No dobra - to może ja się pokuszę o jakiś opis ale zaznaczam - to będzie mój subiektywny opis
Z klubu WKW wyjechaliśmy równo o 16. Ale zanim się przez Wawkę przebiliśmy, to sporo czasu minęło.
Jeszcze po drodze zakupy, małe co nieco do żarcia bo w końcu śniadanie w końcu jakieś trzeba zjeść.
No i jedziemy. powoli, bo niestety u mnie coś w silniku niedomaga i więcej niż 100/godz. nie polecę a poza tym coś mu mocy brak. Jedziemy podziwiając sobie widoki.
z początku myślałem że będziemy jakoś tak koło 19 ale te godziny spędzone podczas próby wyjazdu w piątek z Wawki szybko zmieniły godzinę dojazdu na miejsce.
W końcu jesteśmy.
Wjeżdżamy w bramę i mała konsternacja. Gdzie są wszyscy.
Po lewej stronie w oddali widzę jakąś wiatkę i grupę ludzików - myślę - to Oni. Podjeżdżamy ale okazuje się że to jednak nie Oni
Za to dowiaduję się że dalej jest jakaś ekipa.
Stwierdzam że nie wiadomo co i jak to pójdziemy na zwiady żeby komuś do ogniska nie wjechać.
Okazuje się że to jednak właściwe miejsce i w końcu lądujemy w powitalnych objęciach
Młody wraca po samochód i podwozi nam graty.
Jako że Wielki Manatu zajął nam miejsce a już wieczór to nie ma co kombinować i parkujemy koło Manatowozu i rozbijam namiot obok Nich.
Mnie chrapanie aż tak bardzo nie przeszkadza.
Młodzi ( Elteszki
) wyprowadzają się na drugi koniec obozowiska żeby innym nie przeszkadzać
Rozbijamy namioty i ogarniamy nasze graty.
Teraz trzeba coś zjeść więc kiełba w rękę i do ogniska.
Przy ognisku czas szybko mija gdzie śpiewy i wrzaski oraz ryki śmiechu pokazują że Ekipa bawi się świetnie.
Czekamy jeszcze na kilka osób. Ja na chwilkę wypadam na zewnątrz aby Ropuchowi wskazać drogę dojazdową
A potem znów ognisko i Polaków rozmowy nocne
W końcu godzina się późna zrobiła i nagle dookoła ogniska powoli zaczyna się robić luźno.
W końcu zostajemy we 4 i tak już do 3 nad ranem razem siedzimy
W końcu i na nas nastaje pora i się rozłazimy do namiotów.
Nie wiem ile Chłopaki pamiętają z tych godzin ale była świetna zabawa
Z rana pobudka jakoś wcześniej bo okazuje się że namiot rozbity blisko kibelka co ma dobre ale i złe strony
Śniadanko, coś do picia, i małe ognisko na dzień dobry.
Rozpoczynają się leniwe przygotowania do zejścia na wodę.
Ja od razu chcę do Kruszwicy polecieć samochodem a dopiero potem coś popływać.
W końcu nasza Ekipa ląduje na wodach Jeziora Gopło i wyrusza w 16 km trasę do Kruszwicy gdzie mamy się spotkać.
My jeszcze marudzimy w obozowisku ale w końcu pakujemy się całą gromadą do dwóch samochodów i jedziemy do Kruszwicy.
Parkujemy niedaleko Mysiej Wieży. A stamtąd już piechotką zwiedzamy naszą grupką cały teren i wchodzimy na wieżę żeby zobaczyć widoki z góry.
Bilety tanie ( 6,5 za os. ) ale w sumie jak na samo wejście to i tak sporo
W końcu z biletami w garści wskakujemy na schody i wdrapujemy się na wieżę.
tu zaczajam się i robię kilka fotek "Naszym"
Potem jeszcze kilka drewnianych stopni w wieży oglądając po drodze wystawione tablice i gabloty i jesteśmy na wieży.
Widok piękny choć sama wieża mogłaby by być tak nieco o drugie tyle wyższa
My grasujemy sobie po wieży a tu nagle telefon od Ropucha bo już dopływa.
Pokazujemy mu z góry machaniem gdzie ma płynąć i obserwujemy z wysokości jak sobie radzi
Ropuch dopływa do pomostu a my złazimy na dół żeby się przywitać
i poczekać na następnych Wodniaków
Część z przybyłych układa się na pomoście i odpoczywa albo się pożywia, a część grasuje po okolicy i zwiedza.
W końcu czas relaksu dobiega końca i Nasi zbierają się z pomostu i wracają do Połajewka - do obozowiska.
My mamy jeszcze mnóstwo czasu więc jeszcze sobie łazimy i zwiedzamy, oraz robimy zakupy.
W końcu pakujemy się w nieco powiększonym składzie do samochodów i wracamy do obozowiska.
Tu zastajemy część Ekipy która zeszła na wodę ale nie dopłynęła do Kruszwicy tylko wcześniej zawróciła.
Z Pućkiem pakujemy się do kajaków i wypływamy na jezioro.
Ja płynę naszym na spotkanie i po dopłynięciu do ostatnich lajtowców wracam wraz z nimi.
Jako że z Pućkiem zgadywaliśmy się na kąpiel to po wyciągnięciu kajaka wracam do wody ale już na kąpiel wpław. Próbuję namówić jeszcze kogoś ale jakoś nikt nie chce dziś kuperka zamoczyć
Po kąpieli rozpoczynają się przygotowania do obiado-kolacji.
