Jakiś czas temu a dawno to było - Karol ( czyli Juka ) zbudował sobie canoe a ponieważ nie miał z kim pływać w dużym canoe to pomniejszył plany i zbudował zmniejszoną wersję tamtego canoe.
Byłem u Karola akurat jak miał poklejoną skorupę i ją z synami laminował.
Spodobało mi się to canoe bo było małe i lekkie.
Wprost przeciwnie do mojego "pancernika".
Zabrałem od Karola szablony i miałem je kleić u siebie ale nie było kiedy a Karolowi prawie dwa lata zabrało dokończenie budowy tego małego canoe bo Chłop nie ma czasu - zarobiony jest na maxa.
W sumie to i tak na sto procent nie jest skończone bo brakuje jeszcze wbudowanego siedzenia
Karol ominął ten problem robiąc kostkę ze styropianu na której siedzi podczas pływania.
Tak więc trafiła się okazja i dziś w niedzielę czyli ostatni dzień długiego majowego weekendu zabrałem od Karola Jego canoe i pojechałem przetestować na Pilicę.
Pilicę wybrałem z trzech powodów
Po pierwsze dawno po Pilicy nie pływałem i chciałem sobie przypomnieć rzekę
Po drugie na Zalew Zegrzyński przebudowują drogę i zrobili "wahadełko" przez co tworzą się spore korki i w sumie czas przejazdu by mnie wyniósł więcej niż nad Pilicę a różnica jest znaczna bo na Zalew mam około 20 a nad Pilicę 60 km
Po trzecie i to chyba był najważniejszy powód - moje pagaje od dawna są rozdłubane do małego remontu i nieskończone niestety więc muszę się posługiwać zwykłym paskudnym małym pagajem Szmaglińskiego.
Od zawsze ich nie lubiłem ale mam i póki co nie wyrzucę bo jednak szkoda
Te pagaje mają małe pióro i są małe więc ciężko nimi wiosłować bo raczej mieszają wodę a nie wiosłują.
Na stojącej wodzie ( takiej jak Zalew ) ciężko było mi się poruszać a na płynącej już jakoś łatwiej.
i tu właśnie koncepcja na Pilicę.
Dodatkowym czynnikiem było to że nie wiedziałem czego się można spodziewać po mniejszej wersji canoe - jak to będzie pływać i jak to będzie na wodzie stabilne.
W logistyce nad Pilicą pomógł mi nasz niezastąpiony Czołguś
Jacuś wielkie dzięki Ci za pomoc w logistyce.
Nasz niezastąpiony Czołguś odebrał mnie spod mostu w Mniszewie i wywiózł do Warki.
Czyli do maty ( do samochodu ) miałem zaledwie 18 km ale to miał być lajtowy dzionek.
Słoneczko pięknie świeciło, choć wiał całkiem spory wiaterek.
W okolicach godziny 11 wylądowaliśmy w Warce i po szybkim wywaleniu gratów bo nie było ich dużo miałem spakowane i gotowe do drogi canoe.
Na początek chciałem spróbować jak się canoe sprawuje przy pstrągowaniu.
O dziwo szło całkiem przyzwoicie. Nie to co mój pancernik
Tak więc z plaży miejskiej w Warce podpłynąłem najpierw pod most i dopiero potem zawróciłem i dałem się ponieść rzece.
Na początku miałem zamiar płynąć na liścia ale w sumie wziąłem te canoe na testy tak więc zacząłem mieszać wodę Szmaglińskim żeby zobaczyć jak się toto na wodzie trzyma i porusza.
Dawno już canoe nie pływałem więc na początku wystąpiły niejakie problemy ze sterowaniem ale potem jakoś to już poszło
Odpaliłem sobie nawet na chwilę Yanosika żeby zobaczyć jakie prędkości się pojawią i wyszło że niby nawet miejscami do 9 km/h mi pokazywało. Wydaje się jednak że nie były to do końca prawidłowe pomiary - w końcu to tylko Yanosik. Z pewnością było mniej ale jak sobie płynąłem z tym Szmaglińskim mieszadłemw ręku to minąłem grupę kajaków z wypożyczalni która płynęła na liścia nieznacznie tylko wiosłując.
