Zapłon mam straszny, ale wcześniej jakoś nie było czasu żeby przysiąść do relacji.
W przedostatnią czerwcową sobotę wybraliśmy się na spływ Wkrą organizowany przez Radka. Jak ja lubię takie imprezy gdzie ktoś za mnie wszystko obmyśli, przemyśli, załatwi, ogarnie i niczym nie muszę sobie zaplątać głowy...
Mogę się wtedy skupić na wioślingu, piwingu i odpoczingu
Spotkanie wypadło na plaży miejskiej w Glinojecku, giepełes nie potrafił pomóc, więc trochę musieliśmy się nakręcić i nadzwonić aby dotrzeć na miejsce. Łódki zwodowane, auta odstawiliśmy na parking koło urzędu i szanowny radkowy teść odwiózł kierowców na miejsce startu. Oczywiście na fotelu w aucie zostawiłem telefon, więc z tego miejsca raz jeszcze dziękuję za zawiezienie mnie spowrotem
Był to nasz pierwszy kontakt z Wkrą, co prawda ujście widzieliśmy podczas spływu Kanałem żerańskim i Narwią ale to się nie liczy
Rzeka bardzo urokliwa, bez wystających kamoli, i zwałek pełnych robaków i obślizgłych porostów, czyli taka jak lubimy. Zdarzyły się gniazda brzegówek(?) i kilka nor bobrów(?), łączki z dogodnym wyjściem z wody i kilku podchmielonych lokalsów liczących na podwózkę wodą do najbliższej wsi
W jednym miejscu mijaliśmy rurę ściekową i przez pewien czas woda miała nieciekawą barwę i zapach. Na szczęście natura potrafi sobie radzić z większymi problemami i po kilkuset metrach negatywne wrażenia ustąpiły.
Tak swoją drogą czekam tylko jak natura się wk**wi na jeden gatunek...
Szukaliśmy dość długo dogodnego miejsca na przerwę śniadaniową - no bo przecież spływ bez jedzenia pod korek się nie liczy
by w końcu trafić na sympatyczną łączkę. W trakcie konsumpcji z oddali zaczęły dochodzić nas pomukiwania i przy kolejnym obróceniu się za siebie zobaczyliśmy kilka krówek, które stały nad nami i dyskretnie dawały nam do zrozumienia, że to ich miejscówka. Przyśpieszyliśmy, kiedy do zbiegowiska zaczęły zbliżać się krówki, które miały tylko po "jednym cycku", i konsumpcję dokończyliśmy już na wodzie
Pogoda również się pogorszyła, słonko na niebie zamieniło się w deszczowe chmury i spływ kończyliśmy już w mżawce, która nastała po deszczu. Meta przy moście drogowym z dogodnym podjazdem praktycznie nad samą wodę. Transport kierowców zapewnił szanowny radkowy teść, a po spływie Ewa nakarmiła i napoiła nas do syta pysznym żurkiem i owocowym preparatem (którego to niestety mogłem jedynie powąchać).
Było bombowo
nie możemy się doczekać kolejnego etapu Wkry
foty kradzione:
https://photos.app.goo.gl/7LjUmCnJUwPD3mN46