Ech Sylwki, ech Lechy, Wy moje pociechy. Wstyd się przyznać ale własnego kociołka węgierskiego nie miałem. Bo za duży, bo za ciężki, bo myć z sadzy trzeba. W sklepach trafiałem same wielkie klamoty, tak po 10l albo i lepiej. Jednak narobiliście mi smakulca, daliście popróbować, rozochociliście i uzależniliście od tego niepowtarzalnego smaku i rytuału. Nie było wyjścia. Korzystając z naszego forum, opierając się
o ten wątek, odszukałem sklep a w nim blaszany kociołek 4l, w ram sam na 2-4 osoby, bo tak najczęściej pływamy. Blaszany bo tani i bo się nie będzie obijał z tej brzydkiej niebieskawej emalii. Kupiłem go nocą w czwartek, rano w sobotę już był w paczkomacie. Powiem Wam, piękności! Jak nocnik hrabiego albo i hrabini! Nie za ciężki nawet. Jak dojem to zważę.
Teraz pora na próbę. Jako, że wiatr szedł w tą stronę gdzie mieszka daleki sąsiad który podpierdzielił bliższego sąsiada, że ten ognisko pali na ogrodzie a jemu dym przeszkadza, zastosowałem sposób, bo żal mi było 5dych na mandat.
(do czego to doszło, żeby na własnym ogrodzie nie móc zapalić małego ogniska bo jakiś ... zapachu dymku nie lubi?!?)
Wytargałem ze stajenki niskiego grilla i worek brykietu celem kamuflażu. Będę udawał, że robię grilla.
Rach, ciach i mam trójnóg
Zaczynamy: "Zupa ManaTulaszowa"
Na dno słoninka wędzona i surowa, bo ta pierwsza się właśnie skończyła
Co to za zagadka, dwie kulki i armatka?
Oczywiście siekamy i wrzucamy na topiącą się słoninkę
Cebula się szkli a ja kroję 700g boczku w kostkę
kilka pieczarek, papryka
i do kotła!
przypraw niewiele, papryka w proszku słodka, ostra, pieprz z młynka, sól, kartonik passaty
a ile tych przypraw? a tyle
dwie spore pyry i woda z węża
i teraz przyprawy kluczowe, bez tego ManaTulasz za cholerę nie wyjdzie
Orzech, który rośnie na moim kochanym kocie Mefiku, który przegrał z pędzącym samochodem oraz konwalia z wyspy. (wyspa zieleni, na moim ogrodzie)
Czekam aż się pyrki dogotują
a oto i efekt, dokładkom nie było końca, paszcza poparzona...
Czego i Wam życzę!