Kolejny weekend na wodach zalewu, łódka i wędkowanie.
Pogoda w sobotę średnia ale na wodzie dużo łódek i wędkarzy.
Płyniemy w górę naszą stałą trasą czyli przesmykami dookoła wysp na nasze ulubione doły kuligowski, poziom wody podniósł się - jest szansa na udane połowy. Ptaków całe chmary, łabędzie też zebrały się w liczne skupiska na wypłyceniach.
Sobotę kończymy bez sukcesów, ani z trollingu ani z opadu nie ma brań.
Niedziela zapowiada się bardzo ciepła i bezchmurna, ranek jest dość chłodny więc ruszamy późno po solidnym śniadaniu, na łodce jesteśmy o 8 rano.
Ruszamy ponownie na Kuligów trochę inną trasą.
Nasza ulubiona 7metrowa rynna jest wolna. Biczujemy tam ostro ale słabo, kilka pobić ale bez zapięcia.
Powoli spływamy do siebie obłapiając po kolei wszystkie przykosy. Na jednej z nich mam konkretne uderzenie w przynętę, na wędce lubione kopyto żółto czarne, główka 10g i wolfram. Liczę na szczupaka, sandacza, suma może na bolenia. Po chwili już wiem, że mam coś solidnego, ryba walczy bardzo mocno. Nie szarpie jak szczupak, stawia bardzo duży opór, Hol nie trwa długo, liczyłem na suma ale po chwili na powierzchni ukazuje się naprawdę duży leszcz. Co się odwlecze to nie uciecze - chodziły za mną te leszcze z przepompowni z przed 3 tygodni
Absolutnie nie było planu na leszcza - niespodzianka niebywała.
Mierzę rybę, ma 62cm, płyniemy do sklepu do Kani Nowej zważyć ją - waga pokazuje 3,1 kg czyli wiadomo-medal srebrny jest
Dobry rok, początek sezonu, druga duża konkretna ryba i drugi medal PZW.
Plan był żeby rybę zabrać i zrobić w lekkiej zalewie octowej z ziołami ale rodzinka mnie pogoniła, że za duży.
Oddałem go na brzegu łowiącej rodzince, Ci byli przeszczęśliwi i bardzo wdzięczni. Zza krzaków widziałem jak się z nim po kolei fotografują - na bank mężczyźni przypiszą sobie go na swoje konto