Plan na dzień dzisiejszy był taki:
,,Od dłuższego czasu planuję, ale jak nie płynę gdzieś indziej, to poziom wody lichy, a teraz się zawziąłem i w niedzielę 15-tego lutego płynę z Mniszewa (z pod mostu) 5 km. pstrągiem, a później wpływam w Kanał Trzebieński. Ile km. po kanale, tego nie wiem. Sądzę, że około 4-5 powinno się udać. Po drodze oczywiście ognicho. Czytałem, że na kanale mogą być ogromne żeremia, ale czy to prawda?
Wpłynęliśmy tam na chwilę z Wanienkami i zgodnie stwierdziliśmy, że warto obadać teren.
W sumie powinno wyjść coś pomiędzy 18-20km., ale to nic pewnego.
Mapka:
https://www.google.com/maps/d/edit?mid=zYXBdv5Wzf1s.kXn26XTzrH58 "
A że plany lubią się pierniczyć to się spierniczyły
Najpierw pogoda. Zachęcony wczorajszym słońcem wmówiłem sobie, że dziś będzie identycznie. Niestety. Pochmurno i ponuro. Jednak plan jest planem i zmykam nad rzekę. Po dojechaniu na miejsce patrzę na wodę podejrzliwie, bo mam wrażenie, że nurt jest silniejszy niż zazwyczaj.
Załącznik:
2.jpg
Mam rację. Jest ciężko, a do tego dość dawno nie pstrągowałem, więc jest podwójnie ciężko. Pierwszy km. mordęga. Płynę na siłę, czuję, że nie mogę załapać tempa i jakby się rozgrzać... Około drugiego km. zatrzymuję się. Minuta, dwie, zdjęcie
Załącznik:
1.jpg
i ruszam. Jest sporo lepiej. Nie wiem do czego mi była potrzebna ta krótka przerwa, ale od tej chwili płynie mi się dużo lepiej. Dopływam do Kanału Trzebieńskiego, czyli mam pokonane niecałe 5km. . Tam spotykam na brzegu 3 chłopaków, którzy palą ognisko. Zatrzymuję się by pogadać o kanale. Mówią, że za daleko nie popłynę, bo bobry zrobiły ogromne żeremie. Myślę sobie: aaaa to się jeszcze okaże czy nie popłynę. Pytam czy da się obnieść? Odpowiadają, że powinno dać radę. No to jestem w domu. Zamyślam odpłynąć za to żeremię i przy okazji przenoski zrobić przerwę na ognisko. Ruszam dalej. Odpływam od chłopaków, mijam zakręt i teraz głośne: K... mać! No wyobraźcie sobie....kanał zamarźnięty! Szlag mnie trafił! No cóż. Innym razem. Pozostaje mi traktować to pływanie, jako zwykły trening. Cofam się do plażyczki z ławeczką
Załącznik:
3.jpg
i jako że mam kiełbasę, to tu postanawiam rozpalić ognisko. O ile się uda. Z domku wziąłem gazetę i korę brzozową. Znalazłem kilka suchych patyków i udało się rozpalić. No więc posiadówa.
Załącznik:
5.jpg
Załącznik:
6.jpg
Patrzę na Pilicę i wydaje mi się taka jakaś bardziej szara niż zwykle i smutna. Po drugiej stronie rzeki pojawia się dwóch panów. Zarzucają dwa sznury! parszywce jedne, kłusownicy...w biały dzień! Oj, żeby Lechu był ze mną, to byśmy z tymi sznurami zrobili porządek...Sam nie ryzykuję. Posilony, zwijam stragan i w drogę. Postanawiam płynąć w miarę dynamicznie, bo zrobiło się chłodno z powodu wiaterku. Ruszam. Po około pół km. widzę znów jednego z tych typów od sznurów. Tym razem przytracza krótką wędkę do drzewa. Udaję celowo, że go nie widzę, z trudem panując nad sobą, by mu nie posłać tradycyjnej polskiej wiązanki. Mam w tym cel. Mój kajak łatwo poznać, kłopoty mi niepotrzebne, ale teraz wiem gdzie co zakładają. Za każdym razem jak będę przepływał, to będę sprawdzał te miejsca i zniszczę im "narzędzia zbrodni". Poinformuję też Straż Rybacką o tym miejscu. Trochę zniesmaczony tym co widziałem i tym, że eksploracja kanału się nie powiodła dopływam do Mniszewa i kończę trening. Kanał Trzebieński musi poczekać....Termometr w samochodzie pokazywał temp. -2.