Tzn. Kociołków bo w sumie na ogień wędrują dwa kociołki.
Ponieważ kociołki długo się robią to w międzyczasie dożywiamy się indywidualnie
Co po niektórzy się obijają i czilują
W końcu przygotowania i dożywianie bieżące przenosi się spod grzybka do ogniska
Powoli zapada wieczór i robi się pięknie.
Ognisko z początku potrójne robi się w końcu pojedyncze a my delektujemy się zawartością kociołków
W końcu towarzystwo powoli się wykrusza i na samym końcu pozostaję ja i moja maczeta.
Musimy nieco poczekać aż ogień dogaśnie żeby się przypadkiem nic nie rozniosło na nasze obozowisko
Niedługo później i ja melduję się w śpiworku
Budzę się w środku nocy ( jak dla nie oczywiście
)
wyłażę z namiotu i lecę do kibelka.
Po drodze spotykam a jakże - Piwkesa - to przecież skowronek i długo spać nie może
- pewnikiem sumienie o męczy i dla tego spać nie może
Widząc piękne widoki wpadam do namiotu po aparat
Kilka pstryknięć widoczków i z powrotem do wyra
Kilka godzin później sam wyłażę ze śpiworka i myślę o jakimś jedzonku
Nich się te duże kurczaki cieszą że tyle żarcia mamy bo dzięki temu pożyją dłużej
Śniadanie okazało się wielosmakowe
Jest i Czołgowa jajecznia ( widzieliście że Czołg miał aż 6 jajek
)
Potem jakaś kiełba a do tego duszone pieczarki z cebulką i grzaneczki z serem
pychota. Obżarłem się że mi się nic robić nie chciało.
Po śniadanku niestety zaczynają się powroty.
Pierwsi niestety muszą wyjechać Ewcia z Tomkiem.
Oczywiście zapada decyzja że za rok znów się tu pojawimy bo się wszystkim spodobało.
Jest dość wcześnie, pogoda piękna więc zaczynają się testy łódek.
Jak ktoś chciał się bujnąć na innym sprzęcie to miał okazję.
Największym wzięciem cieszyła się Ropuchowa Strzała.
Zdaje się że Ropuch będzie miał niezłą konkurencję na wodzie
Manatu w końcu doprowadził pilota do porządku wsadził w drona i wystartował
Ciekawe czy jakiś film z tego będzie
My ze Słoneczkiem grasujemy po terenie bo jakoś wcześniej okazji nie było i oglądamy sobie teren oraz prywatne Zoo w naszym Gospodarstwie Agroturystycznym
Niestety im bliżej południa tym mniej ludzi.
W końcu zostajemy tylko my i Manaty.
Powoli zwijamy obozowisko i pakujemy samochody.
Wrzucamy łódki.
Pogoda piękna - jest w sumie jeszcze dość wcześnie - aż szkoda wyjeżdżać i tracić czas na siedzenie w aucie.
Nagle komuś świta pomysł - Elteszki na Sarniaku nie płynęły.
Szybko zdejmujemy z bagażnika Sarniaka i Młodzi schodzą na wodę.
Chwilę potem na wodzie ląduje mój Sekatuś po brzegi wypełniony Manatem
Ach cóż to był za widok. Żałujcie że pojechaliście tak wcześnie
Jednak Manat to prawdziwy Canomaniak bo zdecydowanie lepiej Mu się pływało w kajaku z pagajem
Potem były jeszcze testy naszej taniej kamizelki
I okazuje się że jeśli chodzi o wyporność to jest całkiem Ok
No ale w końcu zrobiło się już dobrze po 17 i czas najwyższy jednak zebrać się do powrotu.
Ponownie pakujemy sprzęty na dach, z żalem się żegnamy i rozjeżdżamy.
Ja koniecznie chcę pojechać przez Zalew Włocławski żeby sobie przypomnieć nasze przygody i powspominać z Młodym, a także zobaczyć jak to wygląda od strony brzegu.
Po drodze mijamy stadko Żurawi które tak mocno było słychać przez cały okres naszego pobytu na przemian z Gęsiami.
Docieramy do Włocławka.
Sądząc po widoku tzn. braku płotów i robotników prace trwające kilka lat przy śluzie już się chyba zakończyły.
To dobry znak - w przyszłym roku na spływie już nie będzie trzeba katorżniczej przenoski robić
Upychamy się do samochodu i lecimy do Dobrzynia - tam jest olbrzymia skarpa z fajnym punktem widokowym na Zalew Włocławski.
Niestety dość późno docieramy na miejsce i zdjęć już nie bardzo jest jak robić ale widok z góry na Zalew - zajebisty. A potem cóż - w samochód i koło 21 / 22 docieramy z powrotem do domciu.
Jeszcze raz Wszystkim dzięki za wspaniałe spędzony z Wami weekend
Czuję niedosyt więc liczę że frekwencja na naszej Zimowej Odsapce dopisze
Jakby co to tu więcej zdjęć
https://plus.google.com/u/0/collection/YIzbqBA film właśnie robię choć troszkę czasu może potrwać zanim film załaduję na YT
Mam nadzieję że pomimo że nieco długi to sobie z przyjemnością obejrzycie - szczególnie polecam końcówkę
A na dowód że Gopło jest czyste i są tam raki to jeszcze taki widoczek jaki zastaliśmy na plaży przy obozowisku