Dopiero teraz, kiedy od kilku godzin jestem w domu i dopada mnie zmęczenie, wiem jak ciężko zabrać się za relację. Chyba jednak prościej i łatwiej, a na pewno z większym zaangażowniem jest relacjonowanie na żywo. Postęp techniczny daje niesamowite możliwości. Nie zdziwcie się jeśli kiedyś uruchomię kanał przekazu wizji "na żywo" z miejca akcji, bo takie możliwości daje mi moja kamerka. Odpowiadając na pytanie Oktola, filmy z mojego pływania robię od roku, głównie w post produkcji w domu na potrzeby rodziny i nielicznych znajomych. Na tematyczne fora mało kto wchodzi, a na fejsie sobie obejrzą. Można je oglądać pod podobnym nickiem. Tam jednak bardzo chronię swoją prywatność i nigdy nie upubliczniam swojego wizerunku - taka maniera i coś więcej.
Tym razem było trochę inaczej. Pewną inspiracją była nieszczęśliwie zakończona wyprawa Olka, gdzie miał relacjonować bezpośrednio z oceanu do stacji radiowej ze Szczecina. Nie udało, się trudno. Olek tak łatwo się nie podda. Tym moim pływaniem, w swojej głowie, chciałem wesprzeć Olka w jego zmaganiach z żywiołem, niczym jak on, relacjonować to wszystko czego miał być udziałem. Tak było do piątku z rana, ale stało się inaczej. Nie mogłem jednak zrezygnować całkowicie z wyprawy i z pomysłu relacji. Lecz nie po to pływam, nie posądzajcie mnie o takie rzeczy. Więc po co pływam? Po zmęczenie, wysiłek, przyjemność z obcowania z przyrodą i projekcję niczym w kinie. Czuję się, tak jakby ktoś odsłaniał przede mną kolejne obrazy. Co jest za zakrętem? Ile drzew dziwacznie wygiętych, wyrosłych bokiem na pionowej ścianie brzegu, opadających najpierw pniem do wody, by następnie powoli dźwigać się w górę, aż do pionu. Nie rzadko zataczając w ten sposób ponad pół okręgu. Jakąż widać w tym determinację i walkę o przetrwanie. Ale i tak na nic to. Woda nie da im szans. Podmyje i wypłucze korzenie. Ileż takich widoków mijamy, często nie zwracając na to większej uwagi. Nieraz te pozbawione gleby korzenie budzą grozę niczym scena z horroru. Innym razem, już inne drzewo właśnie stało się niczym innym jak tylko drewnem powalonym w nurt. Kolejne jest krok dalej w tym dziele zniszczenia. Cząsteczki wody i to co niesie ze sobą, wytarły tkanki miękkie drewna, pozostawiając te twardsze, co w połączeniu wygląda jak zerodowana mocno stal. Czasem przybiera dziwne kształty, zapadając na dłużej w pamięć. Niestety obraz ten mąci i to co raz częściej, sterta naniesionych śmieci, głównie butelek i styropianu. Straszą wraki lodówek, naliczyłem cztery. Po tym wszystkim nabieram wstrętu do gatunku ludzkiego. Lecz i tak wiem, że powrócę do tego świata znowu. Bo to jest mój świat, moje w nim istnienie i doznania. Jakaś inna rzeka znów mnie poniesie w nieznane, znowu zachwyci projekcją. I może nadejdzie taki dzień, że nie poczuję zażenowania z powodu bycia "panem świata".
Kończąc te wywody, polecam Studnicę każdemu, kto myśli podobnie i nie mierzy sił na zamiary. Nie było łatwo, bo nie miało tak być. Załączam link do na szybko zmontowanego filmu z drugiego dnia. Może będzie potrzebny dział: "Relacje na żywo". Największym problemem nie jest brak czasu podczas spływu, ale braki w zasięgu transmisji danych i potężne zapotrzebowanie na energię elektryczną.
https://www.youtube.com/watch?v=f8awagmdjFw