Każdy pływa (jeśli pływa) na tym, do czego ma najłatwiejszy dostęp. Ja pływam, najchętniej wpław. Najmniejszy sprawia ambaras z przygotowaniem, a i fizycznie czuję się doskonale, po takim przetarciu się w wodzie. Po drugie, lubię popływać minijachtem (Beza II) mojego starszego. Nie martwię się niczym, po za dotarciem do portu,(Zalew Sulejowski) noclegiem i wiktem. Reszta, to pływańsko, do utraty tchu. (przez to, moja wypocina, duży kaczor, ,,ma w plecy") Brak śluzy przy tamie, czyni ten akwen uboższym, na pewno. Przecie spłynąłbym do Warszawy, odwiedzając po drodze chętnie, wszystko, co jest do odwiedzenia. Nie wykluczając Schwimanen,a, czy znajomych w Mniszewie. Za mostem drogowym w Górze, po stronie wschodniej, odwiedziłbym wuja, z rodzinką, mieszkają przy Wale. A zakończyłbym w Warszawie, lub Gdańsku.Zwiedzałbym, bez większego zastanawiania się, jeśli byłoby gdzie bezpiecznie zostawić łódkę, wszystkie miasta leżące przy brzegu Wisły. Jakoś do Krakowa, nie pasuje mi pod górkę. Ale, kto wie. W końcu Beza, ma niewielkie zanurzenia. Może w grupie? Ale jeszcze nie w tym roku...
|