Jak widać nikt chyba nie ma chęci do zrobienia nawet krótkiego opisu, może wszystkich dopadło zmęczenie lub brak czau.
Chociaż oglądając dzieło Sharana żadne słowo już nie jest w stanie konkurować z filmem który zrobił i oddać atmosfery naszego spotkania. Postaram się jednak w kilku żołnierskich słowach podsumować naszą majówkę.
Miejsce naszego spotkania i bazy wypadowej na pobliskie rzeki wybraliśmy Brzeźce, pole namiotowe Kajaczek.pl.
Na miejsce dotarłem w niedzielę około godziny 19 i tam zastałem już Sikora biegającego z taczką, tak zapierdzielał że nawet nie miał czasu załadować. Czołg mnie wyćwiczył żeby się witać więc to uczyniłem z Sikorem i po wymianie kilku uścisków podjęliśmy decyzję o przygotowaniu kolacji. Ja zająłem się ogniem a Sikor swoją sprawdzoną specjalnością, kociołkiem. Po godzinie 21 dobiła do nas ekipa z Dęblina, Basia, Sharan, Romek, Tomek i już w komplecie rozpoczęło się biesiadowanie przy ognisku. Potrawa Sikora była wspaniała, kto nie miał okazji spróbować niech żałuję, a jest czego. Po obwitej kolacji udaliśmy się na zasłużony spoczynek ze świadomością że na wszystkich okolicznych rzekach woda przekroczyła stany alarmowe. Noc minęła dość szybko, choć kilka razy budziłem się ze względu na przeszywające zimno, temperatura otoczenia chyba tej nocy spadła do dwóch stopni. W czasie porannego posiłku dojechała jeszcze do nas Ania i praktycznie od razu udaliśmy się w kierunku miejscowości Drzewica. Miejsce startu wybrał Sharan, startowaliśmy bezpośrednio z podzamcza w pięknym otoczeniu ruin zamku w Drzewicy. Nie mieliśmy zaplanowanego miejsca zakończenia spływu, woda szła dość wartko i musieliśmy być czujni omijając zwalone drzewa. Nikt z nas nie miał tzw ułańskiej fantazji i wszystkie napotkane progi były omijane lądem. Miejscami były ogromne rozlewiska i nawet nie wiem jak zgubiliśmy koryto rzeki i płynęliśmy po łąkach i zaoranym polu chyba ze dwa kilometry, dopiero ktoś z ekipy w oddali ujrzał mostek i powróciliśmy na prawidłowy kurs,Pogoda w tym dniu była bardzo ładna, towarzyszyło nam słońce i wesoła atmosfera. Tak fajnie się płynęło że nie wiadomo kiedy wylądowaliśmy w Nowym Mieście nad Pilicą pokonując odcinek prawie trzydziestu kilometrów. Po wyciągnięciu kajaków z rzeki i chwili oczekiwania odebrał nas Krzysztof i przetransportował do naszej bazy wypadowej. Na temat kolacji nie będę się rozpisywał, ale było podobnie jak pierwszego dnia. Za to była podjęta kolejna strategiczna i kolektywna decyzja o przepłynięciu kolejnej rzeki, padło na Pierzchnie. Spływ zaczęliśmy w miejscowości Pierzchnia dopływając w Białobrzegach do Pilicy i dalej Pilicą na Brzeźce. Woda na Pierzchni była sporo niższa, ale i charakter rzeki był inny. Tutaj niektóre odcinki obfitowały w dużą ilość zwałek które pokonywaliśmy w różne nam znane sposoby. Fajnie się sprawdziła praca zespołowa i z taką ekipą można pływać na najbardziej zawalonych kłodami rzekach. W niecałe pięć godzin pokonaliśmy ponad 16 kilometrów. Trzeciego dnia padło na Pilicę, ekipa nam się trochę zmieniła. Odpadła Ania, Romek i Tomek a dobił do nas Czołg i Orzech. Płynęliśmy z Tomczyc na Brzeźce odcinek 30 kilometrów w tempie turystycznym podziwiając rozlewiska Pilicy i żerujące ptactwo wodne dyskutując o życiu
. Wszystkim uczestnikom jak i gospodarzom pola namiotowego bardzo dziękuję za miło spędzony czas.
Kilka moich fotek
https://goo.gl/photos/uoGXTbps1NdbwYNB8Tu muszę dodać, ten gość opierdzielił chyba połowę dziennej produkcji czekolady Wedla