Jak stanąłem na chwilkę na małe co nieco to minął mnie kajak dwójką na pokładzie ale nie wypożyczalniany więc zebrałem się w sobie i zacząłem ich gonić.
No i dogoniłem
Trwało to troszkę ale się udało.
W końcu jednak ciężko canoe dogonić kajak który nie płynie na liścia tylko powoli - ale wiosłuje
Sekatusiem płynęli ojciec z dorosłą córką - bardzo fajni ludzie.
Takie połączenie bardzo rzadko się trafia
A im się naprawdę fajnie płynęło.
Jak Ich dogoniłem to sobie chwilę pogawędziliśmy i znowu mi odskoczyli.
Ale ja już i tak bardzo ich nie ścigałem.
Płynąłem sobie spokojnie swoim tempem i podziwiałem krajobrazy których tak dawno nie oglądałem
Minąłem druty wysokiego napięcia co jak według zapewnień Czołga miało stanowić półmetek i zacząłem sobie szukać jakiejś plaży żeby się z obozowiskiem rozłożyć i nieco poczilować aż tu nagle patrzę a stoi na najbliższej plaży kajaczek z moimi nowymi znajomymi.
Dopłynąłem do Nich i sobie chwilę pogadaliśmy
Okazało się że Oni też do Wisły płyną, a potem mają wyjść i popstrągować na Wiśle.
Pożegnaliśmy się i dość szybko mnie wyprzedzili raźno wiosłując.
Dalej sobie popłynąłem swoim tempem i już niedługo usłyszałem szosę i zobaczyłem most.
Mniszew czy nie Mniszew.
Most jakby podobny ale jakoś tak za szybko się pojawił.
Minąłem most i zobaczyłem swój samochód czekający na mnie.
Jednak Mniszew.
Wyciągam z torby telefon, patrzę - godzina 14
Kurde - za szybko. A miałem sobie jeszcze gdzieś na plaży poczilować a tu po raptem 3 godzinach spływ mi się skończył.
Chwila namysłu - płynę dalej do ujścia Pilicy do Wisły i sobie jakiejś plaży poszukam, gdzie na spokojnie sobie pocziluję
Wypłynąłem na Wisełkę i popstrągowałem w górę jakieś kilometr - półtora
Nawet widziałem moich nowych znajomych na plaży na prawym brzegu ale postanowiłem Im nie przeszkadzać więc popłynąłem wzdłuż lewego brzegu.
Minąłem ostrogę - tu było trochę machania wiosłem - i znalazłem piękny choć nieduży kawałek plaży wraz z małą zatoczką.
Tak to jest właśnie to co tygrysy lubią najbardziej
Dobiłem rozbiłem obozowisko, i zaczołemwcinać późne śniadanie.
No a potem po prostu się na plaży uwaliłem i zasnąłem.
Było super.
Obudził mnie telefon od Orzecha ale w sumie to dobrze bo bym się za bardzo spiekł a poza tym godzina już była taka że warto było pomyśleć o podróży powrotnej żeby potem godzinami w korku nie stać - wiadomo jak to jest z powrotami po długim weekendzie
Jeszcze troszkę poczilowałem i czas w drogę powrotną
Na Wiśle jakby większy wiatr - oczywiście w mordę wind ale spoko - canoe daje radę.
Fali nie ma to i nie ma strachu że mi się coś przeleje przez niską wolną burtę
W końcu dopłynąłem do ujścia Pilicy i popstrągowałem dla odmiany Pilicą w kierunku samochodu.
Szybkie pakowanie, canada na dach i gotowy do drogi powrotnej.
Muszę przyznać że ta mała canada zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie.
Całkiem fajnie się nią pływało.
Jakby dorobić do niej jakiś zwijany brezentowy pokład to myślę że i na fali mogłaby się nieźle zachowywać ale to już sprawdzę innym razem.
Generalnie moim zdaniem bardzo fajna konstrukcja wyszła Karolowi.
Muszę jeszcze kiedyś zabrać od Karola Jego canoe i pokazać Tomkowi żeby się przepłynął i sprawdził swoim fachowym okiem co i jak
Karol - wielki dzięki za wypożyczenie Swojej canady na testy
Czołgu - wielkie dzięki za zapewnienie logistyki
Dzięki Wam Chłopaki bardzo przyjemnie spędziłem ten niedzielny dzionek