przez telefon zaintonować Chryzantemy Złociste żeby się nasza Ewcia poczuła nieco lepiej
No i do wyrka.
Ja do swojego kombiaka gdzie mogłem się wygodnie wyciągnąć i wygodnie pospać, a część ekipy do swoich trumienek.
Reszta Ekipy wparowała do ekskluzywnego przenośnego hotelu z własnym centralnym ogrzewaniem
Opis hotelu i zdjęcia reklamujące tenże obiekt ukażą się zapewne już niebawem
Z rana obudził mnie hurgot gąsienic
patrzę przez okno a to do nas z powrotem Czołg zajechał na śniadanko.
Po porannych ablucjach znów spotkaliśmy się przy ognisku.
Zaczęliśmy oczywiście od naprawienia Czołgowego kociołka
dokładając składników jak się należy
Teraz to w końcu smakowało jak zupa a nie jak jakaś lura
Na tę okazję dojechał do nas z rańca w odwiedziny Arturo.
Mógł więc skosztować porządnego jadła
Potem wróciły na ogień resztki wątróbki w kociołku.
No i na koniec trza było zadość uczynić tradycji i tym razem nie w brytfannie jak to zwykle czynił Sikor a w kociołku zrobiliśmy jajecznicę.
W końcu bez niedzielnej jajcownicy nie dało by rady zaliczyć Odsapki do udanych imprez plenerowych
Po zjedzeniu ostatniego posiłku ( jakkolwiek by to zabrzmiało
) zaczęliśmy się rozjeżdżać do domów.
Przy czym ja niestety musiałem znaleźć się w czołówce wyjeżdżających ze względu na obowiązkowa wizytę w szpitalu
Tak więc niestety nie wiem jak długo jeszcze Chłopaki zostali na Odsapce.
Wszystkim Wam Ludziska Wspaniali serdecznie dziękuję za udział w III Odsapce Świąteczno - Noworocznej
Fajnie że frekwencja dopisała i tak licznie się pojawiliście mimo niesprzyjających warunków atmosferycznych i jakiejś ogólnej niemocy weekendowej
I jak to na początku wspomniałem czuję spory niedosyt.
W związku z powyższym ogłaszam od razu że robimy Ripeja Odsapkowego u Ewci w terminie 10, 11, 12 luty czyli od piątku do niedzieli.
Mam nadzieję Ewcia że termin Ci będzie pasował
Filmiki oraz zdjęcia mi się zgrywają więc pewnie jak się ogarnę nieco z czasem to wrzucę do tego naszego Odsapkowego opisu i zdjęcia
A póki co czekam na Wasze zdjęcia i opisy
No to Lutego